Reklama

Borys Szyc: „Mówienie o mojej dziewczynie „narzeczona Borysa Szyca” zabiera jej tożsamość.”

Chociaż rzadko poświęcamy temu głębszą myśl, na co dzień używany języka, która mocno skraca i upraszcza. W gąszczu informacji i zalewie newsów sięgamy po hasła, które pozwalają szybko odkodowywać rzeczywistość. I nawet nie chodzi o to, że wiele z nich jest nieprecyzyjnych; bywa, że bez złej intencji mówiącego są także krzywdzące.

Reklama

Borys Szyc zabrał głos właśnie w tej kwestii; opublikował na swoich social mediach post, który stał się swoistym manifestem.

„Ta dziewczyna nazywa się Justyna Nagłowska. Nie narzeczona Szyca, nie partnerka aktora i nie kobieta swojego mężczyzny. Nazywa się JUSTYNA NAGŁOWSKA. Skończyła 2 fakultety, dziennikarstwo i reżyserię, świetnie pisze (nawet jej trochę zazdroszczę), ma swojego bloga naglowska.pl, ma swoje podcasty „Dziewczyny” z Kasią Lengren w Onecie i mnóstwo pomysłów na następne (…). Prowadzi swój podróżniczy program na @travelchannelpolska, a do tego i przede wszystkim jest wspaniałą mamą i moją narzeczoną, która sprawia, że chcę być lepszy. To wszystko ogarnia mimo walki z depresją i jest super dzielną kobietą. I co najważniejsze… doszła do tego swoją ciężka pracą, walka ze swoimi ograniczeniami i strachem. Bez moich „pleców”. Za plecy i jej serce mogę dziękować ja. Tak więc spójrzcie na jej profil, posłuchajcie i poczytajcie, co ma do powiedzenia. A ma dużo! I na koniec powtórzę (…) nazywa się JUSTYNA NAGŁOWSKA.”

Post w krótkim czasie zyskał szaloną popularność – w ciągu kilku dni zgromadził prawie 10 tysięcy polubień i niemal 500 komentarzy, większość ze słowami podzięki za podjęcie ważnej społecznie kwestii. Co ciekawe, mimo że sprawa jest dość oczywista, a postulat Szyca w słusznej sprawie i jak najbardziej zasadny, wiele kobiet nie omieszkało skrytykować postawy aktora bez większej logiki dowodząc, że Nagłowska jednak „znana jest tylko dzięki niemu”.

Polki mają najniższą samoocenę w Europie? Zgadnijcie, którą pozycję zajmujemy

Tak naprawdę problem jest dużo bardziej złożony i występuje nie tylko na poziomie języka. Kobiety mają tendencje do tego, by same dyskredytować własne osiągnięcia i sprowadzać się do roli drugoplanowej, definiowanej przez partnera i jego pozycję. Ta sytuacja dotyczy zresztą nie tylko nagłówków gazet, celebrytów i gwiazd, ale jest codziennością i udziałem „zwykłych” kobiet: w towarzystwie mężczyznę przedstawia się z imienia, nazwiska i zawodowych osiągnięć, zaś jego partnerka musi zadowolić się rolą towarzyski, choćby nie ustępowała partnerowi pod względem statusu. Sprowadzanie jej publicznie do roli prywatnej umniejsza jej znaczenia i w dłuższej perspektywie, czy sobie to uświadamiamy czy nie, wpływa na postrzeganie kobiet jako tych posiadających mniejsze kompetencje, a więc te, którym należy się niższa pensja, niższe stanowisko i w związku z tym mniejszy respekt.

Reklama

Tym bardziej ważny jest postulat Szyca, jako że pada w ust mężczyzny. Nie jest on zresztą jedyny: o przywrócenie należnej kobietom samodzielnej roli w odbiorze publicznym postulują także inne znane osobowości, jak choćby George Clooney, mąż Amal – wybitnej, świetnie wykształconej prawniczki specjalizującej się w prawach człowieka.

Reklama
Reklama
Reklama