EWA DRZYZGA Mam swój świat
Jej miejsce na ziemi to Kraków. Nie przeprowadziła się do Warszawy, mimo że namawiali ją na to szefowie i znajomi. Czy czasem żałuje? Nie wtedy, gdy z synkami Stasiem i Ignacym wybiera się na rowerową przejażdżkę po znanych z dzieciństwa szlakach. „Moje serce jest tam, gdzie Wawel” – mówi Ewa Drzyzga.
- GALA 38/09||
GALA: Podobno zaraz po Włochach jesteśmy najmniej ruchliwym narodem Europy. Ty jesteś wyjątkiem od reguły.
EWA DRZYZGA: Faktycznie. Urodziłam się w Krakowie i pierwszy rok mieszkałam w podkrakowskiej wsi. Stamtąd wyemigrowaliśmy do Warszawy, potem był Wrocław, Jelenia Góra, a od szkoły średniej już tylko Kraków, więc można powiedzieć, że spędziłam tu całe dorosłe życie.
GALA: Jakie jest Twoje pierwsze krakowskie świadome wspomnienie?
EWA DRZYZGA: Rodzice przywieźli mnie do Krakowa w dramatycznym momencie, bo tutaj miałam zacząć 8. klasę. Zostałam kompletnie sama, bez koleżanek. Na dodatek okazało się, że w programie są od dwóch lat lekcje niemieckiego, a ja w poprzednich szkołach nie uczyłam się żadnego obcego języka (poza rosyjskim, rzecz jasna). Byłam dość zestresowana, bo jako pierwszy rocznik miałam zdawać egzamin do liceum. Na szczęście zapadła decyzja, że mnie jednak zwolnią z tych lekcji, bo nigdy nie nadrobię kilku lat zaległości. Z drugiej strony cieszyłam się, że wróciliśmy bliżej rodziny. Zawsze byliśmy takim czteroosobowym organizmem, żyjącym trochę samotnie na wyspie. Ciągle trzeba było poznawać nowych ludzi. A tu były moje korzenie, cała rodzina mamy, dziadkowie, ciotki, moi kuzyni. To była wartość dodatnia tego powrotu.
GALA: Dźwięki miasta odsyłają Cię do jakichś obrazów dzieciństwa? Kiedy ja słyszę gruchanie cukrówki, momentalnie widzę ogródek przedszkola, miniaturowe stoliki, śmiech dzieci i pampuchy z sosem malinowym na talerzach.
EWA DRZYZGA: Mam od lat w głowie jeden taki ważny dźwięk, ale to raczej nie jest głos z miasta. Od dziecka marzyłam, żeby mieć w domu skrzypiący parkiet. Mieliśmy taki w przedszkolu w Warszawie. Pamiętam poobiednią ciszę, wszyscy grzecznie leżą w łóżeczkach i nagle ten parkiet zaczyna delikatne skrzypieć. To oznaczało, że przyszła nasza pani budzić dzieci, że wreszcie możemy wstawać do zabawy i na podwieczorek. Do dziś skrzypiący parkiet kojarzy mi się z poczuciem bezpieczeństwa, z czymś niesamowicie kojącym, błogim.
GALA: A smak?
EWA DRZYZGA: Kefir. Ostatnio do niego wracam (śmiech). Jakby się tak w to wgryźć, to może to są pierwsze oznaki kryzysu wieku średniego? W przedszkolu staliśmy w kolejce i pani kucharka cynową chochlą nalewała nam kefir z wiadra do małych kubeczków. Chłodny, kwaskowaty, nadal czuję ten smak. Choć nijak się miał do kwaśnego mleka mojej ciotki, która mi je kroiła nożem, tak jak dziś kroi się sernik na zimno. Fajne są smaki z dzieciństwa, bez dwóch zdań.
GALA: Kiedy wróciłaś po latach do Krakowa, jakie miejsce oswoiłaś?
EWA DRZYZGA: Odkąd zaczęłam chodzić do liceum – Bramę Floriańską. Robiliśmy tam opętańcze wypady po szkole, zanim rozeszliśmy się do domów, żeby zobaczyć, co nowego dzisiaj powiesili nie wiem, jakie prace pokazują tam teraz, ale wtedy każda z nas miała swoje ulubione obrazy. Drugie miejsce to piekarnia francuska, którą pewnego dnia otwarto na ulicy Grzegórzeckiej, naprzeciwko mojego liceum. To było wydarzenie – gorące, chrupiące bagietki prosto z pieca! Często na przerwach kupowałyśmy jedną na spółkę, do tego jogurt i było gotowe niebywałe śniadanie. Potem pojawiły się pierwsze zapiekanki na ulicy Grodzkiej – pod wtedy jeszcze odrapanymi, brudnymi Arkadami – po które cierpliwie stałyśmy w kolejkach. Do dziś pamiętam ten smak i zapach stopionego żółtego sera.
GALA: Dziś Kraków jest wymuskany. Coraz mniej zapuszczonych podwórek, rozpadających się kamienic.
EWA DRZYZGA: Mały Rynek zapchany autami – to już historia. Teraz zmienia się plac Szczepański i już nie mam gdzie w centrum parkować (śmiech). Tak, Kraków wyraźnie przygotowuje się do tego, żeby... wreszcie coś się w nim działo. Ale – choć może jestem trochę niesprawiedliwa, a może za rzadko bywam w mieście – wciąż mam wrażenie, że dzieje się niewiele. Czasami wydaje mi się, że nie potrafi my chwalić się tym, co mamy. Ostatnie wydarzenie kulturalne, na którym byłam przed wakacjami, to parada smoków dla dzieci. Cudowna inicjatywa Teatru Groteska. Fajnie, że komuś chce się coś takiego organizować i że ludziom chce się te smoki robić i przychodzić z dziećmi na paradę. W tym roku był lekki chaos, padał deszcz, nie było żadnej reklamy, nie było wiadomo co, gdzie i kiedy będzie się działo. Krakowianie wiedzieli, przekazywali sobie informacje pocztą pantoflową, ale turyści byli zdezorientowani. Nikt nie pomyślał, żeby ich też poinformować. My wiemy, nasz najbliższy krąg wie, w związku z tym wszyscy inni też POWINNI wiedzieć.
GALA: Często zarzucają Krakowowi, ze jest miastem ksenofobicznym, zamkniętym, skupionym na sobie.
EWA DRZYZGA: Coś w tym jest. Sama tego nie doświadczyłam, bo tu są moje korzenie. Jak ktoś mnie nie chce, nie mam z tym problemu, bo mam tu dużą rodzinę, swój dom, ogród i od lat oddanych przyjaciół. Bez względu na to, czy mnie ktoś akceptuje, czy nie, nie czuję się tu obca. Ale czytałam ostatnio o chłopaku, który przyjechał do Krakowa z Kanady i po kilku miesiącach poddał się. Źle się tu czuł, nie potrafi ł wkupić się w to miasto. Wiele osób mówiło mi, że doświadczyły takiego odrzucenia, dlatego wierzę, że to jest prawda. Jest mi naprawdę wstyd. Nie rozumiem, dlaczego ludzie w Krakowie nie chcą się przyjaźnić z osobami z zewnątrz.
GALA: To dlatego, choć jesteś byłym krakowskim blokersem, uciekłaś poza miasto?
EWA DRZYZGA: Nie. Większość życia spędziłam w bloku i bezpośrednio stamtąd kilka lat temu przeprowadziłam się za miasto. Mieszkaliśmy na pograniczu Nowej Huty, na 11. piętrze, z widokiem na Wawel, jeśli oczywiście była ładna pogoda. Nie mam traumy blokersa. Kiedy należałam do tamtej wspólnoty, tamtego świata, nie przeszkadzały mi odgłosy życia z innych mieszkań, hałas, rozmowy, zapachy. Nie zauważałam ich. Teraz być może już by mi to dokuczało, bo odkryłam, że mogę żyć inaczej. Ale nigdy nie miałam kompleksów ani marzeń, że jak dorosnę, muszę koniecznie stamtąd uciekać. Po prostu pojawiła się rodzina i lepiej mi poza miastem. Mam inną przestrzeń, czuję się bardziej wolna.
GALA: Często kobiety, które czekają na swój pierwszy dom z ogrodem, mają mityczne wyobrażenie o tym, jak każdego ranka będą na bosaka chodziły po trawie, popijając kawę.
EWA DRZYZGA: I tego im życzę (śmiech). Niestety, często jest tak, że jak już masz ten ogród i tę trawę, to nie masz czasu, żeby tam zajrzeć. Ale z drugiej strony sama świadomość, że za oknem czeka na ciebie twój kawałek zieleni, działa kojąco. Anglicy są w tym mistrzami – tam ważne są choćby i cztery metry kwadratowe, ale za to własnego ogródka. To jest duży komfort, kiedy masz małe dzieci. Można wystawić wózek do ogrodu, zająć się sobą albo zrobić w domu parę rzeczy. Nie trzeba się przygotowywać do wyjść na miasto, stroić, bo nikt cię nie będzie oglądał, ani pakować miliona rzeczy, których potrzebujesz, idąc na spacer. Trzeba jednak uważać, żeby się nie zamknąć w takim mikroświecie – tylko ty i twój dom. Więc czasami dobrze jest, żeby ktoś cię wypychał na zewnątrz.
