Reklama

Nie jestem łatwą rozmówczynią, więc proszę nie brać tego do siebie, tylko złożyć na karb mojego okropnego charakteru – zapowiada na wstępie. – Nie opowiadam o życiu prywatnym, z niektórych rzeczy nie chcę się zwierzać. Nie lubię upiększanych odpowiedzi. Idealna kobieta do grania w filmach Gra w skupiającym milionową widownię serialu „Barwy szczęścia”. Gościnnie występuje w Teatrze Ateneum w „Szarańczy” i w Teatrze Polonia w „Miss HIV”. Niedługo na deskach Teatru Polskiego pojawi się w nowej sztuce Macieja Wojtyszki „Kraina kłamczuchów”. Na premierę czekają filmy z jej udziałem: „Miłość na wybiegu”, „Galerianki”. Odkąd pojawiła się w produkcjach tria Saramonowicz – Konecki – Madejski („Ciało”, serial „Tango z aniołem”, hitach: „Lejdis” i „Idealny facet dla mojej dziewczyny”), jej nazwisko stało się znane szerokiej publiczności. Ona sama nie lubi jednak słowa „kariera”. Woli: „praca”. Krzywi się, słysząc o sobie, że jest popularna, rozpoznawalna. – Może nie trzeba być „dla wszystkich”, dla każdego do dotknięcia? Ale oczywiście cieszę się, że dzięki tym rolom, filmom zobaczyło mnie dużo osób.

Reklama
Pod górkę

Choć po skończeniu aktorstwa (w łódzkiej szkole filmowej) dostała etat w stołecznym Teatrze Polskim, grała głównie drobne role. W filmach i serialach telewizyjnych też wpadała jej tzw. drobnica. Za zarabiane tam pieniądze nie była w stanie nawet wynająć mieszkania, a po rozwodzie, jako samotna matka, musiała utrzymać siebie i kilkuletnią córkę. Brała więc co się dało. – Pojawiałam się w filmach krótkometrażowych, offowych, wyjeżdżałam do Norwegii malować domy, sprzątać, zajmować się dziećmi, co zresztą zaczęłam robić już w czasie studiów… Byłam nawet pogodynką w Polsacie. Pisałam też wywiady do miesięcznika „Antena”… – wylicza. Już będąc w obsadzie „Klanu”, została poproszona o poprowadzenie imprezy dla francuskiego przedsiębiorstwa. Zna języki – francuski i angielski. Od razu zaproponowano jej stanowisko menedżera PR firmy. Michał, znajomy aktorki z tamtych czasów, wspomina: – Jej chciało się pomagać. Była bardzo sumienna, pokorna, odpowiedzialna… Żadna rozwydrzona artystka! To mi się w niej spodobało. A swoim poczuciem humoru wprowadzała fajną atmosferę w zespole. – Czasami miałam wrażenie jakiejś niesprawiedliwości, ale ponieważ radziłam sobie, więc nie traktuję tamtego okresu jako straconego – podsumowuje aktorka. – Żyłam jak każda kobieta, która ma trudną sytuację. Chciałam, żeby mojemu dziecku niczego nie brakowało, by było nam dobrze. Ciężko pracowałam. I tyle. Sporo się wtedy nauczyłam. I dalej uczę. Między innymi samodzielności.

Dom

– W dzieciństwie, które spędziłam w Tomaszowie Mazowieckim, prawie wszystko robił za mnie, i dla mnie, mój tata – uśmiecha się Iza. – Mama nie była tym zachwycona. Dziś myślę, że chyba miała rację. Na szczęście wkrótce przeszłam kurs przyspieszonego dojrzewania, choć nie zawsze chce mi się tym popisywać – przyznaje. W stosunku do 13-letniej córki Nadii jest połączeniem osobowości swoich rodziców. – Wyręczam ją, ale też wymagam, chociaż zdecydowanie bliżej mi do taty. Tomaszów z jej dzieciństwa to Szkoła Podstawowa nr 8 i II Liceum Ogólnokształcące, które uwielbiała. – To też Mazowieckie Zakłady Przemysłu Wełnianego „Mazowia”, fabryka, w której pracował mój ojciec, a do której biegłam zaraz po szkole, by razem z nim wrócić do domu. No i „Zorro”, w telewizji w niedzielę… Mieszkałam naprzeciwko fabryki, więc dobrze słyszałam odgłos krosien w tkalni, które pracowały codziennie, na trzy zmiany. Oprócz niedziel. Do dziś nie lubię tego dnia, tej ciszy towarzyszącej świętom. Kocham zgiełk, ruch! W mieście odpoczywam. Na tzw. łonie natury zwyczajnie się nudzę. – Z dzieciństwa czule wspomina jeszcze „duży pociąg do Francuzów”, jak mówi. Śmieje się: Kochałam się do szaleństwa w Alanie Delonie i Michaelu Platinim. Obaj żyją przecież, więc jeszcze nie wszystko stracone.

Spontaniczna, nierówna

Końcówka lat 90. Jedna ze stacji telewizyjnych poszukuje prezenterów do nowego programu rozrywkowego „Pogodowa ruletka”. Iza Kuna pokonuje kolejne etapy elibardziej minacji i dociera do prób generalnych. – Niestety, w pewnej chwili jedna z pań pracujących przy realizacji programu wyprowadziła mnie z równowagi. W dość ostrych słowach dałam wyraz swojemu niezadowoleniu. Do programu potrzebowano też asystentki i w ramach kary zaproponowali mi tę posadę. Odmówiłam – wspomina z satysfakcją. Fakt, reaguje impulsywnie. – I szczerze mówiąc, nie bardzo chce mi się nad tym pracować. Ani nad skłonnością do marudzenia i przejmowania się wszystkim.

