Reklama

Burza ciemnych włosów, olśniewający uśmiech i figura jak z katalogu. Ma 38 lat, ale wygląda lepiej niż kiedykolwiek. Choć sportową karierę zakończyła w 1996 r., wciąż o niej głośno. W rodzimej Argentynie jej popularność da się porównać tylko z kultem Evity Peron! Nieważne, że Gaby (jak mówią o niej fani) największe sukcesy odnosiła na przełomie lat 80. i 90. Wygrała w 27 turniejach, w tym w wielkoszlemowym US Open i Masters. Właśnie została uhonorowana miejscem w Międzynarodowej Tenisowej Hall of Fame. I wciąż obecna jest w mediach, choć teraz jako kreatorka znanych na całym świecie perfum. – Jestem zwyczajną dziewczyną – powtarza posągowa piękność. – Mój sukces to tylko zasługa tenisa.

Reklama

Cudowne dziecko

Tak naprawdę karierę zawdzięcza tytanicznej pracy. Od dzieciństwa miała życie zaplanowane co do minuty. Treningi, mecze, pakowanie walizek, konferencje prasowe. Odkąd jako 6-latka wzięła do ręki rakietę, nie odkładała jej przez następnych dwadzieścia lat. – To pomysł taty – cierpliwie opowiada w setkach wywiadów. – Chciał, by jego dziecko grało w tenisa. I zabierał na kort… mojego starszego brata. Osvaldo Sabatini (dyrektor w koncernie General Motors w Buenos Aires) cierpliwie uczył grać Osvalda juniora. Mała Gaby w tym czasie kręciła się po korcie i z zazdrością przyglądała grze ojca i brata. – W końcu kupili mi rakietę, bym dała im spokój – wspomina. Szczęśliwa, piłki odbijała sama, o ścianę. Pewnego dnia jej poczynaniom przyjrzał się trener. I z miejsca zaproponował lekcje. W wieku 9 lat nie miała już w Argentynie rywala i zaczęła startować w turniejach nastolatków. Jako 13-latka była mistrzynią świata juniorów. Najmłodszą w historii.

Jak rakieta

– Cóż, nie miałam koleżanek. Mój kalendarz wypełniały międzynarodowe zawody, i rodzice zatrudniali prywatnych nauczycieli. Ale dla mnie i tak liczył się tylko tenis. – Deklarowała: „Nie obchodzą mnie mężczyźni, auta, biżuteria. Marzę, by zobaczyć światowy ranking z moim nazwiskiem na pierwszym miejscu!”. Udało się. W 1990 r. na US Open pokonała Steffi Graf, najwyżej dotąd notowaną zawodniczkę. Jednak wkrótce, trapiona kontuzjami, wypadła z pierwszej dziesiątki. – Przegrana na korcie była dla mnie porażką życiową. Miałam dość. Borykałam się z anemią, spałam po 16–18 godzin i budziłam się zmęczona. Żyłam jak maszyna. Mordercze treningi, ciągłe podróże z turnieju na turniej i cały ten reżim. Zdarzało mi się rozgrywać trzy mecze jednego dnia! – Coraz bardziej doskwierała jej też „samotność pierwszej klasy”, jak nazywała pobyty w pięciogwiazdkowych hotelach podczas zawodów. Ale gdy w 1996 roku, mając 26 lat, ogłosiła zakończenie kariery, wszyscy byli zaskoczeni. – A ja wreszcie poczułam się wolna. Wcale jednak nie zamierzała spocząć na laurach, choć na zawodową „emeryturę” przeszła jako milionerka (na samym tenisie zarobiła krocie). Postanowiła wykorzystać swój drugi – oprócz talentu – atut. Urodę.

Piękny nos do perfum

– Mam małe oczy, problemy z cerą, bo uwielbiam pikantne potrawy… – zawsze banalizowała zachwyty nad sobą. Ale fani, których na korcie uwodziła latynoskim wdziękiem, uwielbiali ją, a magazyn „People” zaliczył do grona 50 najpiękniejszych ludzi świata. Jej urodę dostrzegali też producenci. Od początku kariery mnóstwo firm proponowało jej kontrakty reklamowe. Jako pierwsza kobieta w sporcie otrzymała propozycję od Pepsi. Promowała też McDonald’s, Yamahę i Fuji. Reklamowała okulary, buty, nawet mleko. Gdy miała 18 lat, na rynku pojawiły się jej pierwsze perfumy, „Gabriela Sabatini”. – Bardzo mi to przypadło do gustu. Chyba każda dziewczyna chciałaby mieć swoje kosmetyki, a co dopiero perfumy noszące jej imię! – mówiła. Szybko się okazało, że nos Gaby jest nie tylko ładny, ale i wyjątkowo wrażliwy na wonie. Dzięki temu firmuje perfumy, ale i aktywnie uczestniczy w ich tworzeniu. – Nie promowałabym produktu, który mi się nie podoba – kręci głową. – Sama pilnuję wszystkiego. Może jeszcze nie jestem najlepszym „nosem” w branży. Ale chyba się znam, skoro ludzie kupują moje zapachy. A stworzyłam ich już kilkanaście!

Reklama

Wciąż w pojedynkę

Promuje je w na całym świecie. W podróży spędza nawet 4 miesiące w roku. Lubi zatrzymywać się na Florydzie, gdzie ma dom, ale kocha wracać do Argentyny, której jest narodową dumą. Wręcza puchary, otwiera szkoły… Zawsze sama. – Może onieśmielam mężczyzn? – zastanawia się. Kilka lat temu widywana była z Rickym Martinem, ale romans nie przetrwał. Ostatnio, co sama przyznaje, często umawia się na randki, choć najchętniej czas spędza z rodziną i przyjaciółmi. – Po latach ciężkiej pracy marzę o spokoju. Lubię kameralne kolacje w domu albo wieczór na sofie i oglądanie horrorów. Oczywiście chcę mieć jeszcze męża i dzieci. Może gdy zwolnię tempo…?

Reklama
Reklama
Reklama