Reklama

Nikt by nie zgadł, że uwielbia, jak się ją całuje po stopach, zaprasza na spacery, darzy miłością bezwarunkową. Ostatnio jest o niej głośno z powodu premiery serialu "Barwy szczęścia", produkcji "Nie kłam, kochanie" oraz publicznego przyznania się do abstynencji seksualnej... Karierę zaczynała po drugiej stronie ekranu: w "Człowieku z marmuru" statystowała w słynnej scenie sabotażu, gdy Birkutowi podają rozpaloną cegłę. W "Barwach ochronnych" mogliśmy podziwiać ją jako studentkę kąpiącą się nago z kolegami w rzece. Przy każdej powtórce filmu w TVP słyszy nieskończoną liczbę komplementów na temat swojego biustu.

Reklama
GALA: Mówią o pani "królowa polskich seriali", ale ja wolę "król Midas w spódnicy". Czegokolwiek się pani dotknie, przemienia się w złoto: "M jak Miłość", "Na dobre i na złe", "Klan", "Nigdy w życiu!". A teraz jeszcze "Barwy szczęścia" i "Nie kłam, kochanie", którym już same tytuły wróżą powodzenie.

ILONA ŁEPKOWSKA: Rzeczywiście, udało mi się trochę. Z serialami trafiłam w swój czas, a z komediami - w okres wieloletniego bezrybia. Okazało się, że niewiele osób umie u nas pisać komedie, bo Polacy są narodem dosyć ponurym. Wesoło im jest, jak się napiją.

GALA: Król Midas oznacza złoto. Do pani pomysłów nikt nie dokłada?

ILONA ŁEPKOWSKA: Szczęśliwie chyba nie mam nikogo na sumieniu. Od pewnego czasu sama jestem producentem, więc może siebie? Mam poczucie, że raczej komuś pomogłam. Jak film odnosi sukces, to winduje w górę wiele osób. Danusia Stenka była znaną aktorką, ale dopiero "Nigdy w życiu" pokazało skalę jej urody i wdzięku. Mnie przyniosło sukces, ale jej także - olbrzymi.

GALA: Pytam o skalę finansowego sukcesu.

ILONA ŁEPKOWSKA: Dziękuję, nie narzekam. Wychowałam się w domu, gdzie się żyło bardzo skromnie. Sytuacja, gdy człowiek może sobie pozwolić na każdą rzecz, której potrzebuje, jest komfortem. Mam ochotę pojechać na wakacje, to sobie zapłacę. Potrzebowałam dużego samochodu, to kupiłam. Ale używany...

GALA: Mieszka pani na Ursynowie...

ILONA ŁEPKOWSKA: ...w trzech pokojach z kuchnią. Gdy je budowałam, zastanowiłam się, jakiego mieszkania potrzebuję, i stwierdziłam, że najwyżej trzypokojowego. W jednym pracuję, w drugim śpię, w trzecim - oglądam telewizję i przyjmuję gości. Po co mi więcej? Dla prestiżu dziwnie pojętego? Żeby podczas sprzątania miotać się po większej powierzchni? Teraz mam lokatora, psa Irmo - czarnego teriera rosyjskiego. Może dla niego powinnam mieć czwarty pokój? Nie, bo on cały czas łazi za mną, więc i tak jesteśmy w jednym. A wracając do spraw finansowych, córka radzi mi: "Mamo, nie mów, że jesteś zamożna, tylko że nie najgorzej zarabiasz". Bo nikt w Polsce nie mówi, że jest zadowolony ze standardu swojego życia, z zarobków, z mieszkania. Wszyscy ściemniają. Ostatnio czytałam kilka wywiadów z narzekającymi piosenkarzami. Ja wiem, że jest piractwo. Byłam wiceprezesem ZAiKS-u, znam autorskie stawki, stany kont i te naprawdę dobre zarobki. Córka mądrze mi radzi.

GALA: Przesadna szczerość wzbudza zawiść?

