Grażyna Szapołowska: młodość i mężczyźni jej życia. Telimena z ekranizacji "Pana Tadeusza" złamała niejedno serce
Wielbiciele mówią, że jest rasowa. Można godzinami patrzeć, jak zakłada nogę na nogę albo zaciąga się papierosem. O niezwykłej Grażynie Szapołowskiej opowiadają jej przyjaciele.
- Ewa Smolińska-Borecka
Kiedy idzie, to nie jak zwykła kobieta, lecz sunie powłóczyście, z gracją. Mężczyźni zachwycają się wszystkim, nawet sposobem, w jaki palcami odgarnia włosy — opowiadali jej przyjaciele. Grażyna Szapołowska we wspomnieniach bliskich.
Grażyna Szapołowska w młodości
Dorastała w Toruniu. Matka, z pochodzenia Litwinka, sama wychowywała dwie córki, bo mąż rozpoczął nowe życie. Po maturze Grażyna wyjechała do Jeleniej Góry. Wiedziała (być może od szkolnego kolegi, którego ojciec był dyrektorem Teatru Dolnośląskiego), że Henryk Tomaszewski będzie tam reżyserował Legendę Wyspiańskiego. Zagranie u sławnego twórcy Wrocławskiego Teatru Pantomimy to byłby dobry początek aktorskiej kariery. Grażyna dostała rolę jednej z trzech Rusałek. Grała tylko jeden sezon, od premiery w listopadzie 1972 roku.
Była cudowną adeptką, grała dobrze, choć nie była to duża rola. Wszyscyśmy ją kochali, bo była niezwykle ciepła, nienarzucająca się, koleżeńska. Pamiętam, jak kupiła fantastyczny beżowy sztruks i powiedziała mi: "Bezwzględnie musisz sobie coś z niego uszyć, bo będzie ci w tym dobrze". Była urokliwa i bardzo piękna. Od góry do dołu, bez najmniejszej skazy, jakby zrobiona z jednego kawałka skóry — wspominała Irmina Babińska, kreująca rolę Wandy.
Maria Maj, odtwórczyni roli drugiej Rusałki, przyznaje, że trzymały się we trzy: ona, Grażyna i Izabella Olejnik. Każda z nich przyjechała do Tomaszewskiego z innego miasta i liczyła, że to przedstawienie otworzy jej drogę do sławy. Nasze monologi wspomagałyśmy urodą ciał. Recenzent teatralny napisał: "Rusałki są piękne". Grażyna była zjawiskowa. Mężczyźni kochali się w niej, szaleli — opowiadała Maria Maj.
W maju 1973 roku Grażyna zdawała do PWST. Znalazła się wśród 23 osób, które przyjęto. Maria Mamona, od razu zauważyła atrakcyjną blondynkę o długich włosach. Zaprzyjaźniła się z Grażyną w czasie praktyk robotniczych. Przez dwa lata mieszkały w akademiku Dziekanka, w 4-osobowym pokoju, po tej samej stronie szafy. Przyjaźń przetrwała do dziś.
Grażyna Szapołowska: mężczyźni jej życia
Jeszcze na studiach Grażyna wyszła za mąż za Marka Lewandowskiego. Cały rok zaprosiła na parapetówkę — wspominała koleżanka z roku Tatiana Sosna-Sarno. To między innymi Marka Lewandowskiego ma na myśli szkolny kolega Grażyny, Marcin Troński, kiedy mówi: "Lubiła starszych chłopaków". Pierwszy mąż był od niej starszy o 7 lat. Kiedy się poznali, był aktorem Teatru Rozmaitości, miał na koncie kilka filmów i należał do najprzystojniejszych polskich aktorów. Ślub cywilny wzięli we wrześniu, po drugim roku studiów. Jednak już następne wakacje spędzali osobno — Grażyna nieoczekiwanie zjawiła się w Krasnymstawie u przyjaciółki Marii Mamony i namówiła ją na autostopowy wypad do Rumunii.
Trudno powiedzieć, kiedy u boku Grażyny pojawił się prywaciarz, jak w owych czasach określano biznesmenów, Andrzej Jungowski. Przystojny, w typie młodego Roberta De Niro. W środowisku mówi się, że produkował suszarki do łazienek. Codziennie wręczał Grażynie bukiet z 27 róż i właśnie kwiatami ostatecznie ją do siebie przekonał. Inni zaś twierdzą, że połączyło ich wielkie uczucie. Marcin Troński pamięta, jak Andrzej codziennie wysiadywał pod szkołą w swoim białym maluchu, czekając na Grażynę. Wszyscy na roku uważali go za bardzo zazdrosnego faceta, który uziemił Grażynę i chronił przed adoratorami. Pobrali się po czwartym roku studiów.
Nie zdziwiło mnie to, że Grażyna znów wychodzi za mąż, bo zawsze była osobą, w dobrym tego słowa znaczeniu, zwariowaną — mówiła Maria Mamona, przyjaciółka i świadek na ślubie. Poza tym wiedziałam, że łączy ich autentyczna fascynacja, że Grażyna się zakochała. Zawsze bardzo miło wspomina Andrzeja. Mówi, że nie przekreśla tego, co było. Podobno w prezencie ślubnym mąż dał Grażynie dom w Pustelniku pod Warszawą, duży i piękny, na uroczej działce, ale bez telefonu i centralnego ogrzewania.
Po studiach dostała się do Teatru Narodowego. Kiedy debiutowała w sztuce Sen srebrny Salomei, była w ciąży, w tym samym czasie, co siedem innych aktorek tego teatru, między innymi Ewa Ziętek, Bożena Dykiel, Anna Romantowska. Andrzej bardzo dbał o żonę. Martwił się, że mimo ciąży w jednej ze scen musi się przewracać. Kiedy Grażyna urodziła córkę, zaprosiła wszystkich ludzi z roku do siebie do Pustelnika, żeby pokazać Kasię i dom — wspominała Tatiana Sosna-Sarno. Dom okazał się tak duży, że był nawet oddzielny pokój do prasowania pieluch.
Grażyna i Andrzej rozstali się po kilku latach. Ona z Kasią została w Pustelniku. Dużo grała, kręciła filmy za granicą. W wychowaniu córki pomagały jej mama i siostra. Do jej domu nie wprowadził się żaden mężczyzna, choć wokół Grażyny kręciło się ich wielu.
Byłbym ostatnim kłamcą, gdybym powiedział, że nie jest atrakcyjna i że mi się nie podoba. Lecz zawsze łączyło nas wyłącznie koleżeństwo — twierdził Tadeusz Ścibor-Rylski. Często bywam u niej wieczorami. Zwierza mi się, ale lojalność i przyjaźń zobowiązują, by o tym nie opowiadać. Grażyna ma niewielu znajomych na osiedlu. Nie jest osobą, która wpada do sąsiada, by pożyczyć szczyptę soli. Ale nie jest zimna ani wyniosła, jak można by sądzić, znając jej wizerunek artystyczny. Jest ciepła, przyjacielska, wyczulona na problemy innych ludzi.
Rodzinę Ścibora-Rylskiego i Grażynę połączyły też dzieci: jego syn i jej córka chodzili do jednej podstawówki i liceum. Grażyna często bywała w szkole, pojawiała się na wywiadówkach, trzymała nad Kasią parasol ochronny.
Moja mama nie różni się od innych. Wykonywała wszystkie obowiązki mamy i choć jest kobietą zajętą, zawsze kiedy jej potrzebowałam, miała dla mnie czas — mówiła jej córka Katarzyna Jungowska-Matej. Mama wymagała, żebym miała dobre stopnie. Pomagała mi przy odrabianiu lekcji, głównie polskiego. Jeśli dobrze się uczyłam, pozwalała mi na wszystko. Dbała o to, żebym była bezpieczna. Jeśli późno wracałam z imprezy, przyjeżdżała samochodem, żeby mnie odebrać.
Kiedy Kasia miała 12 lat, Grażyna przedstawiła jej Pawła Potoroczyna, młodszego od siebie o 8 lat właściciela pubu. Kasia zgodziła się, by z nimi zamieszkał. Aktorka nie ukrywała, również przed prasą, że ją i Potoroczyna połączyło wielkie uczucie. Pobrali się bez rozgłosu. Nawet przyjaciółka Maria Mamona dowiedziała się o tym po fakcie.
Paweł marzył o pracy w dyplomacji. Mówi się, że to właśnie Grażynie zawdzięcza stanowisko konsula w Los Angeles. Wyjechali we trójkę, z Kasią, w 1995 roku. W środowisku dziwili się, że aktorka, dla której tak wiele znaczy praca, zdecydowała się na wieloletnią przerwę i bycie pięknym tłem dla konsula. Tymczasem na każdej uroczystości, na której pojawiała się z mężem, właśnie Grażyna grała pierwsze skrzypce. Ją, a nie konsula, otaczał wianuszek gości, ją obsypywano dowodami uwielbienia. Tylko mężczyzna dużego formatu potrafiłby zaakceptować taką sytuację. Kiedy w 1998 roku przyjechała do kraju na zdjęcia do Pana Tadeusza, była w świetnej formie zawodowej. Rozdawała czarujące uśmiechy, ale w środowisku szeptano, że jest przygnębiona, bo małżeństwo ma się ku końcowi...
Od 2002 życiowym partnerem Grażyny Szapołowskiej jest przedsiębiorca Eryk Stępniewski. Stępniewski ją kocha i jest w stanie dużo jej wybaczyć — mówiła kilka lat temu osoba ze środowiska aktorskiego.
Autorką tekstu jest Ewa Smolińska-Borecka. Artykuł pierwotnie ukazał się w Gali.