JOANNA MUCHA Wenus z Wiejskiej
Kiedy tylko pojawiła się w parlamencie, okrzyknięto ją „cudem Tuska”. Joanna Mucha frapowała przede wszystkim jej niebanalna uroda. Po latach pracy w Sejmie udało się jej udowodnić, że jest także inteligentna i pracowita. „Ładna buzia to nie jest mój jedyny atut” – mówi „Gali” najpiękniejsza polska posłanka.
- GALA 40/09||
GALA: Nie poznałem Pani.
JOANNA MUCHA: Nie pan pierwszy. To przez nową fryzurę. (Posłanka od paru tygodni ma kręcone włosy, krótsze niż poprzednio, kolor ten sam – przyp. red.)
GALA: I przyznaję, że dawno Pani nie widziałem. Mój błąd.
JOANNA MUCHA: Zapewniam pana, że to nie ostatnia zmiana mojego wizerunku.
GALA: Jak na fryzurę zareagował mąż?
JOANNA MUCHA:: Śmiał się. Za to młodszy syn bardzo pozytywnie. Ale starszy nazwał mnie... No chyba nie mogę tego zacytować. (śmiech)
GALA: A partyjni koledzy komplementowali Panią?
JOANNA MUCHA: Reakcje były różne.
GALA: Zaskoczenie?
JOANNA MUCHA: Aaa, to dla wszystkich. Przede wszystkim dla mnie samej!
GALA: Donalda Tuska, Janusza Palikota, Waldemara Pawlaka, a może Jarosława Kalinowskiego – kogo zabrałaby Pani na bezludną wyspę?
JOANNA MUCHA: Odmawiam odpowiedzi na to pytanie. A tak na marginesie, to Jarosław Kalinowski urodził się tego samego dnia co ja.
GALA: Który z polityków jest Pani najbliższy w Platformie?
JOANNA MUCHA: Myślę, że to ,,absolutne centrum”, czyli premier i jego otoczenie.
GALA: To już nie Janusz Palikot?
JOANNA MUCHA: Nie „już” i tak naprawdę nigdy ,,nie”. Sporo ludzi tak sądziło, ale prawda wyglądała inaczej. Od początku naszej wspólnej pracy w 2005 roku wiele nas różniło, dochodziło między nami do konfliktów. To była trudna współpraca. A później kojarzono mnie z Jarosławem Gowinem, który zaprosił mnie do pracy w komisji bioetycznej. Uważano, że podzielam jego poglądy. Prawda była dokładnie odwrotna – poseł Gowin chciał mieć w zespole osobę z odmiennym zdaniem.
GALA: Dlaczego Pani współpraca z Palikotem się nie układała?
JOANNA MUCHA: W obecności szefa o bardzo silnej osobowości – jakim bez wątpienia jest Janusz– nie kulę ogona pod siebie, nie kładę uszu po sobie i nie zachowuję się zgodnie z jego wytycznymi, jeśli się z nimi nie zgadzam. Kiedy miałam inne zdanie, to po pierwsze – nie kryłam tego, a po drugie – broniłam swoich poglądów. Czasami Janusz odbierał to jako atak personalny. Chociaż tak nie było.
GALA: Kiedy ostatnio rozmawiała Pani z premierem?
JOANNA MUCHA: Nie rozmawiam z premierem. Nie mam okazji. Premier spotyka się z prezydium klubu, zarządem partii, a nie z szeregowymi posłami, do których ja należę. Czasem widzimy się na sejmowym korytarzu. Wymieniamy dwa, trzy kurtuazyjne zdania.
GALA: Gdyby w ścisłym otoczeniu Donalda Tuska znalazła się kobieta taka jak Pani, premierowi lepiej by się wiodło w polityce?
JOANNA MUCHA: On ma kobiety w ścisłym otoczeniu: Julię Piterę, Elę Radziszewską, trzy panie minister...
GALA: Ale w tym najściślej okalającym go wianuszku są wyłącznie mężczyźni.
JOANNA MUCHA: Płeć nie ma tutaj znaczenia. W tym wianuszku są ludzie z ogromnym doświadczeniem politycznym i darzący się wielkim zaufaniem. To ostatnie jest szalenie ważne.
GALA: Czy często jest Pani komplementowana?
JOANNA MUCHA: Zdarza się.
GALA: Wyczuwa Pani, kiedy komplement jest merytoryczny, a kiedy chwalą za urodę?
JOANNA MUCHA: Jak każda kobieta.
GALA: I kiedy jest ,,za urodę”, to...?
JOANNA MUCHA: Wie pan, ja nie mam problemów z takimi sytuacjami. W bardzo jasny, bezpośredni i prosty sposób komunikuję, na co można sobie pozwolić w relacji ze mną, a na co nie.
GALA: W tak jasny jak minister pracy Jolanta Fedak ministrowi rolnictwa Markowi Sawickiemu na pamiętnym posiedzeniu rządu?
JOANNA MUCHA: (śmiech). Nie. Ale wyraźnie określam, gdzie jest granica.
GALA: A jaki komplement ostatnio Pani usłyszała?
JOANNA MUCHA: Jakoś nie mogę sobie przypomnieć... To, co usłyszałam, to może nie był komplement, ale opinia o mnie. Jeden z kolegów obserwował mnie dosyć długo i powiedział, że dopóki mnie nie poznał, miał mnie za zimną technokratkę.
GALA: Ciekawe.
JOANNA MUCHA: Więcej, użył nawet słowa „cyborg”. Sam pan widzi, że to nie zachęca do komplementów, o wspólnych kawkach nie mówiąc.
GALA: Czy byli też tacy, którzy mieli nadzieję, że po kawie będzie kolacja?
JOANNA MUCHA: Proszę ich o to pytać.
GALA: Dla Kazimierza Marcinkiewicza jest jeszcze miejsce w polityce?
JOANNA MUCHA: (Cisza) Nie poruszajmy tego tematu.
GALA: Państwo się znają?
JOANNA MUCHA: Mieliśmy okazję rozmawiać. Przypadkowo i krótko.
GALA: Kobieta polityk powinna mieć, przepraszam, jaja?
JOANNA MUCHA: Hm... Czyli pyta pan o to, czy kobieta, żeby być dobrym politykiem, powinna stać się mężczyzną... Rzeczywiście, jest tak, że kobiety w polityce przejmują wiele męskich cech: wysoki poziom rywalizacji, potrzebę sukcesu, czasem niezwiązanego z jakimś przedsięwzięciem, tylko sukcesu osobistego. Pierwszy premier Izraela Dawid Ben Gurion powiedział o Goldzie Meir, minister pracy w swoim rządzie, że jest jedynym mężczyzną w jego gabinecie. Właśnie ona.
GALA: Zatem musi mieć, przepraszam znowu, jaja.
JOANNA MUCHA: Zmierzam właśnie do tego, że nie. Kobieta może być skuteczna – również w polityce – dzięki swoim cechom. Intuicja, miękki – jak to nazywam – sposób rozmowy, negocjacji, bardzo się przydają. Natomiast na pewno musi mieć silny charakter.
GALA: Dojrzeliśmy do tego, żeby w Polsce kobieta została prezydentem?
JOANNA MUCHA: Tak. Pamiętam, jak w 2005 roku zapytałam o to mojego starszego syna. Miał wtedy dziewięć lat.
GALA: I co odpowiedział?
JOANNA MUCHA: Że mogłaby. A po chwili dodał, że nawet byłoby lepiej. Zdumiona, dopytałam dlaczego. A on na to: ,,Wiesz, ulice byłby posprzątane, śmietniki opróżnione...”. Genialna intuicja dziecka wyczuła, że kobiety w polityce znacznie mniej interesuje gra i rywalizacja.
GALA: Pani sama nawet powiedziała, że woli pracować z kobietami?
JOANNA MUCHA: Powiedziałam, ale ostatnio to zrewidowałam. Generalnie, mam dobre doświadczenia z pracy z nimi, między innymi z prof. Zytą Gilowską w Lublinie. Natomiast chyba nie przywiązuję aż takiej wagi do tego, czy pracuję z kobietą, czy z mężczyzną. Najważniejsze, żeby była to osoba, która pracuje podobnie do mnie. Cała reszta jest wtórna.
GALA: Najtrudniejszy moment, jaki do tej pory przeżyła Pani w parlamencie?
JOANNA MUCHA: Najtrudniejsze są zawsze te sytuacje, kiedy doznajemy zawodu od najbardziej zaufanych osób. Ostatnio zdarzyła mi się taka. Zabolało.
GALA: Jak Pani wtedy reaguje?
JOANNA MUCHA: Nie reaguję. Zastanawiam się długo, co mogło skłonić tę osobę do takiego a nie innego zachowania. I robię swoje. ,,Warto być przyzwoitym” – jak pisał Władysław Bartoszewski. Nawet jeśli od czasu do czasu obrywa się po głowie.
GALA: Mąż Panią wspiera po takim oberwaniu w głowę?
JOANNA MUCHA: Nie przenoszę polityki do domu. Potrzebuję wtedy samotności. GALA: Jakie jest Pani małżeństwo? J.M.: Partnerskie. I czasem trudne, bo nie jest łatwo ze mną wytrzymać.
GALA: Prosi Pani męża o rade?
JOANNA MUCHA: Nie. I mój mąż, który jest przedsiębiorcą, również się mnie nie radzi.
GALA: Kiedy dostała się Pani do Sejmu, to Wasze życie przewróciło się do góry nogami. Synowie i mąż zostali w Lublinie, a Pani zaczęła kursować miedzy Warszawą a domem.
JOANNA MUCHA: Bez przesady z tym przewracaniem życia. Spędzam w stolicy około 10–11 dni w miesiącu. Resztę w domu, z rodziną.
GALA: Mąż wierzył, że się Pani uda?
JOANNA MUCHA: Nie do końca. Ja zresztą też nie wierzyłam. Pierwsze trzy miejsca na liście wyborczej zajmowali byli posłowie. Poza nimi byli wiceprezydenci Lublina – obecny i były. Silna konkurencja.
GALA: A co powiedział, kiedy okazało się, że jego żona zostanie politykiem?
JOANNA MUCHA: Wie pan, mojego męża cechuje – dzisiaj niemal unikatowa – życiowa prawość i wewnętrzna uczciwość. On zawsze uważał, że jestem odpowiednią osobą do polityki. Dlatego mnie popierał. Ale poprzeczkę wciąż stawia przede mną wysoko.
GALA: Przyjeżdża do Warszawy?
JOANNA MUCHA: Andrzej ma własną firmę, często zawodowo podróżuje. Nie przyjeżdża do stolicy, żeby poznawać moich partyjnych kolegów czy patrzeć na to, jak tutaj żyję. Najczęściej zatrzymuje się u mnie na noc i rano wyrusza dalej – do Poznania, Gdańska czy za granicę.
GALA: ,,Mąż zostaje u mnie na noc” – rozbroiła mnie Pani.
JOANNA MUCHA: (śmiech) I siebie.
GALA: Jak się mieszka w sejmowym hotelu?
JOANNA MUCHA: Wyprowadziłam się z niego pół roku temu. Wynajęłam malutkie mieszkanie niedaleko parlamentu.
GALA: Co się stało?
JOANNA MUCHA: Mój sejmowy pokój miałby wysoki standard i świetny design, gdybyśmy oceniali go w latach 70. ubiegłego wieku. Te pokoje są nieprzyjemne. Nie da się tam nic ugotować, bo nie ma na czym. A ściany... Miałam wrażenie, że są z papieru. Słychać ze szczegółami, co się dzieje u sąsiada. Trudno tam o chociażby elementarne poczucie prywatności.
GALA: Jeszcze przed matura chciała Pani zostać reżyserem. O czym byłyby Pani filmy?
JOANNA MUCHA: Chciałam być reżyserem teatralnym. Nie udało się, ale podczas studiów na zarządzaniu zaczęłam naukę w Studium Scenariuszowym w łódzkiej Filmówce. Zrezygnowałam po semestrze. A moje filmy... Cóż, byłyby o trudnych relacjach między ludźmi.
GALA: Zaczęła Pani wtedy pisać scenariusz?
JOANNA MUCHA: Podczas seminarium. Historię matki i córki, mieszkających na dwóch kontynentach. Obie zaplątane w trudne związki. Córka swoim zachowaniem w związku z mężczyzną w pewien sposób odpowiada na to, co dzieje się u matki, sześć czy siedem godzin wcześniej. Feliks Falk, wtedy mój wykładowca w studium, powiedział, że to, co przeczytał, było niesłychanie matematyczne... Nie wiem, czy to dobrze.
GALA: Poznała Pani Annę Muchę?
JOANNA MUCHA: Nie. I to jest zaskakujące, bo kilka razy byłyśmy w tym samym miejscu, ale nigdy nie miałyśmy okazji, żeby zamienić choć słowo.
GALA: Jesteście spokrewnione?
JOANNA MUCHA: Nic mi o tym nie wiadomo.
GALA: A mylone?
JOANNA MUCHA: Zdarza się... I czasem jest to trochę problematyczne. Myślę, że sporo osób, które z daleka obserwują świat polityczny i show-biznesowy, nie rozróżnia dwóch Much. Pani Anna przyjęła ostatnio zaproszenie do ,,Playboya”. Myślę, że część osób może pomyśleć, że to ja.
GALA: Coś w tym może być... Anna, Joanna – imiona Pań brzmią podobnie.
JOANNA MUCHA: Podczas jednej z podróży nocowałam w hotelu, gdzieś w Polsce. Podczas kolacji zaczęłam rozmawiać z kilkoma kobietami, które tam również gościły. Przedstawiłam się i byłam przekonana, że nie wiedzą, czym się zajmuję. Pod koniec posiłku mówią do mnie: ,,Tak, tak, my wiemy. Anna Mucha, prawda?”. „No prawie” – odparłam.