Reklama

Zaczęła śpiewać, kiedy miała 17 lat. Słuchaczy zauroczyła piosenką Podaruj mi trochę słońca. Zaczarowała nią także los. W jej życiu pojawił się Ryszard Sibilski. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Wpadli na siebie w Sali Kongresowej. On właśnie wrócił z Afryki, ona z występów w Norwegii, gdzie zostawiła męża, który nie widział przyszłości w Polsce, nawet z taką żoną jak Ewa i taką córką jak 2,5-letnia wówczas Pamela. Miejsce pierwszego męża zajął Ryszard, pieszczotliwie nazywany Dżindżi. Dla Ewy był nie tylko opiekunem i kochankiem, ale także menedżerem. Żyli zgodnie, wspólnie wychowując Pamelę. Dopiero po 16 latach poczuli, że pragną połączyć się sakramentem małżeństwa. Ewa mówi, że Bozia nagrodziła ich za tę decyzję i rok później urodziła się córka Gabrysia. Dziś mała ma już 9 lat. Rodzina pochłaniała Ewę, ale udawało się jej łączyć rolę matki i żony z obowiązkami wokalistki jazzowej. Teraz wydała krążek ewa.ewa, na którym obok 10 coverów znalazło się 5 nowych propozycji. GALA: Dlaczego jest dziś pani taka szczęśliwa?
EWA BEM: Z zasady jestem szczęśliwa. Miewam dołki, ale szybko ewakuuję się z sytuacji kryzysowych. Pomaga mi świadomość, że mam kochaną i kochającą rodzinę, dzieci oraz męża, jak to się mówi w środowisku, "tego samego męża" od 25 lat. Nie żałuję ani jednego dnia. GALA: Muzyka nie jest dla pani szczęściem?
E.B.: Przyznam się wam do czegoś. Są chwile, gdy myślę, by zrezygnować już z zawodowego śpiewania. Już mam dość otoczki, jaka towarzyszy wykonywaniu tej pracy. Ciągle jestem na świeczniku, często muszę udawać kogoś innego. Jest tak mało chwil, kiedy mogę być naprawdę sobą, że zapominam, jak to jest. GALA: A kiedy jest pani naprawdę sobą?
E.B.: Gdy nie próbuję się za wszelką cenę podobać. A ja nawet kiedy idę ulicą, boję się, że mam oczko w rajstopach i wszyscy to widzą. Ta potrzeba podobania się wynika z wiecznej niepewności, którą w sobie noszę, z kompleksów bycia niedoskonałą. GALA: Skąd taka niska samoocena?
E.B.: Jestem wobec siebie piekielnie krytyczna. I nie chodzi tylko o wygląd. Czasami, kiedy mam gorszy dzień, dochodzę do wniosku, że tak naprawdę to na niczym tak do końca się nie znam. Owszem nieźle gotuję, ale nie znam podstaw trudnego fachu kucharzenia i nie wiedziałabym, jak zabrać się do combra z zająca. GALA: A ze swojego śpiewania jest pani zadowolona?
E.B.: Śpiewam ładnie, bywa wzruszająco, ale za mało się rozwijam. Dziś jestem mądrzejsza i całkiem na serio zadowolona z nowej płyty. Długo żyłam w stresie "niewielkiej skali głosu". GALA: To może chociaż jest pani świetną mamą?
E.B.: Jestem miłą mamą, jeżeli jednak by mnie porównać z wzorcem książkowym, to tragedia. GALA: A żoną?
E.B.: Żoną jestem wyśmienitą. GALA: Pani ojciec zostawił rodzinę, gdy była pani dzieckiem. Potem rozpadło się pani małżeństwo. Nie zraziło to pani do facetów?
E. B.: Mój pierwszy mąż nie rozczarował mnie, bo czułam, że nie uda się utrzymać tego związku. Co do mojego ojca, to, ze swoją świadomością, nabieram przekonania, że to był kiepski man. Man - to brzmi dumnie. Ostatnio dużo o nim myślę, wiem, że jest chory. Zastanawiam się, jak zareaguję, jeśli on odejdzie niepogodzony ze mną. GALA: Uwiera panią ta niezałatwiona sprawa?
E. B.: Nie, ja po prostu uważam, że ojciec postąpił jak ostatnia świnia, porzucając dzieci dla innej kobiety. Nie znajduję dla niego żadnego usprawiedliwienia, nawet teraz, gdy jako dojrzała żona i mama mam świadomość, że jest czasem w człowieku chęć bryknięcia od trudów w związku tam, gdzie jest lżej i przyjemniej. Małżeństwo to ciągła walka, sztuka kompromisu. On w tej walce stchórzył. GALA: Mówi pani o chęci ?bryknięcia?. Pani nigdy nie chciała pobrykać? Nie kusili panią inni mężczyźni?
E.B.: Pewnie, że kusili! Jestem potwornie kochliwa. Mój mąż dobrze o tym wie. GALA: Czy zawsze jest to tylko platoniczna miłość?
E.B.: Nigdy nie zdradziłam męża. Ufamy sobie i wyznajemy zasadę: kto za dużo pyta, ten dostaje za dużo odpowiedzi. Nie musimy sobie deptać po piętach. GALA: Ma pani sposoby, żeby kobiety nie polowały na pani męża, piekielnie przystojnego, jak sama pani mówi?
E.B.: Wiem, że otaczają go młode dziewczyny ze słodko odkrytymi brzuszkami. Myślę, że lepiej się z nimi przyjaźnić, niż je podejrzewać. GALA: Razem jesteście od 25 lat. Przysięga małżeńska scementowała wasz związek?
E.B.: Nie trzeba było zbyt wiele cementu. Była już Pamela, którą Niebiosa zesłały po 17 latach naszego związku, i rok (!) po naszym ślubie dopełniła procesu cementowania. GALA: Przewróciła wasze życie do góry nogami?
E.B.: Owszem, ale przede wszystkim ogromnie dużo dla nas zrobiła. Jej narodziny uchroniły mojego męża przed depresją po nagłej śmierci ojca. Pamela do dziś podkreśla, że czeluście anoreksji zamknęła Gabrysia. Obudził się w niej młodziutki instynkt macierzyński i dał jej chęć do życia. Jest siostrą i młodą mamą. GALA: Bała się pani tego macierzyństwa?
E.B.: Bardzo. Miałam wtedy 45 lat. Kiedy się dowiedziałam, że jestem w ciąży, nagrywałam płytę. Lekarz zapytał: "Nagrywamy czy rodzimy?". Powiedziałam: "Rodzimy". Leżałam 7 miesięcy, chroniąc ciążę. Zainteresowanie mediów moją osobą irytowało. "Jak to się stało, że ona jeszcze urodziła dziecko?" - zachodziły w głowę. Niektórzy zaglądali do wózka i mówili: "Pani już ma taką dużą wnuczkę?". Dla kobiety to paskudnie niemiłe. więcej w Gali 17/04 Rozmawiali MARTA BEDNARSKA, MARCIN PROKOP

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama