Jodie Foster
Spoglądając w lustro, uśmiecha się na widok kolejnej zmarszczki. Długo czekała na ten moment, gdy mężczyźni przestaną widzieć w niej obiekt seksualny, a reżyserzy będą oferować najciekawsze role - takie jak w filmie "Odważna", który właśnie wchodzi na ekrany. Jodie Foster tylko w "Gali" mówi o swoim pomyśle na życie i wychowanie dzieci.
- Gala
Niepozorna. 155 centymetrów wzrostu, buty na płaskim obcasie, dżinsy i mało efektowna kurteczka. Słynne intensywnie niebieskie oczy ukryte za grubymi szkłami krótkowidza. Wąskie usta bez śladu szminki. Za to uścisk dłoni ma zadziwiająco mocny. Spotykamy się w Berlinie, w hotelu Aldon Kempinski. Przez okno widać Bramę Brandenburską. Jodie po niemiecku dziękuje kelnerowi za kawę. Płynnie włada pięcioma językami - to u hollywoodzkich aktorów wyjątkowe. Ale czy Jodie Foster kiedykolwiek była typową gwiazdą?
GALA: Lubi pani siebie?
JODIE FOSTER: Coraz bardziej. Mam 45 lat i jestem dumna z każdej zmarszczki. Długo czekałam na ten moment, gdy nie będę już ścigać się o role z dwudziestolatkami, a faceci przestaną poklepywać mnie po pupie. Z wiekiem też mogę wybierać coraz ciekawsze scenariusze. To duża ulga, że nikt o zdrowych zmysłach już nie traktuje mnie jak "ładną buzię".
GALA: Nie rozumiem. Czuje się pani staro?
JODIE FOSTER: W pewnym sensie - tak. 42 lata stażu pracy to całkiem sporo. Ale proszę nie myśleć, że znudziło mi się granie. Wręcz przeciwnie. Praca daje mi coraz więcej radości i czuję, że najlepsze role wciąż są jeszcze przede mną.
GALA: Dwa Oscary pani nie wystarczą?
JODIE FOSTER: Nie chodzi mi o nagrody, tylko o satysfakcję związaną z tym, że jestem dumna z tego, co robię. Czytam wywiady w gazetach i prawie każdy aktor uważa za właściwe, by zaznaczyć, że nie znosi oglądać swoich filmów. Co za hipokryzja! Nie ma słów, które opisałyby euforię, jaka towarzyszy nam, gdy widzimy się na ekranie.
GALA: W "Odważnej" gra pani kolejną trudną rolę. Czemu wybiera pani takie scenariusze?
JODIE FOSTER: Fascynują mnie postaci doprowadzone do granicy obłędu. W takim stanie człowiek przechodzi przemianę. Scenariusz "Odważnej" przeczytałam jednym tchem i od pierwszej sekundy identyfikowałam się z główną bohaterką. Erica jest kruchą introwertyczką, która po brutalnym napadzie, w czasie którego z rąk bandytów ginie jej narzeczony, kupuje pistolet i zaczyna prywatną wojnę z przestępcami. Przełomowym momentem w jej życiu jest śmierć ukochanego. To on nadawał sens jej życiu. Był jej ciałem. Bez niego Erica jest tylko duchem przemierzającym ulice miasta. Zaczyna żyć dopiero wtedy, gdy w ręku ściska broń. Wcale nie jest z siebie dumna, ale nie potrafi odmówić rozkoszy zemsty.
GALA: A pani? Zawiodła się kiedyś na sobie?
JODIE FOSTER: Chyba każdy zna to uczucie. Mamy pewną wizję siebie i czujemy wstyd, gdy rzeczywistość ją weryfikuje. Wyrastałam w przekonaniu, które mi wpoiła matka, że muszę być silna, bo inaczej świat mnie zniszczy. Wszystko było łatwe, dopóki pierwszy raz nie zostałam sama. Miałam już chyba 18 lat i byłam na planie filmowym gdzieś w małym miasteczku. Gdy zbliżał się wieczór i ekipa po zdjęciach rozjeżdżała się do moteli, ja umierałam ze strachu. Przez jakiś czas ukrywałam się i nocowałam na planie - zwinięta gdzieś w kącie. Na myśl o nocy w pokoju hotelowym wybuchałam płaczem, a potem byłam na siebie wściekła za tę słabość. Czułam, że zawiodłam i siebie, i mamę.
GALA: Jak sobie pani z tym poradziła?
JODIE FOSTER: To był moment, w którym postanowiłam rzucić film. Trudna decyzja dla kogoś, kto urodził się w Hollywood i od trzeciego roku życia był ciągle przed kamerami. Ale musiałam coś zrobić, żeby nie zwariować. Zapisałam się na uniwersytet Yale. Zamieszkałam w kampusie. Prowadziłam normalne, studenckie życie - chodziłam na zajęcia, imprezy, a nawet na demonstracje. Na trzy długie lata zapomniałam o Hollywood.
GALA: Miała pani znane nazwisko i wyrobione poglądy. Absolwentka Yale z takim dorobkiem mogłaby zrobić karierę w każdej partii.
JODIE FOSTER: Gdy miałam 20 lat, uważałam, że zajmowanie się polityką jest moim obywatelskim obowiązkiem. Ale zawsze czułam, że to nie mój świat. Dziś nawet prywatnie unikam rozmów na te tematy. Mam nadzieję, że nie zawiodłam rodaków, nie zostając drugą Hillary Clinton.
GALA: Odeszła pani z polityki i kilka razy na dłuższy czas znikła z ekranów. Tak szczerze... Nie brakuje pani blasku fleszów?
JODIE FOSTER: Ale to są świadome decyzje! Urodziłam dwóch synów i za każdym razem na kilka lat wycofywałam się z życia publicznego, bo uważałam, że powinnam poświęcić dzieciom całą swoją uwagę. Lubiłam to kompletne zanurzenie w zwykłym, domowym kieracie. Ten rytm, wyznaczany kolejnymi wizytami z Charliem u dentysty, czy codzienny rytuał odbierania Kita z przedszkola. Matka - nawet tak jak w moim przypadku samotna - ma przy dobrej organizacji życia całkiem sporo wolnego czasu. Można zrobić zakupy, wpaść do biblioteki czy poczytać coś w kawiarni. Jestem dobrze zorganizowana, więc na wszystko mam czas.
GALA: To po co pani zawsze wraca znów do filmu? Przecież nie dla pieniędzy...
JODIE FOSTER: To prawda. Zarobiłam już dość, a na dodatek jestem oszczędna. Dlaczego gram? Bo jestem uzależniona od adrenaliny. Gdy znajduję ciekawy scenariusz, to wsiąkam. Na planie spalam się i po skończeniu zdjęć jestem jak wyżęta ścierka - zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
GALA: Jak pani wraca do równowagi? Aktorzy miewają w takich momentach ochotę na różne ekstrawagancje: Nicolas Cage kupuje kolejny zamek, Tom Cruise rusza z wykładami o scjentologii, Angelina Jolie wyjeżdża na misje charytatywne do Sudanu...
JODIE FOSTER: A ja jadę na narty. Uwielbiam góry, a nic mnie tak nie relaksuje, jak szybka jazda na nartach. Absolutnie niezwykły jest ten moment na granicy utraty kontroli. Pędzi się w dół i trzeba "wyłączyć" głowę i zaufać instynktowi. Kilka dni takich szaleństw i wszystkie złe emocje gdzieś znikają.
GALA: Jakie wartości przekazuje pani synom?
JODIE FOSTER: Zależy mi, żeby byli dobrymi ludźmi. Chcę też, żeby umieli się zachwycać światem. By nie byli zadufanymi w sobie, rozkapryszonymi milionerami. Czytamy książki, dyskutujemy, unikamy telewizji.
GALA: Panią też wychowywała samotna matka. Czym różni się własny dom od tego, który pamięta pani z dzieciństwa?
JODIE FOSTER: Myślę, że wartości moje i mojej mamy są podobne. Jeżeli coś nas różni, to sposób ich egzekwowania. Mama prowadziła dom twardą ręką. Miała jasno określone oczekiwania wobec mnie i rodzeństwa. Każdy z nas znał swoje miejsce i obowiązki. Nie do wyobrażenia było zostawienie niepościelonego łóżka. Mama miała również bardzo wysokie oczekiwania, jeśli chodzi o naukę. Dziś jestem jej za to wdzięczna, bo łatwiej mi było dzięki dyscyplinie osiągnąć sukces. Jednak wobec własnych dzieci jestem dużo bardziej wyrozumiała.
GALA: Zmieniły się czasy.
JODIE FOSTER: To nie to... Po prostu to, co działało na mnie, niekoniecznie musi w ten sam sposób oddziaływać na moje dzieci. Mama była surowa dla całej naszej czwórki, ale tylko ja się nie buntowałam. Dwie starsze siostry i brat prowadzili z matką wojny. Nie chcę fundować swoim dzieciom wojskowego drylu, nawet jeśli sama zostałam w ten sposób wychowana. W moim własnym domu każdy może mieć swoje zdanie, a największą nagrodą jest opinia, którą wygłosił mój 6-letni syn: "Mamo, jesteś moim najlepszym przyjacielem".
Sylwetka gwiazdy : Jodie Foster