Reklama

GALA: Mama zawsze była dla Pań niedoścignionym ideałem urody, elegancji, klasy?

Reklama

BEATA TYSZKIEWICZ: Kiedy szłam na spacer z Karoliną, spotkawszy znajomą, słyszałam, jak mówiła jej: „Ładna jesteś… Ale nigdy nie będziesz tak ładna jak mamusia”. Za każdym razem myślałam wtedy, że zapadnę się pod ziemię.

KAROLINA WAJDA: Było to dla mnie naturalne i oczywiste. Co więcej, zgadzałam się z tym i pewnie dlatego nie było to dla mnie źródłem kompleksów.

WIKTORIA BOSC: Zawsze byłam dumna, że mam tak piękną mamę. Cieszyłam się i nadal mnie cieszy, kiedy dostrzegam w nas podobieństwo. Mam jedno swoje zdjęcie, na którym w spojrzeniu jest Karolina, w owalu twarzy mama i gdzieś w tym wszystkim jestem ja.

BEATA TYSZKIEWICZ: Kiedy Karolina miała tyle lat co ja, gdy grałam w „Klossie”, była szalenie do mnie podobna, tyle że miała ciemniejsze włosy.

GALA: Kiedyś Karolina dała Pani niezwykły list. Pisała, za co Pani dziękuje. Często Pani do niego wraca?
BEATA TYSZKIEWICZ: Nie muszę, doskonale go pamiętam. Zawsze, kiedy o nim myślę, jestem wzruszona. Dała mi go pewnego dnia bez żadnej specjalnej okazji. Po latach umieściłam go w mojej książce „Nie wszystko na sprzedaż”. Jest dla mnie ważny

KAROLINA WAJDA: Mama była i jest dla mnie największym autorytetem. Nigdy w życiu nie widziałam jej niesprawiedliwe oskarżającej kogokolwiek, bezradnej, bezsilnej. Zawsze wiedziałam, że jej nie dorównam. Nie dlatego, że jest wspaniałą aktorką czy piękną kobietą, ale w jej człowieczeństwie.

GALA: „Dziękuję ci, mamo, za wszystkie śniadania, które dla mnie przygotowałaś, że dałaś mi Okudżawę do słuchania, jak miałam dziesięć lat, uczyłaś mnie tańczyć do muzyki z filmu »Hair«”... Najpiękniejsze chwile z mamą?
BEATA TYSZKIEWICZ: Dla Wiktorii pewnie teraz, kiedy rano może pospać troszkę dłużej, a ja zajmuję się jej synkiem.

WIKTORIA BOSC: Wszystkie chwile, kiedy mama jest przy mnie, są piękne. Kiedy budziła mnie rano do szkoły, mówiąc czule, kiedy jadałyśmy wspólnie śniadania, kiedy rozmawiałyśmy. Życie przy jej boku zawsze było dla mnie cudowne. Od czasu kiedy mieszkam w Szwajcarii, mamy znacznie mniej takich momentów, ale zawsze cieszymy się każdą chwilą spędzoną razem. Usiłuję stworzyć teraz takie same piękne chwile z moim synem, choć jest jeszcze malutki...

KAROLINA WAJDA: Pamiętam, kiedy przyjechałam w stanie wojennym do mamy do Paryża. Miałam 13 lat, prawie nie mówiłam po francusku i dostałam od mamy plan miasta, na którym napisała: „Mojej Najukochańszej Córeczce, by była szczęśliwa w Paryżu – nawet jeśli Jej to przyjdzie z trudem. Tylko takie rzeczy ceni się w życiu najbardziej. 1982”. Nie przechowuję wiele pamiątek, ale mam go do dziś. W Paryżu przez prawie dwa lata mieszkałyśmy w małym mieszkanku i to był piękny czas. Zawsze powtarzam, że małe mieszkania bardzo zbliżają do siebie ludzi, którzy się kochają. Kiedy miałam 10 lat, a Wiktoria była niemowlęciem, mieszkałyśmy z mamą i nianią u babci, przy placu Zamkowym na 38 metrach. Żyłyśmy skromnie. Mama bardzo dużo pracowała. Ale mnie ten czas kojarzy się ze szczęściem i wielką bliskością. Wtedy zrozumiałam, że poczucie szczęścia i spokoju naprawdę nie zależy od pieniędzy.

GALA: Pani Beato, napisała Pani w swojej książce „Nie wszystko na sprzedaż”: „Nic nie potrafi mnie złamać. Można mi zabrać wszystko, a i tak nie będzie to miało żadnego znaczenia”.
BEATA TYSZKIEWICZ: Wszystko, poza moimi bliskimi. A reszta? Jakie to ma znaczenie?... Możemy się szalenie ograniczyć, co bardzo dobrze robi. Naprawdę można jeść placki kartoflane. Jeśli w dobrym towarzystwie, to smakują dużo lepiej niż homary. Moja mama nie skarżyła się na nic i tego się od niej nauczyłam. Starałam się to również wpoić moim dzieciom.

WIKTORIA BOSC: Proszę zobaczyć, w jakim stopniu, czasem zupełnie nieświadomie stajemy się niewolnikami rzeczy: samochodu, luksusowych gadżetów. Połowę naszego życia spędzamy na budowaniu naszego dobrobytu, myśląc, że właśnie on da nam prawdziwą wolność i szczęście… Nic bardziej mylnego. A w tym czasie z życia ucieka nam coś ważnego.

KAROLINA WAJDA: Najpierw musimy mieć dwa tysiące miesięcznie, potem pięć, dziesięć. Ciągle nam mało, gonimy za jakimś standardem i umieramy ze stresu, że przyjdzie go nam obniżyć.

GALA: Najważniejsze zasady, jakie wpoiła Paniom mama?

KAROLINA WAJDA: Na pewno lojalność wobec bliskich, uczciwość, wierność samej sobie. To chyba największe wyzwania. Żeby świat nas nie zmieniał. Jeżeli otacza nas coś złego, to my wcale nie musimy stać się źli.
WIKTORIA BOSC: Mama nauczyła mnie bycia zawsze sobą i pamiętania o tym, kim jestem i co chcę w życiu osiągnąć. Pokazała mi, że ludziom należy ufać, chociaż to nie zawsze łatwe.

BEATA TYSZKIEWICZ: Niedawno Karolina powiedziała mi: „Mamo, dlaczego nam mówiłaś, że świat jest wspaniały, pełen cudownych ludzi?”. Ja na to: „Bo jest”, a Karolina: „Mamo, mamo...”. Zawsze przypominam sobie słowa mojej mamy: „Nie przebywaj z ludźmi, którzy wyzwalają w tobie agresję i psują ci charakter”.

GALA: Wiktorio, powiedziała Pani, że mama nigdy nie sprzeciwiła się, nawet kiedy chciała Pani zrealizować szalony pomysł.
BEATA TYSZKIEWICZ: Wychodziłam z założenia, że akceptacja zabiera całą przyjemność buntu.


WIKTORIA BOSC: Przez półtora roku ubierałam się na czarno. Dziś mama to ode mnie przejęła, dzięki mnie odnalazła swój kolor (śmiech). Marzyłam kiedyś o czarnej ramonesce. Na Czerniakowskiej był sklep z takimi kurtkami.

BEATA TYSZKIEWICZ: I ja ją tam wypatrzyłam.

WIKTORIA BOSC: Pojechałyśmy razem i dostałam od mamy czarną ramoneskę z ćwiekami. Podobnie było, kiedy oznajmiłam, że znalazłam idealne letnie buty. Pokazałam jej ciężkie kowbojki do kostek. Powiedziała tylko: „Jeżeli uważasz, że to są letnie buty, to wspaniale”. Ale nie kupiłaś mi w Czechosłowacji diademu z Jablonexu, kiedy miałam 10 lat.

KAROLINA WAJDA: A mnie, podobno brzydkiego, pieska z komisu. Moje koleżanki miały przekłute uszy, umalowane paznokcie, a mama mówiła „nie”.

BEATA TYSZKIEWICZ: Ale na Wiktorię już nie miałam wpływu. Przekłuła sobie uszy.

GALA: Wiktorio, podobno pierwszego papierosa zapaliła Pani przy mamie.
WIKTORIA BOSC: Tak, ale ja od dawna nie palę, a mama pali. Muszę nad nią trochę popracować.

BEATA TYSZKIEWICZ: Mało w tobie tolerancji. Widzi pani, że mój wpływ na dzieci jest fantastyczny, natomiast wpływ dzieci na mnie zdecydowanie gorszy.

GALA: Co się działo, kiedy Pani ewidentnie nie akceptowała czegoś, co robiły córki? Beata: Nie było takiej sytuacji.
WIKTORIA BOSC: Czasem mówisz: „O nie, zabraniam ci jechać samochodem nocą” (śmiech).

KAROLINA WAJDA: Mamo, nie pamiętasz, jak ja usiłowałam się buntować? Już nie wiem, o co chodziło. W każdym razie naszą rozmowę zakończyłam: „To ja ucieknę z domu”. A ty na to: „Nie rób tego, bo sprowadzę cię godzinę później przez policję. Przecież mnie znasz”.

BEATA TYSZKIEWICZ: Tak by było (śmiech).

GALA: Kłóciłyście się czasem?
BEATA TYSZKIEWICZ: Nie ma takiej możliwości. Nie uznaję podniesionego tonu, żadnych oznak podenerwowania.

KAROLINA WAJDA: Może ja się wychowałam w dziwnej rodzinie, ale nie pamiętam nawet, żeby mama była kiedyś zniecierpliwiona. Ani mój ojciec, ani mama nigdy nie podnieśli na mnie głosu.

BEATA TYSZKIEWICZ: Dzieci muszą czuć spokój. Zawsze cierpliwie wszystko przeprowadzałam, wyczekiwałam na odpowiedni moment. Wychowanie to prowokowanie u dziecka właściwego toku myślenia i jego właściwych decyzji.