Pisarka

Od blisko dwóch lat na stronie Wirtualnej Polski prowadzi blog – bloog.pl Spisuje na nim wrażenia, np. z filmowych festiwali („W tym filmie pada genialne zdanie: „To świetny chłopak do chodzenia za nim” – notuje). Przede wszystkim jednak kreuje skomplikowane losy pewnej Klary. – To kobieta wplątana w związek z żonatym mężczyzną – objaśnia. – Pisanie o niej wynika z mojej słabości do pisania, po prostu. Wymyślam jej świat, tworzę przestrzeń, w której wszystko może się zdarzyć – mówi. Aktorka Maria Seweryn (której zabawne zdjęcie znajduje się na blogu w „Galerii Przyjaciół”) mówi, że z niecierpliwością czeka na pojawienie się kolejnego wpisu na stronie. – Dla mnie dzień bez czytania Izy to dzień stracony. Uwielbiam ją jako osobę piszącą! To naprawdę wielki talent. Blog Izy najlepiej pokazuje jej osobowość: wyrazisty humor, szczerość, konkretne i ostre poglądy. Ona ma łatwość klarownej oceny spraw: to jest złe, a to dobre. Jest stabilna i można się jej poradzić, także w kwestiach prywatnych. I podoba mi się, że jest stała w poglądach. Iza nie ulega niczyim wpływom. Od zawsze głosi feministyczne hasła. – Nie zgadzam się na dyskryminację ze względu na płeć, złoszczą mnie stereotypy na temat kobiet – mówi Kuna. Z równowagi wyprowadzają ją także wypowiedzi homofobiczne, jakie słyszała po zagraniu lesbijki w „Idealnym facecie…” czy w sztuce Macieja Kowalewskiego „Miss HIV”, początkowo wystawianej w klubie Le Madame. – Są idioci, którzy odsądzają mnie od czci i wiary za występowanie w „pedalskim klubie” albo granie lesbijki! Mam to gdzieś, ale złości mnie, w jak nietolerancyjnym kraju żyjemy.

Scenariusze

Jest autorką scenariuszy do kilku filmów krótkometrażowych i jednego słuchowiska radiowego. – W moich historiach – czy to scenicznych, czy w blogu – są ludzie, których spotykam na ulicy, i zdarzenia, o których słyszę. Codzienność mnie inspiruje. Uwielbiam obserwować otoczenie – mówi. Za scenariusz „Czwarta godzina”, napisany wspólnie z Kubą Nieścierowem, otrzymała Nagrodę Hartley Merrill za Najlepszy Scenariusz Filmu Sensacyjnego w 2004 r. – Tak, myślę cały czas o filmie, także o książce, ale nic na siłę. Widać nie jestem dość zdeterminowana. Na razie. Marzenia? Nieustanne. Żeby być zdrowym i ciężko pracować. Mieć przyjemności. I spokój. Kocha być zaangażowana w pracę, ale towarzyskiego blichtru unika. Na bankiety idzie tylko wtedy, gdy tego wymaga promocja filmu. – Krępują mnie zwłaszcza wielkie imprezy show-biznesu, ale to pewnie wynika z mojego trudnego charakteru – śmieje się. – Uwielbiam za to wieczory z najbliższymi, imprezy w domu wśród przyjaciół – mówi. Pielęgnuje relacje z nimi. Od 20 lat przyjaźni się z Renatą Dancewicz. – Podziwiam ją za styl i niezmienność – komplementuje aktorkę. O niej z kolei bliscy mówią: – To nie jest dziewczyna, która po półgodzinnej znajomości zdradzi detale ze swojego życia. Nie otwiera się łatwo. Ona sobie ludzi wybiera, musi najpierw nabrać do kogoś zaufania, a to wymaga czasu.

Pod górkę
Reklama

O życiu prywatnym artystki wiadomo, że od kilku lat żyje w udanym związku z Markiem Modzelewskim, lekarzem radiologiem, jednocześnie współscenarzystą „Barw szczęścia”. A także autorem sztuk wystawianych na deskach teatrów Narodowego i Powszechnego (aktorka grała w jego „Koronacji” i „Imieninach”). O swoim związku Iza Kuna nie chce jednak mówić w prasie. – Zakochałam się, po prostu – zamyka temat. Maria Seweryn zachwyca się relacjami między nimi. – Ich bycie razem to mieszanka poczucia humoru i lekkiej ironii. Fajnie się na nich patrzy, przebywa z nimi – mówi. Iza lada moment po raz drugi zostanie mamą. Nic więcej nie chce zdradzić. Tylko się uśmiecha. Tyle się teraz dzieje wokół niej. Czy to dobry – zawodowo i prywatnie – czas? – Proszę mnie o to spytać, gdy będę miała 70 albo nawet 80 lat – odpiera ostrożnie. – Powiem tyle, że teraz, przed czterdziestką, doceniam w pełni bycie kobietą. Kompleksy miałam i mam, ale coraz bardziej lubię siebie. Za co? Za moje poczucie humoru. I honoru – dodaje ze śmiechem.

Reklama
Reklama
Reklama