Reklama

Słynie z poczucia humoru i skłonności do prowokacji. Malarka, pisarka, felietonistka. Najszczęśliwsza była w Nowym Jorku, gdzie spędziła ponad 3 lata. Na Manhattanie umieściła akcję swojej nowej książki IDIOTKA. W historię kobiety, która wiąże się z mężczyzną wyłącznie dlatego, że jest dobrym kochankiem, wplotła wiele wspomnień. Powieść od tygodni utrzymuje się na czele listy bestsellerów. Nam Hanna Bakuła opowiada o tym, jakie cechy trzeba spełnić, żeby zasłużyć u niej na miano idealnego kochanka, czym jest dobry seks i co myśli o miłości. Gala: Czy jest pani dobrą kochanką? HANNA BAKUŁA: Każdy mężczyzna, zapytany o to, czy jest dobry w łóżku, bez wahania mówi - tak. Kobiety długo zastanawiają się nad odpowiedzią. Nie zdarza mi się popisywać w sypialni. Jeśli spotykam mężczyznę, dla którego warto się starać, potrafię być świetną kochanką, bo znam teorię i mam praktykę. Gala: Dobry kochanek dla pani to... H.B.: Osoba obdarzona wyobraźnią, niewstydliwa, pogodna, pełna inwencji, bezpruderyjna. Kochanek nie musi kochać, ale partnerka powinna go zachwycać. Gala: Na czym polega dobry seks? H.B.: Chodzi wyłącznie o grę wstępną, przynajmniej kobietom. Ważny jest rodzaj tej gry, niezwykłość sytuacji, tajemnica, którą wnoszą dwie osoby. Seks zbudowany w 96 procentach z gry wstępnej i 4 procent całej reszty zadowoli każdą kobietę. Gala: Mężczyźni wiedzą, jak powinna wyglądać gra wstępna? H.B.: Mają o tym niestety słabe pojęcie. Wszystkich mężczyzn, z którymi byłam, musiałam instruować. Poza tym jednym, którego opisałam w IDIOTCE. On był instynktownym demonem seksu. To się zdarza raz na nie wiem ile tysięcy wypadków. Wiedział wszystko. W takiej wiedzy tkwi tajemnica powodzenia facetów, dla których kobiety konają z miłości, choć są nieprzystojni, nieciekawi, niesympatyczni. Gala: Potrafi pani rozmawiać o seksie ze swoimi mężczyznami? H.B.: O niczym innym nie rozmawiam i zawsze bardzo dobrze na tym wychodzę. Mężczyźni lubią uzgadniać pewne rzeczy. Gala: Nie wyidealizowała pani mężczyzny opisanego w IDIOTCE, bo spotkała go pani w Nowym Jorku, a nie choćby w Warszawie? H.B.: Pojechałam do Nowego Jorku w 1981 roku. Trafiłam na barwne, jaskrawe, punkowe miasto, które natychmiast stało się moją wielką namiętnością i wspaniałym tłem do namiętnego związku z mężczyzną. Może w innym miejscu takie spotkanie byłoby niemożliwe. Gala: Bohaterka książki wybiera mężczyznę atrakcyjnego dla niej jedynie w łóżku. Związek, w którym ludzi dzieli wszystko z wyjątkiem seksu, może być udany? H.B.: Nikogo sobie nie wybiera, tylko się zakochuje, a stan zakochania nie podlega osądom, bo jest ciężką chorobą. Tu działa biologia. Bohaterka IDIOTKI zakochuje się w niewłaściwym, niespecjalnie atrakcyjnym dla niej partnerze, ale znam sto razy bardziej niedobrane pary, które połączyła biologia. Znam też związki bez biologii. Ludzie, którzy są razem, a nie potrafią ze sobą sypiać, przerażają mnie bardziej niż ci, którzy nie mają ze sobą o czym rozmawiać. Gala: Niektórzy twierdzą, że miłość się nie kończy. H.B.: Wzrusza mnie ta teoria. Nawet znam takie małżeństwa z długim stażem opartym na kompromisach. On i ona patrzą na siebie rozkochanym wzrokiem psa. Według mnie jedna strona tkwi w takim układzie ze strachu, a druga dlatego że nie miała okazji odejść. Związki zwykle rozpadają się dla innych związków. Choć ja z zasady bardzo rzadko przesiadam się z jednego mężczyzny na drugiego. Lubię odpocząć, zrobić sobie przerwę. Gala: Miała pani czterech mężów. Co w nich panią urzekło? H.B.: Wszyscy byli bardzo fajni i różnili się tak jak ich zawody. Pierwszy był matematykiem i taternikiem. Wyszłam za niego, mając 19 lat. Drugi był architektem wnętrz, trzeci fotoedytorem NEWSWEEKA w Stanach, a czwarty dentystą. Łączyło ich jedynie poczucie humoru i luz. Poruszali się po świecie z lekkością i to właśnie mnie w nich urzekło. Gala: Próbowała pani definiować miłość? H.B.: Miłość jest na pewno dużym wyzwaniem i czymś bardzo przyjemnym. Na początku buduje, a potem zaczyna pomaleńku wysysać. Kiedy następuje etap wysysania, ja przeważnie już zbieram się do odlotu. Gala: Nie odchodzi pani, bo ktoś panią skrzywdził, okłamał, zrobił coś złego? H.B.: Po prostu widzę, że nadszedł moment, w którym trzeba się rozstać. Już się nie buduje, tylko uzgadnia. Robi się pewien kłopot. Gala: Sygnalizuje pani, że zbliża się koniec? H.B.: Wchodząc w nowy związek, z góry informuję, że mam słaby system ostrzegania. Nie awanturuję się, lecz odchodzę. Czasami, gdy jestem łaskawa, następuje jakieś ostrzeżenie, mniej więcej miesiąc przed odejściem, ale nigdy nie jest traktowane poważnie. Mężczyźni nie słuchają kobiet. Nie zwracają uwagi na słowa: nie lubię cię, odejdę od ciebie, może byś się zmienił. Potem zastanawiają się, dlaczego kobieta odeszła, bo uważają, że nie zrobili nic złego. Każdy ma swoje nic. Dla mnie nic to niewiele. Bardzo się czepiam. Niczego nie wybaczam. Jestem nietolerancyjna. Nie chodzi o zdradę, ale na przykład o to, że robią mi bałagan w domu. Gala: Zdrada znaczy mniej niż bałagan? H.B.: Problemu zdrady nie przemyślałam do końca. Staram się nie zdradzać mężczyzn, z którymi jestem, ale zdarza mi się to. Nigdy się nie przyznaję. Takim zwierzeniem można tylko zrobić krzywdę. Nie ma osoby, która przełknie zdradę partnera, ale jeżeli się zdradza, warto zastanowić się, dlaczego. Moje zdrady są błahe, a cudze mogą mieć znacznie większy ciężar, tak więc nigdy ich nie wybaczam. Gala: Niektórzy uważają, że lojalność w stosunku do innych kobiet zobowiązuje do unikania mężczyzn zajętych. Czy widzi pani coś złego w sypianiu z cudzym mężem, narzeczonym? H.B.: Każdy mężczyzna w pewnym wieku jest z kimś związany. Nie ma cudów. Jeżeli mężczyzna w moim wieku nie ma partnerki, to znaczy, że albo jest gejem, albo nie nadaje się dla żadnej kobiety. Myślę, że lojalność musi obowiązywać w stosunku do najbliższych przyjaciółek i rodziny. Natomiast... jeśli chodzi o kobiety, których się nie zna lub zna słabo? To kwestia sumienia. Mój ojciec odszedł od mojej mamy do kobiety, którą bardzo kochał i kocha do dzisiaj, więc w jego odejściu nie widzę nic złego. Po prostu z moją mamą mu się nie udało. Jestem zwolenniczką szukania tej drugiej połówki jabłka do śmierci. Gala: Pamięta pani swoje pierwsze doświadczenie seksualne? H.B.: To było jeszcze w liceum. Mój pierwszy chłopak Piotruś wszedł na zaspę śniegu, poślizgnął się i upadł. Trzymałam go za rękę, więc upadałam na niego i nie można było inaczej - trzeba się było pocałować. Po roku poszliśmy do łóżka i tyle. Gala: Istnieją mężczyźni, którzy są dobrymi kochankami dla wszystkich kobiet? H.B.: Na pewno nie. Zdarzało się, że byłam bardzo niezadowolona z jakiegoś mężczyzny, a potem spotykałam osoby, które piały nad nim z zachwytu. Podobnie jest z ubraniem i jedzeniem. Każdy ubiera się inaczej. Lubimy jeść rzeczy, które w innych mogą budzić odrazę. Gala: W jaki sposób pani podrywa? H.B.: Nigdy nie podrywam nikogo, kto nie zwraca na mnie uwagi. Nie zdarza mi się boksować w próżnię. Jak już się podobam, to każdego podrywam inaczej. Zawsze przecież można wyczuć, na co kto liczy. Jeden chce, żebym była romantyczna, inny, żebym była cyniczna. W zależności od oczekiwań staram się sprytnie podejść mężczyznę. Gala: A jak poderwać panią? H.B.: Wystarczy powiedzieć coś zabawnego. Zaskoczyć mnie intelektem. Można też pokazać efektowny biceps, ale to druga liga. Gala: Łatwo przekroczyć granice pani intymności? H.B.: Nienawidzę, jak dotykają mnie obcy ludzie, i ludzi zbyt nachalnych. Zawsze sygnalizuję, czy mam na coś ochotę i w seksie, i w życiu. Można z mojego tonu wyczytać, czy będę miła, czy nie. Wszyscy moi znajomi znają moje tony. Moi mężczyźni też znają. Nie znoszę, gdy ktoś drugi raz prosi, żebym zrobiła coś, czego odmówiłam. Odmawiam tylko raz, a potem duszę. Rozmawiała Katarzyna Szczerbowska

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama