Reklama

GALA: Wraca Pan z próby zespołu?
DARIUSZ KRUPA: Nie, tym razem ze squasha. Sport to ostatnio ważna część mojego życia. Chcę się dobrze czuć, fajnie starzeć. Jestem palaczem, więc dla równowagi dużo ćwiczę.

Reklama

GALA: Alkohol?
DARIUSZ KRUPA: Lubię, ale bez przesady. Jeżeli jest czas i można sobie pozwolić… Ale uzależnienie się od czegokolwiek mi nie grozi, bo mam zbyt duże poczucie obowiązku. To hamulec, który nie pozwala przekroczyć granicy.

GALA: Kiedy ostatnio grał Pan na gitarze?
DARIUSZ KRUPA: Jakieś trzy godziny temu…

GALA: To był smutny czy wesoły kawałek?
DARIUSZ KRUPA: Wesoły, ale to bez znaczenia, ponieważ nie grałem dla siebie, tylko kończyłem produkcję piosenki do nowej polskiej komedii.

GALA: Wraca Pan do grania? Przez kilka ostatnich lat gitara chyba się Panu nieźle zakurzyła.
DARIUSZ KRUPA: Gra na instrumencie zeszła na dalszy plan, gdyż większość czasu pochłaniało rozwiązywanie problemów rodzinnych, prowadzenie firmy EG.Production zajmującej się organizacją koncertów mojej żony, produkcją jej płyt i wystąpień telewizyjnych. Ale gitara nie zdążyła pokryć się kurzem, gdyż przy tych produkcjach również grałem. Występowaliśmy też na jednej scenie, tyle że moja kariera została zawieszona, przestałem wyjeżdżać w trasy z kolegami, wspaniałymi muzykami jazzowymi.

GALA: Jako dwudziestolatek grał Pan regularnie w słynnym klubie Akwarium, do współpracy zapraszali Pana znani muzycy jazzowi, proponując koncerty na całym świecie. Uznał Pan, że warto to wszystko zostawić dla kariery żony?
DARIUSZ KRUPA: Niestety, doba ma tylko 24 godziny, a ja spotkałem kobietę, tę jedyną. Wiedziałem od razu, że pragnę z nią spędzić życie i zrealizować swoje największe marzenie, czyli stworzyć rodzinę. Niedługo po tym urodził się nasz syn. To był prawdziwy przełom w moim życiu. Z pewnych rzeczy musiałem zrezygnować. Swoją największą pasję, muzykę, odłożyłem na bok, ale nigdy z niej do końca nie zrezygnowałem, bo wtedy bym chyba umarł. Miałem nadzieję, że wszystko się ustabilizuje, będziemy mieli więcej czasu, a ja wrócę do grania.

GALA: Co się właśnie dokonuje…
DARIUSZ KRUPA: Tak, ale nie w takich okolicznościach, o jakich wtedy myślałem i ta przerwa trwała dosyć długo… Ale wracam. Nie tylko do gry na gitarze, ale do komponowania. Czuję, że to idealny czas, żeby w muzyce opowiedzieć o moich doświadczeniach. Opiekuję się teraz kilkoma młodymi artystami, m.in. Natalią Lesz, Nickiem Sincklerem. Ku mojemu zaskoczeniu wybierają moje kompozycje, choć nie muszą. To mnie cieszy i najbardziej motywuje do pracy.

GALA: A co z firmą EG. Production? Edyta Górniak przeszła niedawno pod skrzydła Rinke Roijensa…
DARIUSZ KRUPA: Założyłem nową firmę o znacznie poszerzonym profilu działalności. Oprócz produkcji muzycznej firma proponuje pełen menagement oraz PR artystom i nie tylko. Teraz nazywa się No More Drama Production.

GALA: No more drama, powiada Pan… Nigdy więcej dramatu… No, no… (śmiech)
DARIUSZ KRUPA: To nie żart (śmiech). Z tą nazwą wiąże się długa historia. Tytuł jest trochę symboliczny, ale nie odnosi się do ostatnich wydarzeń w moim życiu. Tak nazywa się utwór Mary J. Blige, który wykonywaliśmy z żoną na koncertach. Pojawił się on też w naszym życiu, gdy udało się nam wygrać z przeciwnościami losu. Taki symbol zwycięstwa. Ja w moim życiu nie przewiduję więcej żadnych dramatów (śmiech).

GALA: Bulwarówki donoszą, że odciął się Pan od świata i nie odbiera telefonów nawet od przyjaciół. To prawda?

DARIUSZ KRUPA: Zniknąłem, ale niezupełnie. Od wielu dziennikarzy nie odbierałem telefonów, ponieważ nie chciałem tłumaczyć się z tego, co się działo w moim życiu. Nigdy tego nie zrobię.

GALA: I nie chce się Pan odnieść do zarzutów Edyty Górniak, że byliście „nudną rodziną”, a Pan uciekał się do „bicia słowem” i ubezwłasnowolnił żonę?
DARIUSZ KRUPA: Nie chcę.

GALA: Musiały Pana zaboleć te słowa.
DARIUSZ KRUPA: Bardzo. Niesprawiedliwa ocena zawsze boli.

GALA: Ale jeśli ktoś się wiąże z barwnym ptakiem, może powinien się liczyć, że on odfrunie. Ptaki kochają wolność… A czy przyjaźń jest między Państwem możliwa?
DARIUSZ KRUPA: Mam nadzieję, że tak, choćby ze względu na syna i na to, co razem z Edytą przeszliśmy. Co do ptaków, nie widzę tu odniesienia do mojej sytuacji. W przyrodzie to samce są barwne i to one odlatują, zmieniają partnerki, chociaż i u nich zdarzają się stałe związki, np. wśród łabędzi

GALA: Czy przyjaźń jest ważna?
DARIUSZ KRUPA: Chyba najważniejsza. To największa wartość w życiu – przyjaźń i przyjaciele. Ci prawdziwi, tacy, którzy nie odchodzą, nie wycofują się w niezręcznej sytuacji, kiedy trzeba coś z siebie dać. To największy kapitał. Wiele razy już się o tym przekonałem. Teraz też.

GALA: Bywa, że mężczyźni po ślubie odsuwają kolegów na dalszy plan. Pan tak nie zrobił? Ma Pan przyjaciół z dawnych czasów, z dzieciństwa?


DARIUSZ KRUPA: Mam. Niewielu, ale ci, którzy byli w swojej przyjaźni prawdziwi, zostali. Nic się między nami nie zmieniło. Kiedy mam już wszystkiego naprawdę dość, wystarczy telefon do kumpla z dzieciństwa. Mam wtedy wrażenie, że się przenoszę w tamten beztroski czas, gdy nie było presji życia, obowiązków. Mieliśmy mnóstwo przygód, bo byłem dość niesfornym chłopcem. Interesowałem się wieloma rzeczami, mama uważała, że mam słomiany zapał. Ale to było zanim zafascynowała mnie muzyka. Dzieciństwo spędziłem pod żaglami albo jeżdżąc konno. O tym wszystkim tu, w Warszawie, z powodu nadmiaru obowiązków musiałem zapomnieć.

GALA: Urodził się Pan na wschodzie Polski. Ludzie stamtąd są otwarci, szczerzy, spontaniczni. Miał Pan poczucie dystansu do ludzi, spraw, świata, czy też musiał się ich uczyć?
DARIUSZ KRUPA: Do dziś nie mam takiego poczucia dystansu, jak ludzie z Warszawy. Cechy, które pani wymienia, tkwią w nas tak głęboko, że czasem nie jesteśmy w stanie się przestawić. Ja się tego nigdy nie nauczę. Jednak myślę, że to atut. Ludzie z moich stron niczego nie udają. Nie potrafią. A tu jest jeden Teatr Wielki. I to mnie tutaj drażni.

GALA: Jak Pan był wychowywany?
DARIUSZ KRUPA: Zimny i ciepły chów w jednym. Pochodzę z rodziny, w której jest mnóstwo kobiet. Mam dwie siostry, mama ma dwie siostry… Głową naszego domu była babcia. Tworzyły prawdziwy babiniec. W szkołach, które kończyłem, było podobnie. W moim liceum ekonomicznym 90 procent stanowiły dziewczyny.

GALA: To miał Pan powodzenie.
DARIUSZ KRUPA: Chyba z braku innego „towaru” (śmiech). Uwielbiam kobiety. Nie będę ukrywał: lubię się nimi otaczać. Bez kobiet nie byłoby świata. Nie jestem męskim szowinistą i potrafię się do tego przyznać. Kobiety są najważniejszą częścią mojego życia.

GALA: Do niedawna zwłaszcza jedna z nich.
DARIUSZ KRUPA: Nadal jest dla mnie bardzo ważna…A skoro rozmawiamy o wychowaniu, co tu dużo mówić, byłem pupilkiem. Rozpieszczano mnie. Ale z drugiej strony tego kobiecego świata był mój ojciec, który preferował twarde wychowanie, silną rękę. Nie było dyskusji. Nigdy mnie nie oszczędzał, nie chronił w jakiś specjalny sposób, mówiąc, że nie mogę czegoś zrobić, bo coś mi się stanie… Takiego parasola ochronnego nawet mojej mamie nie udało się nade mną roztoczyć

GALA: Czego udało się Panu nauczyć od taty?
DARIUSZ KRUPA: Tata i jego dziadek wprowadzili mnie w świat muzyki. Ojciec był zdolnym basistą samoukiem. Grywał w rozmaitych zespołach. Na początku na gitarze, którą zrobił mu dziadek , a mój pradziadek Tadeusz Ampt, grał w słynnej orkiestrze z Chmielnej. Pradziadek był wielkim autorytetem w naszej rodzinie, skończył przed wojną konserwatorium muzyczne, grał także w Orkiestrze Polskiego Radia. Żałuję, że nie mogłem go poznać. Ale słuchałem opowieści o nim i grywałem na instrumentach, które sam wykonał. Do dziś mam jego skrzypce. Byłem dzieckiem, które samo rwało się do grania. Pójście do szkoły muzycznej było dla mnie czymś naturalnym. Uwielbiałem towarzyszyć ojcu na próbach, biegać między instrumentami. Dziś Allan robi to samo. Dla niego największa kara to zakaz wejścia do studia. Allan i mój tata nawet założyli zespół. Tata gra na basie, Allan na perkusji. Ale syn powiedział mi ostatnio: „Wiesz tata, chyba zwolnię dziadka z zespołu, bo nie przychodzi na próby”. Wzruszam się, kiedy na nich patrzę. Widzę po prostu siebie.

GALA: Czego jeszcze nauczył Pana ojciec?
DARIUSZ KRUPA: Konsekwencji w dążeniu do celu. Tego, że mam być facetem. Mężczyzną, który umie sobie poradzić ze wszystkim w życiu, być twardym, nie poddawać się. Facet nie może zbyt często pokazywać swoich słabości.

GALA: Nie wolno mu płakać?

DARIUSZ KRUPA: Wolno, ale łzy nie mogą być usprawiedliwieniem jego bezradności. Facet może znaleźć tysiące innych sposobów, żeby wyrzucić z siebie emocje. Musi realizować do końca swoje plany. Jeśli decyduje się na jakiś model życia i obiecuje coś drugiej osobie, powinien dotrzymać słowa.

GALA: Pan zawsze dotrzymywał słowa?
DARIUSZ KRUPA: Tak, zwłaszcza tego, które dawałem ukochanej osobie.

GALA: Kiedy dowiedział się Pan, że urodzi się syn, co Pan czuł?
DARIUSZ KRUPA: Nie wiedziałem czy to będzie syn, czy córka. Chcieliśmy, żeby było jak kiedyś: bierzemy, co nam daje los. Wierzyłem, że urodzi się córka, byłem wręcz przekonany… Pamiętam moment, kiedy Edyta powiedziała mi o ciąży. W tej jednej chwili spotkało się mnóstwo różnych uczuć: niesamowita radość, strach i świadomość, że już nie ma żartów. Poczułem się dorosły, odpowiedzialny za żonę i dziecko. Zrozumiałem, że wszystko inne zawsze będzie już mniej ważne, więc starałem się, żebyśmy ten czas, te dziewięć miesięcy, przeżyli razem. Naprawdę razem. I nie opuściłem ani jednej sekundy…

