Gwiazdy i ich koty
Kazik, Fruzia, Rudi, Flora, Marian... Koty znanych osób wiodą życie jak w Madrycie. Czym się odwdzięczają? Grymaszą, dominują, nie okazują tęsknoty. Na kolana wskoczą, gdy chcą. Głaskać nie zawsze się pozwolą. A i tak są kochane, choć czasem – szorstko.
- Agnieszka Rakowska-Barciuk, Claudia
1 z 6
gfwiazdy
Kazik, Fruzia, Rudi, Flora, Marian... Koty znanych osób wiodą życie jak w Madrycie. Czym się odwdzięczają? Grymaszą, dominują, nie okazują tęsknoty. Na kolana wskoczą, gdy chcą. Głaskać nie zawsze się pozwolą. A i tak są kochane, choć czasem – szorstko. Czy wyglądam na osobę, która pójdzie gotować kotu? Nie zagłodzę go, ale bez przesady, spodenek też mu nie uszyję – żartuje Wojciech Mann, pytany o skalę uczuć do „futrzanego kretyna”, jak nazywa swego kota Kazika. – Czy doświadczam z jego strony przypływu miłości? Miewa takie przebłyski. Głupi człowiek może potraktować to jako objaw sympatii, nagłej czułości, ale ja nie dam się na to nabrać. Wskakuje na mnie, bo jestem miękki i ciepły – ocenia Mann. Jego kolega z radiowej Trójki Grzegorz Miecugow przedstawia własną teorię: – Pies jest po to, żeby się przytulić i by człowiek miał obowiązek w sobotę czy w niedzielę przejść te trzy kilometry. Taki z niego pożytek, plus dobre emocje, a z kota – tylko dobre emocje. Jeśli sobie na nie zasłużymy – podkreśla. – Z moimi kociakami dzielę stół i łóżko. Wszystko, co mam, należy do nich – zapewnia Natalia Lesz. A Katarzyna Kwiatkowska, która ma alergię na sierść, dodaje. – Pal licho alergię, grunt, że mam kota.
2 z 6
mann-wlasciwe
Wojciech Mann: "Kazik grymasi w sprawie jedzenia. Choć dostaje wyszukane smakołyki, wyjada z nich z zadowoleniem sosik, a resztę zostawia. Nawet ja jestem mniej wybredny." Moja siostra miała kotkę Malwinkę i pomyślałem sobie, że musi być coś do pary, więc jest Kazik. Kupiłem go z dwóch powodów. Po pierwsze, mój syn był wtedy mały i uznałem, że się z tego ucieszy, a po drugie, zrobiłem solidną dokumentację i przeczytałem, na swoje nieszczęście, że rasa maine coon to takie „kotopieski”. Liczyłem, że Kazik będzie kontaktowy, nauczy się reagować, ale okazało się, że jest albo podróbką, albo ktoś nawymyślał bzdur o tej rasie. W każdym razie mam w domu przygłupa. Ja go nawet dość lubię, tylko go nie cenię. To nie jest partner do długiej konwersacji. Gdyby nie futro, niczym nie różniłby się od muchy. Mucha też nie przychodzi, jak się ją zawoła, i ma w nosie gospodarza domu, choć czasem na nim siada. Kiedy na przykład widzę, że Kazik, mając wystawioną miskę ze świeżą wodą, uporczywie ją ignoruje i pije z konewki, to dochodzę do wniosku, że musi być kretynem futrzanym. Żeby on chociaż raz mnie przywitał, kiedy wracam do domu. Zupełnie nie zwraca uwagi na moją obecność, nie tęskni, kiedy wyjeżdżam, kompletnie mnie ignoruje. Przy całym moim krytycznym podejściu jednak akceptuję tego kota i nawet, aż wstyd się publicznie przyznać, zimą w nocy, kiedy pada śnieg, zawsze sprawdzam, czy już wrócił do domu, a kiedy dostrzegę, że trzyma łeb za drzwiami, wpuszczam go, żeby mu futro nie zamarzło.
3 z 6
miecugow
Grzegorz Miecugow: "Gdy Fruzia znika na dłużej, bardzo się niepokoję. Oddycham z ulgą, kiedy jestem w pracy i dostaję SMS, że wróciła po całonocnej włóczędze. To taki mój „kłębek spokoju”, miły w dotyku." Fruzia to kotka po przejściach. Kilka lat temu mój syn znalazł malutką szylkretkę, wycieńczoną i właściwie skazaną na śmierć. Był koniec października, a w listopadzie przyszły już mrozy. Miała źle zrośniętą, po złamaniu, tylną łapę. Wczołgała się pod nogi Krzyśka, a on zaniósł ją do lekarza, który stwierdził, że łapę trzeba amputować. Drugi to potwierdził, dopiero trzeci weterynarz, ekscentryczny młody doktor, obejrzał zdjęcia i obiecał, że naprawi. Słowa dotrzymał. Chociaż Fruzia ma dzwoneczek na szyi i jest lekkim kulawcem, potrafi sobie poradzić. Czasami nawet przyłącza się do utrzymywania gospodarstwa, bo przyniesie jakiegoś ptaszka. Zatacza się wtedy ze szczęścia, że jest taka dzielna i coś upolowała. Jest łażącym po okolicy włóczykijem. Ma charakterek. Nie ulega, nieszczególnie lubi pieszczoty, przychodzi na ręce, kiedy sama na to ma ochotę. Myślę, że pełnię w jej życiu ważną funkcję. Często wstaję najwcześniej, więc jestem pierwszym karmicielem. Ona, mając nasypane jedzenie, czeka jeszcze, aż ktoś ją zaprowadzi do miski – taka królewna troszkę. Dla niej głównym panem jest pewnie mój syn, jej wybawca. Często chodzi do niego spać w nocy. Kiedy czasami nie domknę drzwi i przyjdzie do mnie, to jest wielka łaska. Czuję się wtedy wyróżniony.
4 z 6
lesz
Natalia Lesz: "Moim zwierzakom zazdroszczę radości, zwinnych ruchów i wiecznej ochoty do zabawy. Czy kiedykolwiek darłam koty? Nie, nigdy. No, może raz, z rodzicami. . ." Rudi, moja najstarsza kotka, ma już siedemnaście lat. Dostałam ją od rodziców, ale sama ją wybrałam: weszłam do domu pełnego ślicznych, kulturalnie zachowujących się kociaków, a wyszłam z największym łobuzem. Rudi zachwyciła mnie temperamentem. Choć jest dziewczyną, dostała męskie imię, ponieważ wróżka zapewniła mnie, że będzie szczęśliwe dla kota. Tequilę uratowałam od śmierci – miała być utopiona po urodzeniu. Przyniosłam ją do domu akurat, gdy trwała niezła zabawa. Ktoś spojrzał na butelkę, potem na kotkę i powiedział: „Nazwijmy ją Tequila”. Z Kicią połączyło mnie przeznaczenie. Rok temu weszłam do sklepu zoologicznego we Wrocławiu i wtedy ją zobaczyłam. Miała strasznego zeza, była biedna, smutna i mizerna, ale bardzo pragnęła się do mnie przytulać. Natychmiast pomyślałam: „Muszę jej pomóc”. Ale właścicielka sklepu nie chciała jej sprzedać. Twierdziła, że ma wszystkie choroby świata i szybko zdechnie. Radziła, bym wybrała sobie innego zwierzaka. Chciałam tylko Kicię! Potem długo ją leczyłam, wyzdrowiała. Teraz moje zezowate szczęście codziennie wymyśla jakieś nowe zabawy. Pewnego dnia szalała z Tequilą w ogródku. Nagle usłyszałam wrzask ptaków. Okazało się, że panny weszły na drzewo i usiadły naprzeciwko siebie na gałęziach. Myślałam, że szykują się do wspólnego ataku na ptaki. Kiedy podeszłam bliżej, usłyszałam, jak moje kotki prychają na siebie i jedna próbuje drugą zepchnąć z drzewa. Kłóciły się, a żadna nie chciała ustąpić. Polowanie? Przestało być ważne. Ech, baby.
