Gabriela Sabatini - Marzę o spokojnym życiu
Kiedyś mawiano o niej "najładniejsza tenisistka świata". Dziś należy dodać: …i kobieta interesu. Od lat w biznesowym świecie porusza się zwinnie jak niegdyś na korcie. Czasem tylko przebąkuje, że chciałaby już zwolnić, założyć rodzinę. Ale piękna Gaby chyba nie ma szczęścia w miłości.
- Katarzyna Borowska augustyn.a@claudia.pl, Claudia
Burza ciemnych włosów, olśniewający uśmiech i figura jak z katalogu. Ma 38 lat, ale wygląda lepiej niż kiedykolwiek. Choć sportową karierę zakończyła w 1996 r., wciąż o niej głośno. W rodzimej Argentynie jej popularność da się porównać tylko z kultem Evity Peron! Nieważne, że Gaby (jak mówią o niej fani) największe sukcesy odnosiła na przełomie lat 80. i 90. Wygrała w 27 turniejach, w tym w wielkoszlemowym US Open i Masters. Właśnie została uhonorowana miejscem w Międzynarodowej Tenisowej Hall of Fame. I wciąż obecna jest w mediach, choć teraz jako kreatorka znanych na całym świecie perfum. – Jestem zwyczajną dziewczyną – powtarza posągowa piękność. – Mój sukces to tylko zasługa tenisa.
Cudowne dziecko
Tak naprawdę karierę zawdzięcza tytanicznej pracy. Od dzieciństwa miała życie zaplanowane co do minuty. Treningi, mecze, pakowanie walizek, konferencje prasowe. Odkąd jako 6-latka wzięła do ręki rakietę, nie odkładała jej przez następnych dwadzieścia lat. – To pomysł taty – cierpliwie opowiada w setkach wywiadów. – Chciał, by jego dziecko grało w tenisa. I zabierał na kort… mojego starszego brata. Osvaldo Sabatini (dyrektor w koncernie General Motors w Buenos Aires) cierpliwie uczył grać Osvalda juniora. Mała Gaby w tym czasie kręciła się po korcie i z zazdrością przyglądała grze ojca i brata. – W końcu kupili mi rakietę, bym dała im spokój – wspomina. Szczęśliwa, piłki odbijała sama, o ścianę. Pewnego dnia jej poczynaniom przyjrzał się trener. I z miejsca zaproponował lekcje. W wieku 9 lat nie miała już w Argentynie rywala i zaczęła startować w turniejach nastolatków. Jako 13-latka była mistrzynią świata juniorów. Najmłodszą w historii.
Jak rakieta
– Cóż, nie miałam koleżanek. Mój kalendarz wypełniały międzynarodowe zawody, i rodzice zatrudniali prywatnych nauczycieli. Ale dla mnie i tak liczył się tylko tenis. – Deklarowała: „Nie obchodzą mnie mężczyźni, auta, biżuteria. Marzę, by zobaczyć światowy ranking z moim nazwiskiem na pierwszym miejscu!”. Udało się. W 1990 r. na US Open pokonała Steffi Graf, najwyżej dotąd notowaną zawodniczkę. Jednak wkrótce, trapiona kontuzjami, wypadła z pierwszej dziesiątki. – Przegrana na korcie była dla mnie porażką życiową. Miałam dość. Borykałam się z anemią, spałam po 16–18 godzin i budziłam się zmęczona. Żyłam jak maszyna. Mordercze treningi, ciągłe podróże z turnieju na turniej i cały ten reżim. Zdarzało mi się rozgrywać trzy mecze jednego dnia! – Coraz bardziej doskwierała jej też „samotność pierwszej klasy”, jak nazywała pobyty w pięciogwiazdkowych hotelach podczas zawodów. Ale gdy w 1996 roku, mając 26 lat, ogłosiła zakończenie kariery, wszyscy byli zaskoczeni. – A ja wreszcie poczułam się wolna. Wcale jednak nie zamierzała spocząć na laurach, choć na zawodową „emeryturę” przeszła jako milionerka (na samym tenisie zarobiła krocie). Postanowiła wykorzystać swój drugi – oprócz talentu – atut. Urodę.
Piękny nos do perfum
– Mam małe oczy, problemy z cerą, bo uwielbiam pikantne potrawy… – zawsze banalizowała zachwyty nad sobą. Ale fani, których na korcie uwodziła latynoskim wdziękiem, uwielbiali ją, a magazyn „People” zaliczył do grona 50 najpiękniejszych ludzi świata. Jej urodę dostrzegali też producenci. Od początku kariery mnóstwo firm proponowało jej kontrakty reklamowe. Jako pierwsza kobieta w sporcie otrzymała propozycję od Pepsi. Promowała też McDonald’s, Yamahę i Fuji. Reklamowała okulary, buty, nawet mleko. Gdy miała 18 lat, na rynku pojawiły się jej pierwsze perfumy, „Gabriela Sabatini”. – Bardzo mi to przypadło do gustu. Chyba każda dziewczyna chciałaby mieć swoje kosmetyki, a co dopiero perfumy noszące jej imię! – mówiła. Szybko się okazało, że nos Gaby jest nie tylko ładny, ale i wyjątkowo wrażliwy na wonie. Dzięki temu firmuje perfumy, ale i aktywnie uczestniczy w ich tworzeniu. – Nie promowałabym produktu, który mi się nie podoba – kręci głową. – Sama pilnuję wszystkiego. Może jeszcze nie jestem najlepszym „nosem” w branży. Ale chyba się znam, skoro ludzie kupują moje zapachy. A stworzyłam ich już kilkanaście!
Wciąż w pojedynkę
Promuje je w na całym świecie. W podróży spędza nawet 4 miesiące w roku. Lubi zatrzymywać się na Florydzie, gdzie ma dom, ale kocha wracać do Argentyny, której jest narodową dumą. Wręcza puchary, otwiera szkoły… Zawsze sama. – Może onieśmielam mężczyzn? – zastanawia się. Kilka lat temu widywana była z Rickym Martinem, ale romans nie przetrwał. Ostatnio, co sama przyznaje, często umawia się na randki, choć najchętniej czas spędza z rodziną i przyjaciółmi. – Po latach ciężkiej pracy marzę o spokoju. Lubię kameralne kolacje w domu albo wieczór na sofie i oglądanie horrorów. Oczywiście chcę mieć jeszcze męża i dzieci. Może gdy zwolnię tempo…?