Ewa Farna - z głową w chmurach nie chodzę
W Czechach jest już gwiazdą. W Polsce wszystko przed nią. Jak nas zapewnia szesnastoletnia wokalistka Ewa Farna – twardo stąpa po ziemi, bo wie, że nawet z najwyższej góry łatwo spaść.
- rozmawiał Paweł Piotrowicz, Naj
Ewa Farna od urodzenia mieszka w Czechach. Jej rodzice, choć oboje mają polskie korzenie, przyszli na świat w Czechosłowacji. Ewa chodzi do polskiej szkoły w czeskim Cieszynie.
[adsense]
Jak Czesi reagują na twoje przywiązanie do Polski?
Ewa Farna: Jednym jest ono zupełnie obojętne, inni sugerują, bym jak najszybciej wracała do swojego kraju, czyli do Polski [śmiech]. Nie przeszkadza mi to. Zawsze znajdzie się ktoś, komu coś się nie podoba.
Wiele lat trenowałaś narciarstwo. Czemu wybrałaś muzykę?
Ewa Farna: Zawsze była obecna w naszym domu. Tata prowadzi zespół ludowy, ciocia jest śpiewaczką operową. Uczyłam się w szkole muzycznej gry na fortepianie, potem zaczęłam śpiewać. Pokochałam to. Narty lubię, ale nie mogłabym jeździć na nich zawodowo. By być najlepszą, musiałabym ciągle ryzykować.
Niektórzy widza w tobie druga Dodę. To komplement?
Ewa Farna: Doda ma fajne piosenki, jest oryginalna i wyrazista, ale raczej nie jesteśmy do siebie podobne.
Co wyróżnia cię spośród wielu młodych wokalistek?
Ewa Farna: Sama piszę teksty, staram się coraz więcej komponować. Myślę też, że pozostałam normalną, trochę sza szaloną dziewczyną, która śpiewa o sprawach dotyczących nastolatek i stara się to robić najlepiej jak potrafi .
Czym się to twoje szaleństwo przejawia?
Ewa Farna: Jestem spontaniczna. Na przykład, idę ulicą i nagle, jak gdyby nigdy nic, zaczynam sobie podskakiwać. Ludzie zastanawiają się, czy wszystko ze mną w porządku! [śmiech]. Potrafi ę też długo planować, a w ostatniej chwili zrobić coś zupełnie innego.
Nie poprzewraca ci się w głowie od popularności?
Ewa Farna: Rodzice zawsze mi wpajali, że nie powinno się chodzić z głową w chmurach, bo popularność może się szybko skończyć. Pilnują, bym nie miała dostępu do zarabianych pieniędzy. Oczywiście dostaję na takie zwykłe sprawy, jak pizzeria, kino czy jakiś ciuch. Ale nie mają dla mnie taryfy ulgowej. Dzięki temu pamiętam, że jestem zwykłą dziewczyną, która po prostu nagrywa płyty i jeździ na koncerty.
Nie jesteś typem niecierpiącej szkoły, zbuntowanej nastolatki?
Ewa Farna: Wiem, że wykształcenie jest ważne. Mam indywidualny tok nauczania, więc daję sobie radę. Już zastanawiam się nad kierunkiem studiów. Może wybiorę psychologię? A z rodzicami i rodziną mam świetny kontakt. Jeśli dochodzi do sprzeczek, to na tym tle, że czasem mam w pokoju bałagan.
Łatwo ustępujesz, czy bywasz uparta?
Ewa Farna: Potrafię ustąpić, ale kiedy w coś wierzę, walczę. Nie pozwalam, by mi narzucano, jak mam wyglądać czy śpiewać. Jeśli ktoś mnie zdenerwuje, pokazuję pazurki. Pamiętam, jak szłam z koleżanką i jakiś typ nazwał ją grubaską. Nie wytrzymałam i tak na niego nakrzyczałam, że już chyba nigdy nikogo nie zaczepi. Jestem w gorącej wodzie kąpana i całkiem mi z tym dobrze. Taki diabełek z duszą anioła.
Koledzy chyba boja się zapraszać cię na randki…
Ewa Farna: Raczej na nie nie chodzę. Możemy iść na pizzę czy do herbaciarni, ale nie nazwałabym tych wypraw randkami [śmiech]. A jeśli chce mnie zaprosić jakiś obcy chłopak, odmawiam, bo mu nie ufam.