Reklama

Przyjechała wielką białą limuzyną, choć podobno zawsze, gdy jest w Czechach, pożycza od ojca starą skodę. Jak przystało na gwiazdę, olśniewała urodą. Gdy postawiła pierwszy krok na czerwonym dywanie, który specjalnie dla niej rozłożono przed wejściem do Promenady, wśród publiczności dało się słyszeć przeciągłe westchnienie. Herzigova należy do tych kobiet, którym urody się nie zazdrości. Podziwia, komentuje, komplementuje, ale nie zazdrości. Bo jak mówią pracujący z nią fotografowie i styliści, oprócz zniewalającego wyglądu takiej klasy jak urodziwa Czeszka nie ma nikt.
32-letnia Eva pochodzi z malutkiej górskiej miejscowości Litvinovo na północy Czech. Jako mała dziewczynka marzyła, aby zostać przewodniczką turystyczną w jakimś zamczysku. - Chciałam opowiadać o mężnych bohaterach, duchach, pięknych damach w strojnych sukniach i tajemniczych komnatach - przypomina sobie ze śmiechem. I podobno aż do szesnastego roku życia nie w głowie było Evie zostać modelką, choć śliczna buzia i 180 centymetrów wzrostu robiły na wszystkich piorunujące wrażenie. Jako nastolatka wolała sport, aktywnie trenowała gimnastykę, koszykówkę i narciarstwo. Stąd tak pięknie wyrzeźbiona sylwetka. Na dodatek zawsze uważała swoją starszą siostrę Lenkę za dużo ładniejszą od siebie. - Ja byłam takim brzydkim kaczątkiem - wspomina dzisiaj. Ale gdy z rodzicami pojechała do Pragi w odwiedziny do znajomych, okazało się, że francuska agencja modelek Metropolitan akurat wtedy organizowała casting w czeskiej stolicy. Za namową kolegi Eva wzięła w nim udział z czystej ciekawości. - Zobaczyłam tam 400 niesamowitych dziewczyn o pięknych kształtach, z wyraźnie zarysowanym biustem. Ja byłam nieśmiałą, zakompleksioną nastolatką. Na dodatek zupełnie płaską. Uciekłam - mówi. Na szczęście przedstawicielka agencji dogoniła Evę, gdy ta już wsiadała do windy, i z miejsca zaproponowała jej pracę w Paryżu.
Wyjazd do Francji oznaczał dla szesnastolatki początek nowego życia. Po raz pierwszy na własny rachunek. Nie było łatwo. Eva mówiła tylko po czesku i trochę po rosyjsku. - Jedyne, co umiałam wydukać podczas castingów, gdzie cała ekipa posługiwała się angielskim, było: "My name is Eva" - dziś modelka mówi o tym ze śmiechem. Jej trudności językowe nie przeszkadzały fotografom. Natychmiast podbiła ich serca. Gdy przefarbowała swoje kasztanowe włosy na blond, okrzyknęli ją następczynią Marilyn Monroe. Posypały się propozycje współpracy, ale dopiero kontrakt z firmą Wonderbra, której ekskluzywną bieliznę Eva zaczęła reklamować w 1994 roku, sprawił, że stała się rozpoznawalna na całym świecie.
Od tego czasu minęło ponad 10 lat. Dziś Eva ma autorską linię bielizny i kostiumów kąpielowych sygnowaną własnym nazwiskiem. Reklamujący je wideoklip zatytułowany On Stage nakręcono w słynnym apartamencie Coco Chanel w hotelu Ritz. - Wybrałam to miejsce ze względu na jego szczególny klimat. To wyjątkowe połączenie luksusu i bogactwa godne gwiazdy - tłumaczy Herzigova. Zresztą sama Coco Chanel to dla modelki wzór stylu, który nigdy nie przemija. I wzór kobiecości, do którego dąży. A "plawki" (po czesku kostiumy kąpielowe) sygnowane nazwiskiem Evy będą hitem tego lata.
Gdy spoglądam na kobiety, które zjawiały się, aby popatrzeć z bliska na topmodelkę, szybko zdaję sobie sprawę, że w zasadzie wszystkie wyglądamy podobnie. Dżinsy, żakiet, szpilki. Tak jak... Eva. Niebieskie dżinsy ozdobione błyszczącym lampasem z cekinów opinają jej długie nogi. Koralowy top odsłania dekolt. Do tego skórzana marynarka i białe botki na obcasach. Żadnej biżuterii. Eva, jak widać, doskonale wie, że w modzie mniej znaczy więcej. Rozpuściła kręcone włosy. Fotografowie od razu oszaleli na jej punkcie. Bo jak tu nie oszaleć na punkcie gwiazdy, która cierpliwie pozuje do zdjęć z uśmiechem na twarzy.
Herzigova z gracją przecięła czerwoną wstęgę otwierającą nową część centrum handlowego, a po zakończeniu części oficjalnej, zamiast wsiąść do czekającej na nią limuzyny, ruszyła na zakupy. Na pierwszy ogień poszły sklepy z bielizną. Jednak ograniczyła się tylko do pobieżnego przeglądania wieszaków. Na dłużej zatrzymała się dopiero przy pijalni czekolady. Wtedy po prostu podchodzimy i pytamy: - Lubi pani czekoladę? Podobno je pani codziennie kilka tabliczek...
- Nie wiem, skąd się wzięła ta plotka - Eva zareagowała impulsywnie. - Czekolada ani nie leczy moich stresów, ani nie jest moją ulubioną przekąską. Nie cierpię czekolady! Napiszecie to? - upewnia się.
Figurze Evy nie można niczego zarzucić, być może rzeczywiście jej codzienne menu ogranicza się do liścia sałaty i jogurtu light. Mówimy jej to, a modelka, wyraźnie udobruchana, wybucha śmiechem. - Ależ skąd! - zaprzecza. - Uwielbiam kuchnię włoską, a w szczególności spaghetti - wyznaje. - Nie boi się pani, że straci linię? - pytamy i od razu wiemy, że to błąd. Eva omiata nas tylko lodowatym spojrzeniem. Zmieniamy temat.
Choć Herzigova od trzech lat ma narzeczonego, włoskiego przedsiębiorcę Gregoria Marsiaja i często deklaruje, że marzy przynajmniej o czwórce dzieci, niespecjalnie się kwapi do wprowadzenia tego planu w życie. - Na wszystko przyjdzie czas - ucina pytania o dzieci. O swojej pracy za to może mówić godzinami: - Ani myślę o emeryturze dla modelek, to nie dla mnie. I nie zamierzam kończyć kariery, jak pisały niektóre gazety. Wręcz przeciwnie, będę teraz pracować więcej niż zwykle. Projektowanie, którym chcę się zająć na poważnie, daje mi poczucie niesamowitej swobody, ale wymaga skupienia. Na dodatek teraz jestem twarzą firmy odzieżowej Iceberg, więc mam naprawdę mało czasu dla siebie. Trudne życie supermodelki? - Wiedziałam, że ten zawód to nie bajka. Że wymaga wielu wyrzeczeń. Ale pozwala też realizować marzenia - tłumaczy spokojnie Herzigova.
Czego jeszcze może chcieć kobieta, która ma wszystko?
- Marzę, żeby mój film reklamowy On Stage pokazać na festiwalu w Cannes - mówi i uśmiecha się nieśmiało. Kariera filmowa to jej wielkie niezrealizowane marzenie. Zagrała wprawdzie kilka ról w niewielkich filmach (na przykład w komedii Ostatnie życzenie), ale przeprowadzkę do Hollywood piękna Czeszka ma wciąż przed sobą.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama