Reklama

Z początku nie było wielkiego „wow!” i szalonego zakochania, ale szybko wpadłem. Sam nie wiem, co mnie tak uwiodło. No dobrze, jestem chłopakiem z sierpnia, zodiakalnym Lwem, a Lwy uwielbiają pochwały, budzić wokół zainteresowanie i podróżować. Moda pojawiła się w moim poukładanym życiu nagle i to wszystko zaczęło się wydarzać. Miałem wtedy prawie 21 lat, dziewczyny chodzą wcześniej po wybiegach, męska uroda musi dojrzeć. Najpierw odebrałem podejrzaną wiadomość na Facebooku, ktoś chciał mi zrobić zdjęcia, pytał o wymiary. Pamiętam swoje zdziwienie: wymiary czego? Jakie? To było dziwne, nowe, dość długo zwlekałem z odpowiedzią.
Zastanawiałem się przez miesiąc, w końcu odpisałem i natychmiast dostałem zaproszenie z Panda Models do Warszawy. Przyjechałem dla bezpieczeństwa ze swoją dziewczyną. Zrobili mi polaroidy, a potem sprawy potoczyły się błyskiem. Właściwie od razu pojechałem na swój pierwszy Fashion Week do Łodzi, a zaraz potem poleciałem do Mediolanu. Tam poszedłem w pokazie u Gucciego i Prady. Można się zakochać! Nie mam już dziewczyny. Moda brutalnie weszła między nas, ukradła mnie. Ale mam wciąż dwóch najlepszych kumpli, jeden jeszcze z czasów gimnazjum, drugi z liceum. Doceniam to, jaką świetną klasę miałem w liceum, było nas tylko 22, dobrze się zgraliśmy. I nadal, cztery lata po maturze, utrzymujemy ze sobą kontakt. Na ubiegłorocznej wigilii klasowej zebrało się nas aż 16, do tego były barszcz, pierogi i choinka. Taką już mamy tradycję. Na Wielkanoc też się spotkamy. Dla mnie to fajna perspektywa.
Nie zapomnę miny bookera
Ten Mediolan to był taki wielki kopniak na samym początku kariery. Pojawiłem się tam znikąd, agencja powciskała mnie na listy castingowe, czasem wchodziłem bez listy, i się udało. Mam w życiu szczęście, nie bez powodu urodziłem się w niedzielę. Tak naprawdę zacząłem się z tego wszystkiego cieszyć dopiero po powrocie do Polski, wcześniej byłem zbyt oszołomiony, ale też nie do końca rozumiałem jeszcze, co się dzieje. Nie zapomnę miny bookera, kiedy podszedł do mnie ze słowami: „Jesteś potwierdzony na Pradę”. Pisałem wtedy z kimś na czacie, na Facebooku, siedziałem z drinkiem w dłoni, podniosłem na niego wzrok: „Tak? To świetnie”. Żadnych fajerwerków ani emocji. Stał jak słup soli i patrzył na mnie zdziwiony. Sam dopiero w domu poczułem, że zrobiłem coś fajnego, że to nie była zła decyzja. A bałem się tego, studiowałem wcześniej architekturę w Poznaniu i zrezygnowałem na drugim roku. Bo nie było szans, żeby pogodzić studia z modelingiem. Zaryzykowałem, mając z tyłu głowy takie myśli, że będą na mnie patrzeć jak na nie najmądrzejszego lalusia. Na szczęście tak nie jest. Moda mnie uwiodła, cała jej otoczka.
Najbardziej chyba kocham podróże. Ostatnio, miesiąc temu, uśmiechałem się sam do siebie, chodząc po ulicach Sydney (ten niesamowicie długi lot jest do wycierpienia dla genialnych widoków na miejscu). Złapałem się też na tym, że naprawdę śmiałem się w głos, myśląc, jakim jestem szczęściarzem. Wczoraj byłem w Europie, dzisiaj na drugim końcu świata. Chłopak z Jastrzębia-Zdroju został twarzą kampanii reklamowej Gucciego. Przerwałem studia, ale fascynacja architekturą nie minęła. I dokądkolwiek pojadę, rozglądam się wokoło. Zachwycam się, widząc budowę nowego Ground Zero w Nowym Jorku, nie mogę oderwać wzroku od wieżowców w Tokio, to miasto jest obłędne. Cieszę się, że czasem mogę wyjechać na sesję na jakąś europejską wiochę i tam pooglądać piękne, stare domy. Bywa, że jeszcze szkicuję, coraz częściej na iPadzie. I myślę, że jakiś papier się w życiu przyda. Nie wiem, czy to będzie architektura, coraz częściej zastanawiam się nad filmówką. Żyję dziś tak, że film sam tworzy się w mojej głowie. Podglądam pracę na planach zdjęciowych, już powoli chyba zaczynam wiedzieć, jak sam ustawiłbym światło, a na pewno to, jak ja mam się do niego ustawić. Patrzę na siebie, raz mogę być wystylizowany na 40-latka, potem zaczesuję włosy w dół i wyglądam na 16 lat, postawię je na żel, przyjdę lekko nieogolony i mam pod trzydziestkę. Niezła zabawa. Ale też widzę, że zacząłem interesować się modą. To zaczyna być prawdziwa miłość. Ona mnie otacza, dziś lubię się dobrze ubrać, a wcześniej chodziłem w dresie, w bawełnianej bluzie, nie patrzyłem na to, co zakładam. Moda pozwala mi być zmiennym, wyrażać emocje, czuć się męsko, seksownie. Tak jest, kiedy zakładam garnitury od Ermenegildo Zegna. Klasyka, a do tego cudownie wygodna.
Czekam na wymarzoną randkę
Zmieniłem się przez te trzy lata naszego związku. Zmężniałem, dojrzałem, dodało mi to skrzydeł. Stałem się bardziej otwarty. Dostałem ostatnio wiadomość na Facebooku: „Jesteś za bardzo perfekcyjny, żeby być prawdziwy”. Pomyślałem: „Co za piękny komplement”. Bo jestem, jaki jestem. Nie ćwiczę, jak większość chłopaków, którzy marzą o tym, żeby mieć kaloryfer. Ale ja nie pozuję w slipkach, wolę garnitury. Nie uwodzę dziewczyn na modę, ale kiedy mówię, że jestem modelem, widzę ten błysk w ich oczach. Nie lubię się chwalić, ale kiedy ktoś zapyta, czuję się dumny, mówiąc, że jestem 35. na światowej liście top 50. Byłem już dokładnie pośrodku, ale w modzie stała jest tylko nieprzewidywalność. I to chyba sprawia, że w tym związku nie słabną emocje. Trzeba grać zawsze na górnym C. Tak, to jest miłość na lata, a przede mną wymarzona randka – cały następny rok pełen pracy.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama