Reklama

Trzydzieści lat minęło od premiery pierwszej części filmu „Kogel-mogel”, który przyniósł Ci wielką sławę.

Reklama

To niebywałe, że wciąż cieszy się on takim zainteresowaniem widzów. Ludzie kochają opowieść o przygodach młodej studentki pedagogiki, Kasi Solskiej, która porzuca życie na wsi i przyjeżdża do wielkiego miasta na studia. Jeden z moich wieloletnich fanów, pan Marian, pokazał mi kiedyś, że na Facebooku powstał fanpage „Marian, tu jest jakby luksusowo”, który śledzi 200 tysięcy miłośników „Kogla-mogla”. Powiedziałam o tym Ilonie Łepkowskiej. Od razu podchwyciła temat i wymyśliła, że warto by nakręcić trzecią część filmu.

Mówisz, że grasz w tym filmie kobietę z misją. Jaką misję ma do spełnienia Barbara Wolańska?

Wolańska jest sex coachem, autorką bestsellerowej książki „Jak znaleźć punkt G”. Uświadamia Polki, że warto cieszyć się seksem niezależnie od wieku. Bo seks, jak twierdzi, konserwuje ciało, poprawia wygląd naszej skóry, wygładza zmarszczki i dodaje energii. Jest po prostu eliksirem młodości.

Pamiętam, jak kilka lat temu sama w telewizji udzieliłaś wywiadu na temat powiększania punktu G.

I nagle stałam się naczelną ekspertką od tego tematu, bo zażartowałam, że gdyby w Polsce oferowano takie zabiegi, to ja chętnie. Wiesz, ile moich koleżanek zadzwoniło do mnie potem z pytaniami o szczegóły? No cóż, ta etykieta „pani od seksu” funkcjonuje i nie mogę się tego wyprzeć. Na szczęście nie jestem jedyną aktorką, która się z tym kojarzy. Z drugiej strony lepiej kojarzyć się z seksem niż z geriatrią, prawda? (uśmiech) Niestety publiczne rozmowy o seksie budzą lęk, niepokój. A już kiedy kobieta mówi o nim swobodnie i z afirmacją, zakrawa to na skandal, bo przecież nam, w pewnym wieku, już nie wypada...

Czujesz, że wiek Cię ogranicza?

Czasami wydaje mi się, że powinnam być strasznie odpowiedzialna za to, ile mam lat.

Polska to jeden z nielicznych krajów, w którym wiek może być zarzutem. We Francji, Stanach czy Anglii kobiety ubierają się tak, jak chcą. „Taka krótka sukienka? Taki dekolt? To przecież nie dla pani!” – ile razy ja to słyszałam! Nic dziwnego, że moim ulubionym hasłem stało się: „Ewa, ty powinnaś czołgać się już w kierunku cmentarza”.

Dałaś się zaszufladkować?

Na szczęście żyję tak, jak chcę. Mam świadomość upływającego czasu. Nie jestem dzidzią-piernik, która robi dwa kucyki i paraduje tak po ulicy, ale nie pozwoliłam się też wpisać w narzucone przez społeczeństwo ramy.

Uważasz, że jesteś kobietą wyzwoloną?

Raczej taką, która nie patrzy na świat w dwóch kolorach, białym lub czarnym. Lubię dostrzegać to, co pomiędzy, tworzyć nowe połączenia. Z jednej strony mam szalone marzenia, ciągle zastanawiam się, co mnie jeszcze czeka. Potrafię być bardzo spontaniczna, ale też racjonalna, ułożona. Całe życie spełniałam się przecież w roli żony, matki, wiele razy musiałam pójść z tego powodu na kompromis. Łączę w sobie tradycyjne i niekonwencjonalne podejście do życia.

Twoja mama też była tak nowoczesną kobietą jak Ty? Dorastałam w wielopokoleniowym domu, w którym pielęgnowano tradycyjne podejście do życia. Mama była wspaniałą, wrażliwą kobietą. Zabrzmi to może banalnie, ale po prostu – dobrą. Nikogo nie krzywdziła, miała w sobie dużo współczucia i zrozumienia dla innych. Była też szalenie zabawna i w inteligentny sposób złośliwa – tę cechę odziedziczyłam po niej, z czego się cieszę. Gdy usłyszała, że chcę zostać aktorką, zapytała: „Z takim wyglądem?”. Na początku zrobiło mi się przykro, bo ja pewnie nigdy nie odważyłabym się na taką szczerość w rozmowie z córką, nawet gdybym tak myślała. Ale po latach czuję, że jej słowa tylko zmobilizowały mnie do ciężkiej pracy nad sobą.

Wciąż jesteś tak konsekwentna w dążeniu do celu?

Ojciec zaszczepił we mnie ciekawość świata, chęć ciągłego rozwijania się, poznawania nowych ludzi. Powtarzał, że wszystko, co jest w zasięgu naszej wyobraźni, może się urzeczywistnić. Że to my tworzymy w głowie sztuczne ograniczenia, które uniemożliwiają nam realizację celu. Wiesz, ja od dziecka odczuwałam silną potrzebę ruchu. Kiedy byłam w podstawówce,wróżka przepowiedziała mamie, że będę miała ciekawe, wypełnione dalekimi podróżami życie. I to się sprawdziło. Gdy patrzę wstecz, widzę, że naprawdę nie powinnam narzekać na to, jak potoczyły się moje losy. Lubię to swoje życie, jego energię, żywiołowość. Ciągle wyznaczam sobie nowe cele, nakręcam się do działania. Może dlatego kiedy jadę nad jezioro i patrzę na taflę stojącej wody, szybko się denerwuję. Mnie pociągają fale, ciągłe przypływy i odpływy. Musi się dziać...

Wiele kobiet zazdrości Ci tego, że z taką determinacją podejmujesz walkę o marzenia.

Nie wiem, czy umiem walczyć o swoje, ale na pewno próbuję to robić. Babcia mówiła, że pokorne cielę dwie matki ssie. Czasami takie podejście się sprawdza, trzeba odpuścić, by ktoś zrozumiał, że popełnił błąd.

Potrafisz?

Jasne, że tak, przecież mnie też zdarzają się chwile słabości. Jestem kobietą, a nie cyborgiem. Miewam słabsze dni, płaczę. Głównie z powodu poczucia niesprawiedliwości albo bezsilności. Nie lubię, gdy ktoś mnie okłamuje albo nie dotrzymuje danego słowa.

Ale nie masz tendencji do smutku, depresji.

Staram się być po tej jasnej stronie życia. Obce jest mi uczucie zawiści, zwłaszcza tej, która dotyczy spraw zawodowych. Jeśli nie dostaję akurat jakiejś roli, myślę: „Trudno, życie płynie dalej, nie ma sensu się tym przejmować”.

Co Cię ostatnio w sobie zaskoczyło?

Dobre pytanie.

Odkryłam, jak wielką radość mogą sprawiać uroki codzienności. Spotkania i rozmowy z ludźmi, na które często nie miałam za bardzo czasu. Poranna kawa w ulubionej kawiarni albo pyszna kolacja w restauracji, którą ktoś mi akurat polecił. Kiedyś potrzebowałam ciągłych trzęsień ziemi. Teraz szukam balansu między emocjami, które nakręcają mnie do działania, a poczuciem spokoju i równowagi wewnętrznej.

Ale kiedy rozmawiamy, widzę w Tobie więcej trzęsień ziemi niż równowagi wewnętrznej.

Bo ja jestem ciekawa tego, co jeszcze dzisiaj się wydarzy – jak potoczy się ta rozmowa, z jakim nastawieniem z niej wyjdziemy. Mam w głowie mnóstwo planów na jutro, zwłaszcza że to ważny dzień. Publiczność po raz pierwszy zobaczy „Kogel-mogel 3”. Nie boję się krytycznych ocen, ale zastanawiam się, jakie one w ogóle będą...

Wierzysz jeszcze w symbole?

Oczywiście! Wiesz, co mi się wczoraj przytrafiło? Zanim ci o tym powiem, od razu uprzedzam: nie mam schizofrenii. Wracałam akurat do domu ze spaceru z moim psem, Shakirą, i nagle, przed wejściem do budynku, spadły na mnie... skrzydła. Nie wiem, co to były za skrzydła, może gołębia, ale pomyślałam, że to symbol boskiej obecności. Tego, że ktoś nade mną czuwa i się mną opiekuje.

Ty lubisz opiekować się innymi? Jesteś dobrym duchem dla swoich przyjaciół?

Mam w sobie tak dużo energii, że jestem w stanie obdzielić nią innych. I dużo osób z niej czerpie. Tylko ja wciąż się zastanawiam, skąd mam ją pobierać... (uśmiech)

Najlepszym lekarstwem są dla Ciebie podróże.

To prawda, podczas wyjazdów leczę wszystkie swoje kryzysy. Ale wiem, że na pewno nie mogłabym mieszkać gdzie indziej, bo zawód, który wykonuję, nakręca mnie jak narkotyk. Teraz na przykład wróciłam z prawie trzymiesięcznej podróży po świecie. Gdy weszłam po takiej przerwie po raz pierwszy na scenę, poczułam w sobie tyle energii, że mogę zagrać wszystko. Wróciłam do naturalnego środowiska, miejsca, w którym czuję się najlepiej.

A podróżujesz sama czy z przyjaciółmi?

Nie boję się samotnych podróży. To zawsze szansa na poznanie nowych, ciekawych ludzi. Chętnie wyjeżdżam z Polski, bo lubię być anonimowa.

Czasami, kiedy ktoś mnie pyta: „To pani? Ewa Kasprzyk?”. Odpowiadam: „Nie, ja tylko jestem do niej podobna”. (uśmiech) Dlatego najlepiej czuję się na safari, bo tam mam pewność, że nikt mnie nie rozpozna. To ja wypatruję hien, a nie one mnie.

Powiedziałaś mi kiedyś, że pociągają Cię ludzie, którzy popełniają błędy...

Bo im więcej popełniamy błędów, tym bardziej jesteśmy ludzcy. Gdybym spotkała kogoś nieskazitelnego, nie wiem, czy chciałabym z nim przebywać. Mierzenie się ze słabościami czyni człowieka interesującym.

Jakie Ty słabości pokonałaś?

Musiałam uwierzyć w siebie, zaakceptować wszystkie swoje wady. I przestać panicznie bać się odrzucenia, zwłaszcza wtedy, gdy wybieram swoją wizję świata, która niekoniecznie pasuje do tego, co myśli większość ludzi.

Miałaś takie momenty w życiu, gdy czułaś się bezsilna?

Mnie może pokonać niesprawność fizyczna. Jestem tak zaprogramowana, że dzień bez możliwości ruchu to koszmar. Uważam, że aktywność potrzebna jest nie tylko dla zdrowia, ale przede wszystkim dla psychiki.

Jak znajdujesz czas na regularne ćwiczenia?

Agentka wyznacza mi ramy spotkań zawodowych, takich jak wywiady, próby, spektakle. Staram się trzymać tego planu, chociaż dużo rzeczy robię spontanicznie. Gdy zamarzy mi się wyjazd nad morze, wsiadam do auta i jadę. Lubię czuć się wolna.

Z etatu w teatrze też zrezygnowałaś rok temu w imię wolności?

Może zachowałam się jak nastolatka, ale nie chciałam, żeby ktoś narzucał mi, co mam grać. Od razu dostałam mnóstwo propozycji, także tych filmowych. Wcześniej, ze względu na repertuar teatru, nie mogłabym ich przyjąć, bo etat wymaga od aktora dyspozycyjności.

Cierpisz, gdy codzienność odciąga Cię od pracy twórczej?

Nie jestem przecież nawiedzoną artystką, która żyje w świecie bez problemów. Mam je, jak każdy z nas, i muszę się z nimi zmagać. A poziom koncentracji, na który wchodzę, zależy od trudności roli. Komedie nie są tak wymagające, ale na przykład gdy gram Dalidę, od rana, przed spektaklem, słucham jej płyt, by wczuć się w odpowiedni klimat.

Ewo, dużo mówisz o samoakceptacji, cieszeniu się życiem po pięćdziesiątce. A co z ciałem? Jak reagujesz, kiedy ono, mimo ćwiczeń, i tak nie wygląda jak wtedy, gdy miałaś 20 lat?

Nie znam kobiety, która byłaby z siebie w pełni zadowolona. Coraz więcej 20-latek wstrzykuje sobie botoks, uważają, że to nie głowa, ale ciało jest najważniejsze. Ja zaakceptowałam siebie, żartuję, że są kobiety ode mnie ładniejsze i mądrzejsze, ale też brzydsze i głupsze. (śmiech) To bardzo pomaga.

W mobilizowaniu się do utrzymania wagi pomaga mi zawód, który wykonuję. Bo kiedy kostium teatralny przestaje się dopinać, to sygnał, że może powinnam się bardziej zdyscyplinować w kwestii diety. Nie jestem jednak niewolniczką diety. Jeśli mam ochotę na ciastko z malinami, tak jak dzisiaj z tobą, to je jem. Wierzę w moc hormonów szczęścia, które uwalniają się, gdy człowiek czuje się dobrze. Słucham swojego organizmu, odpowiadam na jego potrzeby, oczywiście zachowując zdrowy rozsądek.

Co dojrzałość w Tobie zmieniła?

To, że nie jestem już tak impulsywna, buńczuczna jak kiedyś. Są we mnie gdzieś jeszcze ślady tamtej dawnej Ewy. Lubię udowodnić, że mam rację, i bywam despotyczna, ale już zdecydowanie w mniejszym stopniu niż kiedyś.

Powiedziałaś, że aktorstwo to dla Ciebie wygrana na loterii. Wyobrażasz sobie czasami, jak przeżyłabyś swoje życie, gdybyś znów mogła mieć 20 lat?

Reklama

Wolę nie myśleć, co by było gdyby... Jestem tu i teraz – ani w przeszłości, ani w przyszłości. Każdy dzień jest dla mnie cudem.

Reklama
Reklama
Reklama