Daria Widawska: "Jestem w czepku urodzona"
Rudowłosa, bardzo kobieca. Aż trudno uwierzyć, że w czasie studiów nazywano ją "jedynym facetem na roku". Mówi, że życie ciągle ją zaskakuje, a ona tylko wybiera - co wziąć, a czego nie. Na przykład miłość sama ją znalazła, praca też.
- Naj
W sierpniu wyszła pani za mąż. Czy już się pani poczuła taką "prawdziwą" żoną: gotuje pani, sprząta itd.?
DARIA WIDAWSKA: Niestety, jestem fatalną kucharką i nie lubię gotować. Nawet gdy moja mama pichciła, nigdy mnie nie ciągnęło, żeby jej pomóc, mogłam najwyżej obrać ziemniaki. Tak mi zostało. Za to uwielbiam pozostałe czynności domowe. Szczególnie gdy jestem w stresie - mogę sprzątać, wieszać na nowo obrazki na ścianach itp. Inny mój sposób na odreagowanie stresu to szybka jazda samochodem po Warszawie. I słuchanie głośnej muzyki.
Nie obawiała się pani ślubować: "I że cię nie opuszczę aż do śmierci"? To takie ostateczne słowa. Znam ludzi, którzy bardzo się boją złożenia tej obietnicy.
DARIA WIDAWSKA: Nikt nas do tego ślubu nie nakłaniał, nie było żadnej presji. Po siedmiu latach narzeczeństwa stwierdziliśmy z Michałem, że to kolejny krok, który chcemy zrobić. Byłam wiec pewna i świadoma tego, co mówię. Gdy człowiek idzie do kościoła, do przysięgi, to przecież dobrze wie, co ma tam do powiedzenia. A jeśli nie wie, to niech w ogóle nie bierze ślubu! Głos mi podobno nie drżał, kiedy wypowiadałam te słowa. Michałowi też nie. Pochodzę z pełnej, szczęśliwej rodziny bez rozwodów i też chcę taką mieć.
Pochodzi pani z pełnej rodziny, ale jest jedynaczką. Nie było pani smutno z tego powodu?
DARIA WIDAWSKA: Bardzo bym chciała mieć rodzeństwo, czuję to nawet teraz, jako dorosła kobieta. Kogoś takiego "ponad przyjaźń" - siostrę czy brata - kto byłby ze mną związany więzami krwi. Ale i tak dziękuję Bogu za to, co mam, tzn. duże grono znajomych i wąskie przyjaciół, którzy wypełniają tę lukę. Niemniej uważam, że dzieci nie powinny być jedynakami. Nie chciałabym, żeby moje dziecko nim było.
Proszę mi opowiedzieć o domu rodzinnym. Jakie wartości pani z niego wyniosła?
DARIA WIDAWSKA: Największy skarb, jakim obdarzyli mnie rodzice, to zaufanie. Bo oni mieli do mnie ogromne, chociaż... pod kontrolą.
To znaczy?
DARIA WIDAWSKA: Kiedy miałam 17 lat, mój tata mówił: "Dobrze, idź na imprezę, jeśli chcesz, ale napisz mi na kartce, gdzie jesteś, o której wrócisz, i podaj jakiś numer telefonu". On pytał, a nie nakazywał, i dawał jeszcze pieniądze na taksówkę, żebym nie wracała autobusem po nocy. To była taka niepisana umowa: rodzice nigdy mnie nie sprawdzili, a ja zawsze byłam tam, gdzie napisałam. Kłopoty zaczynały się, jeżeli spóźniłam się z powrotem. Nawet 5 minut. Od razu zaczynały się dyskusje, wyrzuty, że nie dotrzymałam słowa, że powinnam być odpowiedzialna i tak obliczyć czas, żeby wrócić o umówionej godzinie. W ten sposób mama i tata nauczyli mnie odpowiedzialności. Bo kary za te spóźnienia były symboliczne - głównie obcięcie kieszonkowego. Znacznie gorsze było poczucie, że zawiodłam moich rodziców. Źle się z tym czułam.
Obecnie występuje pani w "Tańcu z gwiazdami". Nim program się rozpoczął, przeczytałam w jednej z bulwarówek, że pani partner - Robert Kochanek - bardzo się żalił, bo zawsze dostaje "za duże" partnerki. Zabolało?
DARIA WIDAWSKA:Pierwszą osobą, która mi o tym artykule powiedziała, był właśnie Robert Kochanek. To on do mnie zadzwonił i uprzedził, że coś takiego się ukazało. Robert jest niezwykle szarmanckim mężczyzną i nic takiego z jego ust nie mogło paść. Teraz się śmieję, ale gdy to przeczytałam, zabolało. Gdy się wyrosło w prawdzie, to strasznie irytuje, kiedy ktoś pisze nieprawdę. Pracuję nad tym, żeby się nie przejmować, ale jeszcze nie potrafię. Nigdy w życiu nie ważyłam 70 kg. Źle mnie wycenili.
A czy to prawda, że nie ważyła się pani od 10 lat?
DARIA WIDAWSKA: Tak, ale przed "Tańcem z gwiazdami" weszłam na wagę, żeby - już po zakończeniu programu - przekonać się, ile schudłam. To było straszne przeżycie. Za skarby świata nie powiem, co waga pokazała, ale zapewniam, że nie było 70 kg! Na pewno!
Mimo że - jak wieść niesie - lubi pani jeść?
DARIA WIDAWSKA: Lubię smakować, delektować się, poznawać nowe smaki, a nie napychać się. Szczególnie cenię kuchnię japońską, tajską, włoską. Ale nie makarony - raczej owoce morza. Śmieję się, że to ma związek z moim "nadmorskim" pochodzeniem, bo jestem z Gdyni.
Czy pani jest Kaszubką?
DARIA WIDAWSKA: Tak! Cała rodzina mojej mamy pochodzi z Kaszub i duża jej część wciąż tam mieszka: w okolicy Kartuz, Ręboszewa, Ostrzyc. Tam żyje również ostatnia siostra mojej babci. Kaszuby to magiczne miejsce, dobre do odpoczynku, bo nigdzie w Polsce nie ma tak pięknych jezior i takiego spokoju. Bardzo żałuję, że nie dane mi było nauczyć się języka kaszubskiego, chociaż naprawdę wiele rozumiem.
Jest pani bardzo kobieca, nawet lęki ma typowo kobiece - na przykład ten przed stawaniem na wadze. Nie mogę pojąć, dlaczego koledzy ze studiów postanowili panią nazwać "jedynym facetem na roku"?
DARIA WIDAWSKA: Gdy trzeba było przynieść krzesła z innej sali i tak ustawić, żeby stworzyć widownię, często migali się od pracy, a ja mówiłam: szybciej to zrobimy, szybciej wyjdziemy. I przynosiłam te krzesła. Po prostu: podchodziłam do spraw zadaniowo, a nie czekałam - jak dama - aż jakiś mężczyzna wykona zadanie. Kiedy mnie jakiś nie przepuścił w drzwiach, następnym razem robiłam sobie żarty i to ja go przepuszczałam pierwszego. I właśnie stąd się wzięło określenie "jedyny facet na roku". To moja serdeczna przyjaciółka mnie tak nazwała.
Czy odniosła pani wrażenie, że po roli w "Magdzie M." kariera nabiera większego tempa?
DARIA WIDAWSKA: Gdyby nie serial "Magda M.", pewnie nie byłoby "Tańca z gwiazdami" i innych ciekawych propozycji zawodowych, o których teraz jeszcze nie mogę opowiadać. Ostatnio rzeczywiście dużo się wokół mnie dzieje, ale nie myślę: "O Jezu, nareszcie". Nie mam takiego poczucia, że powinnam stawać na głowie i rozpychać się łokciami.
Po prostu czeka pani na to, co życie przyniesie?
DARIA WIDAWSKA: Dotychczas tak się układało, że myślę sobie: "Jestem w czepku urodzona". Bo praca sama mnie znajduje: zostałam przecież zaproszona na casting do "Magdy M." i spodobałam się, pasowałam do postaci, którą miałam zagrać. To był fart, że znalazłam się we właściwym miejscu o właściwej porze. I miłość też mnie sama znalazła: ja jej na siłę nie szukałam. Życie mnie ciągle zaskakuje, a ja tylko dokonuję wyborów, czy chcę wziąć to, co mi niesie, czy nie. Był taki okres - dwa lata - kiedy nie napływały nowe propozycje, ale obecnie traktuję to jako dużą lekcję pokory. To było po to, aby w takiej chwili jak teraz, kiedy jest duży ruch wokół mnie, woda sodowa nie uderzyła mi do głowy.
Daria Widawska
Urodziła się w Gdańsku, wychowała w Gdyni. Studiowała w warszawskiej Akademii Teatralnej. Nie związana na stałe z żadnym teatrem, gościnnie występuje na Scenie Prezentacje. Grała m.in. w Tygrysach Europy, Na dobre i na złe, Na Wspólnej. Popularność przyniosła jej rola Agaty w serialu Magda M. 11 sierpnia 2007 roku poślubiła operatora, Michała Jarosińskiego. Od września 2007 roku występuje w VI edycji Tańca z gwiazdami. Jej partnerem jest Robert Kochanek.
Sylwetka gwiazdy : Daria Widawska