ILONA ŁEPKOWSKA: Moim zdaniem - raczej zdziwienie. Kiedy przyznałam się w wywiadzie do tego, że przeżyłam traumatyczny związek i chadzam do psychiatry, kilka osób zapytało, po co jestem taka szczera. Kilka innych gratulowało odwagi w mówieniu o sobie. Bywa też zabawnie. Niedawno w portalu internetowym wypełniłam kwestionariusz. Na pytanie o seks zażartowałam "pamiętam, że kiedyś coś takiego było, ale zapomniałam, o co w tym wszystkim chodzi. Jak człowiek pisze tyle odcinków serialu, to się lepiej porządnie wyspać, a nie zawracać sobie głowę". Wie pani, czym się skończyło?

GALA: Wiem, widziałam: notatką w tabloidzie, że nie uprawia pani seksu.

ILONA ŁEPKOWSKA: Uśmiałam się z tego. Potem Tadeuszowi Lampce, producentowi, w żartach powiedziałam "Widzisz, Tadziu, dla reklamy naszego nowego serialu robię wszystko".

GALA: Ależ poświęcenie.

ILONA ŁEPKOWSKA: Wielkie, bo był ciąg dalszy. Mój eksnarzeczony przysłał mi SMS. O tym, jak to się upodliłam, że znajomi śmieją się, że aby zaistnieć, muszę takie sprawy upubliczniać. Potem przysłał jeszcze kilka równie, a nawet jeszcze milszych SMS-ów... Elegancki komunikat odrzuconego dżentelmena.

GALA: Kara za zranienie męskiej dumy.

ILONA ŁEPKOWSKA: To był traumatyczny związek. Nigdy przedtem w życiu nie zetknęłam się z zachowaniem tak toksycznym. Musiałam sobie z tym poradzić, a praca zawsze mi pomagała. Wymyśliłam serial, żeby nie wylądować w psychiatryku, naprawdę było tego blisko. Potem pomysł na serial się spodobał. I co? I trzeba było robić. Zgromadziłam grupę młodych autorów. Na spotkaniach, które wymagały ode mnie koncentracji, otrzymywałam od niego okropne SMS-y. Ale co by było, gdyby nie patrzyło na mnie kilka par oczu, a ja bym je dostawała? Posypałabym się po prostu. A tak czytałam SMS, brałam głęboki oddech i pracowałam dalej.

GALA: Przekuła pani to doświadczenie w serialową twórczość?

ILONA ŁEPKOWSKA: Wszystko, co dostaję od życia, wzbogaca mnie, jako autorkę i człowieka. Złe doświadczenia nawet bardziej. Ostatnie zmieniły mnie na lepsze, jak uważają moi znajomi. Wyciszyłam się, uspokoiłam, nabrałam większego dystansu do życia, nie przejmuję się tak jak kiedyś błahymi sprawami. Przeszłam przez takie afery, że wszystko zmieniło proporcje. Wiem, co jest ważne i cenne. Spokój i prawda przede wszystkim.

GALA: To może eks należy się honorarium za inspirację? Bo napisała pani scenariusz "Nie kłam, kochanie"?

ILONA ŁEPKOWSKA: Mnie się należy! Bo ja to napisałam i ja, proszę pani, umiałam ze swojej smutnej historii zrobić wesoły film. "Nie kłam, kochanie" to jednak historia mocno przetworzona. O człowieku, który wyznawał teorię, że kłamstwo pomaga żyć i uniknąć wielu kłopotów. Jednak właśnie przez kłamstwo życie zaczęło mu się sypać. Los styka go z dziewczyną, która z natury nie kłamie, ale zgadza się kłamać dla niego, bo go kocha. A że to komedia romantyczna, obojgu to wychodzi na dobre.

GALA: Sprawia pani wrażenie nienasyconej: pracuje jednocześnie nad nowym serialem i dwoma filmami. To wygląda na "ucieczkę do przodu". Przecież nowa inwestycja to mniej czasu na życie samo.