GALA: Przez te dziewięć miesięcy byliście nierozłączni?
DARIUSZ KRUPA: Było tak, jak kiedyś to sobie wyobrażałem. Przeżywaliśmy każdy moment związany z ciążą i naszym rodzicielstwem. Bez przerwy rozmawialiśmy. Wtedy chyba się najbardziej zaprzyjaźniliśmy. My, faceci, nie dostajemy ojcowskich uczuć w pakiecie z ciążą partnerki, tych wszystkich hormonów, które otrzymuje kobieta, więc wielu z nas planuje przeżywać ciążę równie intensywnie, ale w praktyce bywa różnie. Niektórych mężczyzn ciąże ich kobiet męczą, podobnie jak patrzenie na żonę, która wygląda inaczej niż przywykli. A ja nie chciałem, żeby to zostało na etapie teorii. Nie dlatego, żeby udowodnić sobie czy żonie, że niby jestem taki wspaniały… Chciałem to naprawdę przeżyć

GALA: Kochaliście się wtedy...
DARIUSZ KRUPA: Najbardziej.

GALA: I był Pan przy porodzie?
DARIUSZ KRUPA: Tak, mimo że to było cesarskie cięcie.

GALA: Co Pan poczuł, kiedy po raz pierwszy wziął synka na ręce?

DARIUSZ KRUPA: Miłość, ulgę i dumę. Może właśnie dlatego, że byliśmy z Edytą tak blisko ze sobą i czułem, że syn stał się wielką częścią tego, co się między nami wydarzyło. Częścią mnie i mojej żony. Przedtem przeszliśmy różne momenty, także groźne, kiedy mogliśmy stracić Allana, bo ciąża była zagrożona. Ale Edyta była bardzo dzielna. Urodziła nam pięknego chłopaka. Kiedy go zobaczyłem na sali porodowej, nie mogłem uwierzyć, że to prawda, że to żywy człowiek. Musiałem z pięć razy sprawdzić (śmiech) czy to mój facet, czy jest podobny… Nagle miałem dwa obiekty do pilnowania: dziecko i żonę, która była przerażona.

GALA: Rozumiem, że czynnie uczestniczył Pan w wychowywaniu Allana…
DARIUSZ KRUPA: Byliśmy z żoną non stop razem, więc dzieliliśmy się obowiązkami. Mogliśmy zawsze liczyć na pomoc rodziny oraz niani Allanka – Uli, która przez kilka lat bardzo intensywnie opiekowała sie naszym synem. Jestem jej bardzo wdzięczny za wszystko, co dla nas robiła w tym trudnym okresie.

GALA: A czy to dobrze być non stop razem? Jak Pan to ocenia dzisiaj?
DARIUSZ KRUPA: Wydaje mi się, że niedobrze. Każdy z partnerów powinien mieć swoją świątynię, do której może ewentualnie zaprosić drugą osobę. Trzeba mieć swoje życie, pasje, bywać w świecie. Ale to musi być naturalne. Nie powinniśmy się do niczego naginać i postępować wbrew sobie. Trzeba robić to, co się czuje, nie udawać. Po moich doświadczeniach wiem, że jeżeli partner ma potrzebę od nas odpocząć, powinniśmy mu to umożliwić. A jeśli coś ma się zepsuć, to się zepsuje, bez względu na nasze starania. Najgorzej jest wtedy, gdy pojawia się ktoś trzeci, kto robi wszystko, by odebrać nam ukochaną osobę...

GALA: Jak wyglądają dziś Pana relacje z Allanem?
DARIUSZ KRUPA: One się zacieśniają, są coraz bliższe, ale jesteśmy w trudnym momencie. Staram się go ochronić przed tym, czego nie powinien wiedzieć, słyszeć, czuć. To mój priorytet. Poświęcam mu teraz więcej czasu niż kiedyś, bo mam go na moment. Kiedy jesteśmy razem, liczy się tylko on.

GALA: Jak często go Pan widuje?
DARIUSZ KRUPA: Tydzień jest ze mną, tydzień z mamą. Gdy jesteśmy razem, wiem, że musimy ten czas fajnie przeżyć.

GALA: I co robicie?
DARIUSZ KRUPA: Mój syn lubi ekstremalne sporty, więc zabawy są przede wszystkim związane z ruchem: wspinaczki po linach, jazda na rowerze wyczynowym z poślizgami… A w domu budujemy z klocków lego. On to uwielbia.

GALA: Kolejkę już Pan sobie kupił?
DARIUSZ KRUPA: Jeszcze nie (śmiech). Ale też wychowałem się na tych klockach. One niesamowicie rozwijają wyobraźnię. Allan ma je od urodzenia, buduje samochody, domy, całe miasta. Miesza zestawy. Jak zaczynamy je układać, czas nam przelatuje przez palce. Ja też się wciągam (śmiech).

GALA: A kto jest mózgiem?
DARIUSZ KRUPA: Allan, on wszystko aranżuje. Prócz gry na swojej ukochanej perkusji pięknie tańczy, wymyśla całe układy. Będzie na pewno silną osobowością. Lubi planować, decydować. Zawsze wie, do czego dąży.

GALA: Co ma z Pana?
DARIUSZ KRUPA: Może to, że jest uparty? Zresztą tę cechę ma również po swojej mamie (śmiech). Jestem przekonany, że oboje przekazaliśmy mu muzyczną pasję. Kiedy w moim domowym studiu nagrań zaczyna się próba, Allan natychmiast rzuca zabawki i przybiega, żeby grać ze mną albo chociaż popatrzeć na instrumenty. Jest uparty w dążeniu do realizacji swoich celów i zawsze musi postawić na swoim, mieć ostatnie zdanie

GALA: Pan mu na to pozwala?
DARIUSZ KRUPA: Nie mogę, jakaś dyscyplina musi być. Ale staram się dawać argumenty, by go przekonać do zmiany zdania. Dużo rozmawiamy. O wszystkim: o życiu, o problemach Allana, wątpliwościach związanych również z sytuacją, w jakiej się znalazł.

GALA: Czy on ją rozumie?
DARIUSZ KRUPA: Myślę, że nie. Ale świetnie sobie z tym radzi. Staram się, by czuł, że nic złego się nie dzieje, że przez nasz rozwód dla niego nic się nie zmieni.

GALA: Kiedy patrzy Pan na syna, widzi Pan żonę czy siebie?
DARIUSZ KRUPA: Edytę. To piękny chłopiec.

GALA: Jakie najbardziej kłopotliwe pytanie zadał Panu syn?
DARIUSZ KRUPA: Najtrudniejsza jest sytuacja, w jakiej jesteśmy. A inne? Czy gdyby stanąć na Słońcu, można się spalić? Dlaczego, skoro Ziemia się kręci, ci co są na dole, nie spadają? Ma sporą wiedzę jak na swój wiek. Zna wszystkie kontynenty. Umie czytać i pisać. Ma niesamowitą pamięć. Rozwija go przedszkole i książki, które mu czytamy. „Małego księcia” słyszał już z 50 razy. Zasypia przy nim w dwie minuty, a gdy budzi się rano prosi, by mu dokończyć.

GALA: Jak Pan chce ukształtować syna?
DARIUSZ KRUPA: Chciałbym, żeby się nie poddawał, nie szedł na łatwiznę. I żeby doświadczył w życiu wszystkiego …

GALA: Rzeczy dobrych i złych?
DARIUSZ KRUPA: Nie, nie. Przed złymi będę go chronić. Internet i narkotyki to choroba naszych czasów. Chciałbym, żeby Allan przeżył co najmniej tyle, ile ja przeżyłem. Bo jeśli tego doświadczy, zdobędzie właściwy fundament pod osobowość. Żeby był pełnowartościowym mężczyzną, człowiekiem, który będzie się umiał zmierzyć z każdym problemem.

GALA: Jak będzie wyglądało Pana życie za, powiedzmy, 20 lat?
DARIUSZ KRUPA: Mam nadzieję, że jeszcze będę żył. Chciałbym wtedy mieć ów dystans, o którym rozmawialiśmy na początku, do tego, co mi przynosi życie. Ze spokojem i pokorą przyjmować i to co dobre, i to co złe.

Reklama

GALA: Myśli Pan, że będzie miał więcej dzieci, że ułoży sobie życie?
DARIUSZ KRUPA: Nie wiem. To bardzo odległy temat. W ogóle o tym nie myślę. Mam syna, którego chcę wychować na wartościowego człowieka. Myślę o muzyce.

Reklama
Reklama
Reklama