Reklama

Mają tyle energii, że nikt nie jest w stanie za nimi nadążyć. Na sesję zdjęciową przychodzą z własnym pomysłem (Paulina przyjechała na rowerze) - chcą wystąpić w sukniach ślubnych, bo nie zamierzają wyjść za mąż. Wbiegają na drabinę, Paulina wpada do wózka. Tajfun? Dwa tajfuny! Mnóstwo pozytywnej energii, którą zarażają świat. Gdy jedna z nich zaczyna zdanie, druga kończy: "ja też tak myślę". Nie lubią udawać, ale lubią siebie. Wypady do spa? Oczywiście! Razem.

Reklama

Podobno trudno pani uwierzyć, że Paulina jest matką?

JOANNA ŻÓŁKOWSKA: Ciągle mi się wydaje, że maleńka Tosia jakby nam spadła z nieba (śmiech). Nawet kiedy widzę, jak Paulina karmi małą, to z jednej strony jest to bardzo realne, a z drugiej nierzeczywiste. Nie wiem, skąd mi się to bierze.

Jak się pani czuje w roli babci?

JOANNA ŻÓŁKOWSKA: Wszyscy mi mówili: absolutnie zwariujesz, niesamowite rzeczy będą się z tobą działy, nawet sama siebie o to nie podejrzewasz. Stale słyszałam, że emocje związane z własnym dzieckiem to nic w porównaniu z tymi, które mnie spotkają przy wnuczce. Czekałam na ten moment z ogromnym zaciekawieniem. Tak się zasadziłam, myślałam: Co też się będzie ze mną działo? I nie mogę powiedzieć, że oszalałam.
PAULINA HOLTZ: Joasia jest dokładnie taka, jaka była zawsze. Mnie też wszyscy mówili, że będę matką kwoką, trzęsącą się wiecznie nad córką. A ja daję sporo luzu i Tosi, i sobie.
JOANNA ŻÓŁKOWSKA: Zawsze uważałam, że trzeba dbać o dziecko i o siebie w takim samym stopniu. Powiem więcej: dbanie o siebie to też wyraz miłości do dziecka.
PAULINA HOLTZ: Tak jak podczas katastrofy lotniczej maskę zakłada się najpierw sobie, potem dziecku. Im rodzice są szczęśliwsi, bardziej spełnieni, tym ono lepiej się rozwija.

Dziecko nie może przesłonić świata?

PAULINA HOLTZ: Nie wolno zapomnieć o sobie. Kocham Tosię, dużo czasu spędzamy razem, ale muszę też iść do fryzjera, na basen, spotkać się z przyjaciółmi, spełniać się w pracy. Chcę być szczęśliwą mamą.
JOANNA ŻÓŁKOWSKA: Inaczej to się potem mści. Dziecko musi kiedyś odejść, zacząć własne życie. I dla wielu matek to tragedia, bo nie mają nic innego.
PAULINA HOLTZ: I potem mówią do dziecka: "Ja ci oddałam całe życie, a ty co...?!". Koszmar! Nie, nie oddawaj całego życia, oddaj, tyle ile chcesz.

Nie miała pani wrażenia, że dziecko jednak coś odbiera?

PAULINA HOLTZ: Odwrotnie. Tosia daje mi ogromną energię.
JOANNA ŻÓŁKOWSKA: Taki stały punkt odniesienia. Myślę, że jedyny w życiu.

Nie myślałyście, że może przepadnie ważna rola, ucierpi kariera?

PAULINA HOLTZ: Uważam, że jak kobieta wszystko rozważa, to znaczy, że to nie jest jeszcze TEN moment.

Jaka jest Tosia?

JOANNA ŻÓŁKOWSKA: Bardzo pogodna, zabawna, ma śliczną uśmiechniętą buźkę.
PAULINA HOLTZ: Przyjacielska, rzadko płacze, przesypia noce. I naprawdę jej buzia cały czas się śmieje.

Co pani czuła, kiedy zobaczyła Tosię po raz pierwszy?

PAULINA HOLTZ: Pomyślałam: Boże, nareszcie wylazła z mojego brzucha (śmiech), co za ulga. Nareszcie jest i zaczną się dziać nowe, ciekawe rzeczy. Poród nie był dla mnie żadnym przeżyciem mistycznym, normalna fizjologia. Pamiętam, że bardzo się wzruszyłam, kiedy zobaczyłam Tosię pierwszy raz na USG. Niesamowite, taki mały ludzik pływający w moim brzuchu...

Jednak ciąży nie wspomina pani dobrze.

PAULINA HOLTZ: Nie tęsknię za nią... Nic złego się nie działo, prawie do końca pracowałam. Ale przeszkadzało mi własne ciało i po urodzeniu Tosi z radością odzyskałam je dla siebie.
JOANNA ŻÓŁKOWSKA: Czułam się w ciąży dokładnie tak jak Paulina (śmiech). Miałam wyjątkowo wielki brzuch. Robiłam zakupy w małym sklepiku i sprzedawczynie codziennie pytały z niedowierzaniem: Co, jeszcze pani nie urodziła? Strasznie się wstydziłam. I jeszcze te okropne sukienki... takie bezkształtne namioty. Wydawałam się sobie monstrualna. Bardzo chciałam już urodzić.

Bardzo się pani denerwowała, kiedy Paulina rodziła?

JOANNA ŻÓŁKOWSKA: Najbardziej tym, że nie mogłam być w Warszawie. W niedzielę grałam w Nowym Sączu.
PAULINA HOLTZ: Napisałam Joasi, że jedziemy do szpitala i co chwila przesyłali mi MMS-y, że piją zdrowie moje i Tośki.
JOANNA ŻÓŁKOWSKA: Powiedziałam Paulinie: "Zadzwoń zaraz, jak urodzisz, nieważne o której godzinie". No i Michał obudził mnie telefonem o piątej rano. Ucieszyłam się, że wszystko w porządku, że Tosia śliczna, całe napięcie ze mnie opadło. Leżałam, próbując zasnąć, i nie mogłam. Byłam tak zemocjonowana i nakręcona, że przeleżałam do rana.

Zrezygnowała pani z roli Agnieszki w "Klanie", żeby mieć więcej czasu dla Tosi?

PAULINA HOLTZ: Nie, robię to dla siebie. Antosia nie była tu żadnym powodem, ale na pewno dała mi siłę do podjęcia takiej decyzji. "Klanowi" wszystko zawdzięczam: to, że odważyłam się zdawać do Szkoły Teatralnej, zostałam aktorką, utrzymywał mnie przy życiu, umożliwił kupno mieszkania. Ale po 10 latach rola Agnieszki nie była już dla mnie wyzwaniem.

Nie boi się pani, że będzie mniej zarabiać?

PAULINA HOLTZ: Coś do roboty zawsze znajdę (śmiech)!
JOANNA ŻÓŁKOWSKA: Nie wiem, czy ja bym się odważyła...

Możemy się nie obawiać, że pani Surmacz zniknie?

JOANNA ŻÓŁKOWSKA: Zostaję. Pani Surmacz nie zajmuje mi tak dużo czasu, jak Paulinie zajmowała Agnieszka. To jest postać bardzo charakterystyczna, inna niż ja, a przez to ciekawa. Nawet ją lubię.

Inny kolor włosów zwykle zapowiada coś nowego w życiu...

PAULINA HOLTZ: Coś w tym jest (śmiech). Gram epizod w "Kryminalnych" i chciałam wyglądać inaczej niż w "Klanie", a w filmach nie uznaję peruk. I od dawna kusiło mnie, by mieć ciemne włosy.

Tosia bardzo panią zmieniła?

PAULINA HOLTZ: Miałam taki moment po jej urodzeniu, że się zrobiłam lekko rozlazła. Taka obła, powolna, bardzo spokojna, wręcz wyciszona. Nawet się troszkę zaniepokoiłam... Ale wróciłam już do dawnej Pauliny, choć już nie chce mi się krzyczeć. Mam w sobie siłę spokoju i więcej cierpliwości.
JOANNA ŻÓŁKOWSKA: Paulina wydawała mi się jakaś nieobecna. Jakby straciła swoją energię. Martwiłam się, że może Tosia ją tak zmieniła. Na szczęście wszystko wróciło na swoje miejsce.

Co chciałaby pani dać córce?

PAULINA HOLTZ: Chciałabym, żeby czuła naszą bezwzględną akceptację, żeby dom był zawsze jej bezpiecznym miejscem.
JOANNA ŻÓŁKOWSKA: Ja, wychowując Paulinę, powtórzyłam mój dom, moją mamę. Nigdy nie stosowała wobec mnie zakazów. Prosiła: Zastanów się, czy dobrze robisz. Zawsze mówiłam Paulinie, że nie jest ważne to, co myślą inni, tylko to, co myśli ona. To nie zawsze było łatwe.
PAULINA HOLTZ: Zwłaszcza w szkole. Wszystko było nie takie, kapcie, fartuszki. Kłóciłam się z nauczycielami, kiedy byli niesprawiedliwi.
JOANNA ŻÓŁKOWSKA: To była gehenna, ale mnie to cieszyło. Dziecko ma prawo do własnego świata, tajemnic. Paulina, kiedy była mała, zapytała: "Czy ja wszystko muszę ci mówić?". Powiedziałam, że jest taka sfera prywatności, którą ma każdy człowiek, małe dziecko też, i którą trzeba w sobie chronić.

Co się działo, kiedy pani ewidentnie nie akceptowała czegoś, co robiła Paulina?

JOANNA ŻÓŁKOWSKA: Wariowałam, ale nie miałam wyboru. Sama troszeczkę byłam sobie winna, bo przecież powtarzałam jej, że ma być wolną osobą.
PAULINA HOLTZ: Szalałam przez dwa lata. Musiałam spróbować papierosów, alkoholu. Spróbowałam, dziękuję, wszystko wróciło do równowagi.

Daje pani rady Paulinie, jak wychowywać Tosię?

JOANNA ŻÓŁKOWSKA: (śmiech) Nie, zupełnie, to niemożliwe.
PAULINA HOLTZ: Joasia nigdy nikomu nie mówiła, ani jak ma żyć, ani jak ma grać, zachowywać się czy wyglądać. Szanuje indywidualność. Nie jest fatalną teściową (śmiech). Michał bardzo lubi Joasię, chociaż jest trochę przerażony, bo same baby wokół. Nas dwie, Antosia i jeszcze mamy w domu sukę. Mówię mu czasem: Czekamy na ciebie wszystkie trzy. Ale jeszcze się będzie z tego cieszył (śmiech).

Obie żyjecie w nieformalnych związkach. To taka rodzinna tradycja?

JOANNA ŻÓŁKOWSKA: Chyba powoli się robi. Ja zapoczątkowałam i teraz Paulina przejęła pałeczkę (śmiech).

Jesteście przeciwniczkami małżeństwa?

PAULINA HOLTZ: Ja na pewno nie jestem.
JOANNA ŻÓŁKOWSKA: Teraz to ja już sama nie wiem (śmiech).
PAULINA HOLTZ: Uważam, że małżeństwo ani nie szkodzi, ani też w niczym nie pomaga. Chociaż teraz pojawił się pewien problem. W nowych dowodach osobistych dzieci nie są wpisane. Jeżeli noszą inne nazwisko niż matka, to bez przerwy trzeba się w różnych miejscach tłumaczyć. Mam chodzić z aktem urodzenia i udowadniać, że jestem mamą Tosi? Zastanawiamy się z Michałem, czy nie dać jej dwóch nazwisk.

Naprawdę nie tęskniłyście za romantycznym ślubem?

PAULINA HOLTZ: Na białą suknię to już chyba za późno (śmiech). Poza tym tyle się przebieram na scenie, że może już wystarczy.
JOANNA ŻÓŁKOWSKA: Nie miałam marzenia, żeby wystąpić w roli panny młodej. Ślub to dla mnie taki rodzaj teatru, przebieramy się, odgrywamy jakieś role. Zawsze uważałam, że najważniejsze w małżeństwie jest wzajemne dawanie poczucia bezpieczeństwa.

Nie czułaby się pani bardziej bezpiecznie jako żona?

JOANNA ŻÓŁKOWSKA: Nie, bo ja nigdy nie miałam najmniejszego problemu z poczuciem bezpieczeństwa. Pewnie też dlatego nie było u mnie takiego parcia na ślub. Uważam, że mężczyzna nie może mi dać bezpieczeństwa, to mogę zrobić tylko ja sama. A mężczyzna jest dla przyjemności (śmiech).
PAULINA HOLTZ: Jak można mężczyźnie powierzyć swoje poczucie bezpieczeństwa?! Uzależniać od jego kryzysu wieku średniego własne szczęście?!
JOANNA ŻÓŁKOWSKA: Zawsze realnie patrzyłyśmy na związki męsko-damskie. Jesteśmy mało romantyczne.

Nigdy nie myślałyście o związku w kategoriach na całe życie?

JOANNA ŻÓŁKOWSKA: To byłoby straszne (śmiech). Jak to na całe?
PAULINA HOLTZ: Zupełnie się nad tym nie zastanawiam. Myślę, że dla Tosi to nie ma żadnego znaczenia, czy jej rodzice mają papierek, czy nie. Ale nie wykluczam, że nagle Michałowi coś strzeli do głowy i się odważy, zbierze siły i powie... No właśnie, nie wiem co by powiedział...
JOANNA ŻÓŁKOWSKA: (śmiech) Oświadczy się.
PAULINA HOLTZ: Ja mu się już sama raz oświadczyłam. Dałam mu nawet pierścionek, który znalazłam gdzieś za szafą (śmiech).

I jak Michał zareagował?

PAULINA HOLTZ: Przyjął. Ale powiedziałam mu, że tak łatwo to nie będzie, ma być klękanie, trzeba iść do mamusi, tatusia poprosić o zgodę.

Nie dziwię się, że trochę się pań boi. Jeszcze może nie dostać zgody.

JOANNA ŻÓŁKOWSKA: (śmiech) Może nie dostać. Zastanowię się. A poważnie, wydaje mi się, że ci nasi mężczyźni rzeczywiście trochę się jednak nas bali. To jest problem silnych kobiet. Mężczyzna musi być jeszcze silniejszy.
PAULINA HOLTZ: Albo taki, który nie boi się być słabszy.

Paulina miała 13 lat, kiedy rozstała się pani z jej ojcem. Jak to zrobiliście, że prawie tego nie odczuła?

JOANNA ŻÓŁKOWSKA: Powiedziałam jej całą prawdę, również to, że rozstanie jest naszą klęską.
PAULINA HOLTZ: Mama usiadła i powiedziała: "Kochamy cię oboje, nic się nie zmieni, ale my nie będziemy już razem". Było dla mnie oczywiste, że nie mogę niczego wymuszać, wymagać, żeby rodzice dostosowywali swoje życie do mnie. Uważałam mamę za silniejszą, przez chwilę stanęłam po stronie taty. Później uszanowałam ich decyzję. Po latach mogę powiedzieć, że na pewno nie zrobili mi krzywdy.

Tosia będzie, tak jak pani, jedynaczką?

PAULINA HOLTZ: Chyba bym tego nie chciała, chociaż ja byłam bardzo szczęśliwa. Nie tęskniłam za bratem czy siostrą. Michał też jest jedynakiem, ale zawsze chciał mieć rodzeństwo. Myślę, że Tosia będzie miała łatwiej, jak oprócz nas jeszcze ktoś przy niej będzie.

Reklama

Zawsze dużo czasu spędzałyście tylko we dwie, razem wyjeżdżałyście na wakacje. Tosia niczego tu nie zmieni?

JOANNA ŻÓŁKOWSKA: Wręcz przeciwnie, będziemy we trzy. Już się cieszę na samą myśl, jak podrośnie i będziemy gdzieś razem chodzić, Paulina, Tosia i ja (śmiech). Tylko jak sobie wyobrażę, jak ja mogę wyglądać za 15 czy 20 lat, to trochę mniej się cieszę (śmiech).
Sylwetka gwiazdy : Joanna Ziółkowska ● Paulina Holtz

Reklama
Reklama
Reklama