ILONA ŁEPKOWSKA: Córka mnie strasznie opieprzyła, że po co to robię, że nowy serial nie jest mi do niczego potrzebny. Ja też twierdzę, że jest mi potrzebny,jak zającowi dzwonek. Bo naprawdę nikomu niczego nie muszę udowadniać.

GALA: No to dlaczego? Po co?

ILONA ŁEPKOWSKA: No już przecież wytłumaczyłam, po co. Żeby nie zwariować. No i zawsze mogę jeszcze zwalić wszystko na Tadzia Lampkę, że mnie namówił na "Barwy szczęścia".

GALA: Jest coś takiego jak samotność długodystansowca. A scenarzysty?

ILONA ŁEPKOWSKA: Scenarzysta to bardzo samotny człowiek, i mówię to zupełnie poważnie. Żeby się z tej samotności wyrwać, między innymi, zostałam producentką. Ale podstawowym powodem była chęć wzięcia pełnej odpowiedzialności za to, co robię.Scenarzysta przestaje być potrzebny z chwilą, gdy postawi kropkę. To człowiek obcy ekipie. Kiedyś pracowałam w teatrze, którego wicedyrektor mylił scenografię ze scenariuszem. Mówił "jutro przyjdzie pani X w sprawie kanap do scenariusza". Kanap do scenariusza!!! Myślę, że dziś już nikt by tak nie powiedział. Jadąc na Mazury, zatrzymuję się koło Płońska, by kupić truskawki, i słyszę: "Dyszkę pani płaci". Chcę płacić, a sprzedawczyni mówi: "Wie pani, do kogo jest podobna, do tej Łepkowskiej, co pisze seriale. "No to jestem nawet ja" - ujawniłam się. "To ma pani łubiankę za darmo". Nie chodzi o te 10 zł, a o to, że kobita spod Płońska wiedziała, kto to jest scenarzysta. Pod tym względem jestem z siebie bardzo dumna. Pisałam seriale, które odniosły sukces, a łączyło je moje nazwisko. Zaczęto mówić o tym, że scenariusz jest ważny.

GALA: Co zmienił fakt, że stała się pani producentką?

ILONA ŁEPKOWSKA: Przedtem dostawałam 15 SMS-ów z życzeniami na Gwiazdkę, teraz 115. Mam świadomość, że moja decyzja obsadowa może otworzyć komuś drzwi do wielkiej popularności i pieniędzy. Wiem, że tej szansy wszystkim dać nie mogę. I to jest ciężkie, bo jak twierdzi moja córka, a chyba mnie zna - jestem bardzo dobrym człowiekiem. Są też miłe momenty. Jedną z ról w "Barwach szczęścia" pisałam z myślą o Marcinie Hycnarze, młodym aktorze Teatru Narodowego. Czarek Żak mnie studził: "Nie napalaj się tak, Ilonko, on nie grywa w serialach, zadeklarował to".

GALA: Dla pani zmienił zdanie.

ILONA ŁEPKOWSKA: Przyznał, że robi to ze względu na mnie. Może trochę ściemniał, ale było mi bardzo miło.

GALA: Kiedy pani pisze?

ILONA ŁEPKOWSKA: O każdej porze, jak potrzeba. Od rana do północy, do 1 do 2. Potem mi się nie chce, bo nie jestem nocnym markiem. Mam mnóstwo spotkań, więc piszę zrywami.

GALA: Komórka wyłączona?

ILONA ŁEPKOWSKA: A skąd! Telefon dzwoni nieustannie. Gdy mam dzień bez spotkań i nie muszę gotować obiadu, bo np. została mi zupa z wczoraj - siedzę i piszę, co mam do napisania.

GALA: Pod wpływem weny twórczej, natchnienia?

ILONA ŁEPKOWSKA: Po co wena, pomysł muszę mieć. Jeśli jest, siadam i piszę. Jak nie - też siadam i w końcu pomysł przychodzi do głowy.

GALA: Pomysł rodzi się pod wpływem...

ILONA ŁEPKOWSKA: Bez wpływu. Najlepsze powstają w chwili kryzysu. Bo coś się stało z aktorem, bo aktorka zaszła w ciążę, którą za chwilę będzie widać. Trzeba coś poprzestawiać, zmienić akcję.

GALA: Znam felietonistkę, która wyrzuca kota z pokoju, bo za głośno stąpa.

ILONA ŁEPKOWSKA: Ja do takich wrażliwców nie należę. Mnie nawet pies, co waży 40 kilo, nie przeszkadza, jak leży obok, śpi albo mamle mojego kapcia. Jak mnie nie ma, też mamle. Myślę, że on go całuje z tęsknoty, bo go tylko ślini, nie gryzie. Całuje też mnie po stopach.

GALA: No i gdzie spotkać większą miłość?

ILONA ŁEPKOWSKA: Dlatego uważam, że z psem mi lepiej wyszło niż z mężczyznami. Potem jest tylko kłopot, jak tu nogę wsunąć w taki obśliniony kapeć. Z mężczyznami kłopotów jest o wiele więcej. Wzięcie psa było bardzo mądrą decyzją. Po pierwsze, wyprowadza mnie na spacer, więc prowadzę zdrowszy tryb życia. Czeka na mnie ktoś w domu, jak wracam, i cieszy się, że wróciłam. Bezwarunkowo mnie kocha. Mam do kogo gadać, jak jestem sama. Bardzo sobie miło rozmawiamy, wprawdzie to ja monologuję, ale widzę, że słucha. I uważam, że na pewno rozumie.

GALA: Nie pisze SMS-ów.

ILONA ŁEPKOWSKA: Ani jednego dotąd do mnie nie wysłał. Pies jest super. Na dodatek ludzie, którzy mają psy, są bardzo fajni. Wychodzi się na spacer i gada z nimi. Nikt mnie z nich nie pyta, co będzie w następnym odcinku.

GALA: Jaka jest Ilona Łepkowska kobieta udomowiona?

ILONA ŁEPKOWSKA: Lubię gotować, ale nie mam czasu. Marzę, aby posiedzieć w domu, posprzątać w szafkach, poukładać podkoszulki w kosteczkę. Nie żebym była pedantką, tylko żebym miała zajęcie nieangażujące umysłu, w spokojnym rytmie, które robię, bo mogę, ale nie muszę. Przespać się w dzień, pójść do kina, poplotkować z koleżanką o niczym. Bo teraz robię bardziej to, co muszę, niż chcę, a w życiu powinno być na odwrót. Po latach harówki zaczynam odczuwać syndrom chronicznego zmęczenia i rozpoznaję u siebie kliniczny obraz tej choroby. Dlatego wkrótce chcę na miesiąc, dwa, trzy w ogóle przestać pracować. Ja jestem domową osobą, i to żadna kokieteria.

GALA: To teraz naprawdę szczerze. Nigdy woda sodowa nie uderzyła pani do głowy?

ILONA ŁEPKOWSKA: Nie... Mam wrażenie, że mi nie odbiło, daję słowo. Jestem stanowcza, ale zawsze taka byłam. Nawet jako młoda autorka potrafiłam wycofać swoje nazwisko z projektu, w którym ktoś coś sknocił. Wiedziałam, że taka bezkompromisowość może mnie drogo kosztować, bo zyskam opinię trudnej we współpracy. Sprawdzianem, że o sodówie mowy nie ma, są moi przyjaciele. Ci sami od lat, jeszcze sprzed sukcesów. Nadal chętniej idę na spotkanie z nimi niż na wielki bankiet. Rzadko bywam na wielkich imprezach, a jeśli już to tylko na tych, na których powinnam ze względów zawodowych.

GALA: Np. gdy wręczają pani Super Wiktora.
Reklama

ILONA ŁEPKOWSKA: To prawda. Tam musiałam pójść. Wiktor stoi w dużym pokoju na widocznym miejscu. Odkurzam go czasem, żeby się ładnie świecił.

Reklama
Reklama
Reklama