5 z 6
kwiatkowska
Katarzyna Kwiatkowska: "Gdybym nie miała Flory? Nie miałabym też uczulenia, bo, niestety, mam alergię na sierść, ale emocjonalnie byłabym uboższa i na pewno – nieszczęśliwa. Wolę więc mieć i uczulenie, i kota." Mój kot jest wierny jak pies. Ma na imię Flora, na cześć dziewczynki o tym imieniu, granej przez Annę Paquin w „Fortepianie”. Inspiracja zobowiązuje. Flora co prawda nie gra na instrumencie, ale wie, co to kocia muzyka. Czasem wydobywa z siebie tak przerażające odgłosy, że ludzie zatykają uszy, a mnie te jej śpiewy śmieszą, od razu też biorę się do pracy nad wydaniem z siebie podobnych dźwięków. Florę znalazłam w kurniku. Była dzika. A gdy zabrałam ją do domu, tak jej się spodobało, że nie chciała wychodzić na dwór. Zaczęła się miłość przez łzy. Gdy głaszczę jej futro, moje oczy robią się czerwone i swędzące. Cena bliskości. Ulubione zajęcie mej kocicy? Położyć się na stole, słuchać, jak rozmawiamy, i ściągać pazurem z naszych talerzy smakowite kąski. Myślę wtedy: dobrze, że chce jeść, bo jest za chuda i bardzo bym chciała, żeby przytyła, ale widać taki genotyp – modelka, prawdziwa kocia Kate Moss. Cieszę się, gdy zapomina, że najlepiej jej u mnie na ramieniu albo na mojej głowie, bo wtedy mam chwilę wytchnienia. Cóż, nikt nie powiedział, że w domu, w którym kot jest panem, będzie lekko. Na szczęście Flora ma odpowiednio ułożoną poddaną, która nie wymaga dodatkowych zabiegów wychowawczych. I zawsze jest pod kontrolą.
6 z 6
szczuka
Kazimiera Szczuka: "Skacze ci po głowie, a potem udaje niewiniątko. Lubi prowokować: coś zrzucić, pogryźć. Nie ma obowiązków, tylko nas kochać. Ale i tak się nie wywiązuje." Robi to od czasu do czasu, kiedy zbyt gwałtownie go tarmoszę, gdy domaga się uwagi, adoracji albo „koteringu”. Bije, bo kocha, mawiano niegdyś, dziś wierzymy, że kocha, nie bije. Kocha czy nie – bije z całą pewnością. Pytanie, czy ja go kocham, skoro mu na to pozwalam. Cóż, przecież nie ze strachu daję się bić ani nie dla zysku. Przez kota bycie pobitą nie hańbi, a nawet nieco przynosi chwały. Kociarze z dumą pokazują sobie zadrapania. Na szczęście ostatnio mój kot Marian jest potulny jak baranek. Tak też wygląda, to biały maine coon. Jest piękny jak młody bóg, dlatego wszystko mu wolno. Na przykład krzyczy, bo jest kotem niesłyszącym, więc jego miauczenie przypomina rozdzierający płacz dziecka. Co z tego, skoro jest nie tylko piękny, ale i mądry. Inteligentny bardzo. Marian to Taki Ktoś. Wszyscy go szanują. Drugi kot, sfinks, przybył od znajomych. Wyglądał jak małpka, dostał więc imię Fiki-Miki, jak u Makuszyńskiego. Na początku Marian ignorował go, był rozdrażniony, ale nie krzywdził. Dziś jest między nimi szorstka przyjaźń. Fiki-Miki uwielbia wsuwać się pod kołdrę. Zwija się w kulkę. Gdy Marian widzi kulkę, układa się obok. Udaje, że nie chodzi mu o kolegę, tylko o tę wypukłość na kołdrze. Rozbraja mnie to ich przytulanie.