GALA: Inny jest Kraków beztroskiego singla, a inny, kiedy pojawia się dom, mąż, ogród i dwójka dzieci?
EWA DRZYZGA: Bez dwóch zdań. Nagle atrakcją stają się np. wyprawy na rowerach wzdłuż Wisły, kiedy jedna osoba truchta brzegiem rzeki, żeby nie było żadnej mokrej wpadki. Albo spacer po Rynku i gołębie, które można gonić. Albo tramwaj, pan motorniczy i wagony na szynach, bo jak się mieszka na wsi, to nie ma takich przyjemności, a moje dzieci interesują się silnikami i mechaniką. Poza tym w przedszkolu uczą ich korzystania z komunikacji, więc fajnie jest potem pochwalić się w grupie, że samemu kasowało się bilet. Ostatnio przyjechali do nas przyjaciele z Warszawy i pierwszy raz od dawna wyszliśmy wieczorem na Kazimierz. Zobaczyłam kawiarniane ogródki pełne młodych ludzi, którym nigdzie się nie spieszy i którzy mają całą masę bardzo ważnych rzeczy do przedyskutowania przy piwie. Poczułam, że człowiek jednak się starzeje.
GALA: Trochę żal?
EWA DRZYZGA: Nie, naprawdę. Raczej taka fajna obserwacja – kiedyś tego nie widziałam. Przez lata na przykład nie zwracałam uwagi na wiek moich przyjaciół, kolegów w pracy, znajomych. Bardzo długo nie umiałam powiedzieć, kto ile ma lat, ale od pewnego czasu całkiem dobrze sobie z tym radzę. Kiedyś czas nie był ważny, a teraz stwierdzam, że chyba już jest, skoro potrafię go nazwać.
GALA: Na mapie Twojej drogi zawodowej takie fundamentalne miejsce to Kopiec Kościuszki, bo tam była siedziba RMF FM.
EWA DRZYZGA: Codziennie, kiedy czytam wiadomości, wracam myślami na Kopiec Kościuszki. Teraz rozumiem, jakie miałam szczęście, że spotkałam ludzi, którzy wiedzieli, na czym polega dziennikarstwo, tworzenie informacji. To był czas, kiedy wszyscy mieli zapał, każdemu coś się chciało, ludzie o coś walczyli i dla nich starałam się robić jak najlepsze radio. Pamiętam moją naczelną zasadę: ,,Jeśli nie masz nic do powiedzenia ludziom, lepiej puść im piosenkę”. Piosenkę ktoś stworzył, pracowało nad nią iluś tam ludzi, ma swoją wartość, więc po co ja mam się odzywać? Żeby powiedzieć cokolwiek? Z kolei każda ważna informacja, zanim poszła w eter, musiała być sprawdzona w dwóch źródłach. Takie podstawy dziennikarstwa. Dzisiaj mam przemożne wrażenie, że wszystko pływa i tak mnie to mierzi. Czuję się zalana ,,informacjami” i wcale nie jestem od tego bogatsza. Dlatego Kopiec był dla mnie taki ważny. Prawdziwa szkoła zawodowa i szkoła życia. Tam nauczyłam się pracować, doceniać pracę, ale też szanować swój czas wolny i życie osobiste.
GALA: Czyli na razie nie będziesz z Krakowa emigrować?
EWA DRZYZGA: Migracja zazwyczaj jest za pracą. Ja na razie nie mam takiej potrzeby. Plany są takie, żeby ,,Rozmowy w toku” nadal nagrywać w Krakowie, więc mój punkt zaczepienia zostanie na południu Polski. Myślę, że parę lat temu byłam bardziej elastyczna, a teraz pewnie trochę bym się zastanawiała nad przeprowadzką. Choć z drugiej strony, gdybym dostała zadanie do wykonania, tobym je wykonała. Wiem, że świat nie kończy się w miejscu, w którym teraz żyjemy. Ale nie ukrywam, że czuję się trochę dziwnie, bo większość moich wieloletnich przyjaciół wyjechała do Warszawy i jest mi tęskno za nimi.
1 z 2
EWA DRZYZGA Mam swój świat
EWA DRZYZGA Mam swój świat
2 z 2
EWA DRZYZGA Mam swój świat
EWA DRZYZGA Mam swój świat