GALA: Tylko jak to zrobić?
BEATA TYSZKIEWICZ: Starałam się nie truć, nie pouczać. Nie mówiłam: „A widzisz, że miałam rację”. Czasem słyszały: „Wiesz, ja to bym..., ale zrobisz, jak chcesz”. Nigdy nic na siłę. Raz ukarałam Karolinę, bo nie była posłuszna. Z bólem serca zabrałam konia, którego jej wynajęłam na wakacje. Nie tak dawno powiedziała, że pamięta to do dziś.

KAROLINA WAJDA: Ale wtedy postąpiłaś słusznie. Wiktoria ma łatwiejszy charakter, natomiast mój nie był łatwy.

WIKTORIA BOSC: Nie jest, chciałaś powiedzieć...

KAROLINA WAJDA: Już nie musisz mi tego przypominać. Tajemnicą wychowania mamy było to, że ona doskonale wiedziała, jak chce nas ukształtować. Bardzo wyraźnie określała granice, co nam wolno, a czego nie, i była w tym konsekwentna. Nie łamała naszych charakterów, a bardzo umiejętnie nakłaniała nas do pewnych rzeczy. Nie zmieniała zdania. Jeżeli powiedziała, że za karę zabiera mi konia, to było oczywiste, że tak zrobi. Paradoksalnie to też dawało mi poczucie bezpieczeństwa.

BEATA TYSZKIEWICZ: To bardzo mądre zdanie. Wyznaczone granice i konsekwencja dają dzieciom poczucie bezpieczeństwa. Może ich jeszcze do końca nie rozumieją, może się nie zgadzają, ale kiedy dorosną, mówią: „Jednak mama wiedziała, co robi”. Dzieciom nie trzeba na wszystko pozwalać, mówić: „Niech robi, co chce”.

GALA: Czego córkom nie było wolno?
KAROLINA WAJDA: Do szkoły nie mogłyśmy chodzić poubierane jak papugi, tylko w dżinsach i granatowej bluzie. Nie było dyskusji. Nie wolno nam było wracać późno do domu, jeżeli nie zostało to wcześniej omówione.

WIKTORIA BOSC: Ale traktowałyśmy to jako rzecz oczywistą. Nie wolno nam było okazywać agresji, niecierpliwić się i histeryzować. W domu miał być zawsze spokój. Tak jest teraz i w moim domu, i Karoliny.

BEATA TYSZKIEWICZ: Córki wiedziały, w której szufladzie są pieniądze. Mogły brać tyle, ile chciały. Nigdy tego nie nadużyły.

GALA: Nigdy nie nadużyły Pani zaufania?
BEATA TYSZKIEWICZ: Nigdy, w żadnej sprawie. Kiedy załatwiałam dziewczynkom pełnomocnictwo na nieograniczone korzystanie z mojego konta, notariusz spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Przecież wszystko, co mam, jest ich, a one są moje.

WIKTORIA BOSC: Byłyśmy wychowywane z Karoliną w domu kobiet. Wiedziałyśmy, że musimy na sobie polegać. To też wytworzyło między nami tak silną więź i wzajemne zaufanie.

GALA: Karolina i Wiktoria nie miały do Pani żalu, że rozstała się Pani z ich ojcami?
BEATA TYSZKIEWICZ: Nigdy, ale niech to one mówią.

KAROLINA WAJDA: Mama zawsze bardzo rozdzielała swoje życie osobiste od rodzinnego z nami. To, kto był aktualnie jej partnerem, nie miało żadnego wpływu na nasze relacje, poczucie bezpieczeństwa. Mój dom był zawsze tam, gdzie była mama. A mężczyźni, którzy jej towarzyszyli, to była jej prywatna sprawa.

GALA: Nigdy na co dzień nie brakowało Paniom pełnej rodziny, taty w domu?

WIKTORIA BOSC: Nie znałam pełnej rodziny w dosłownym tego słowa znaczeniu.

KAROLINA WAJDA: Przestań, ty ze swoim ojcem chwilę mieszkałaś.

WIKTORIA BOSC: Miałam tylko dwa lata, nie pamiętam zbyt wiele.

KAROLINA WAJDA: Nie miałyśmy tego wzorca, za którym mogłybyśmy tęsknić. Ale zapewne gdybyśmy go miały, to nasi ojcowie byli tak wspaniałymi ludźmi, że na pewno byśmy tęskniły. Więc może dobrze się stało, że mama wcześniej się rozwiodła.


BEATA TYSZKIEWICZ: Nigdy nie można zostawać razem ze względu na dziecko. To fałszywy trop.

GALA: Kończyła Pani związek, gdy miłość się wypalała. Panie są podobne do mamy?
WIKTORIA BOSC: Chyba raczej tak...

KAROLINA WAJDA: Ja na pewno tak, a Wiktoria miała niewiele związków (śmiech). Nigdy nie potrafiłam trwać w czymś, co się skończyło, z przyzwyczajenia. Nigdy też nie zakładałam, że jakiś związek jest na zawsze.

WIKTORIA BOSC: Bijecie mnie na głowę w związkach, nie wspominając już o małżeństwach. Nie powiem, mamo, że jesteś dla mnie pod tym względem autorytetem (śmiech).

BEATA TYSZKIEWICZ: Porozmawiamy sobie w domu. Ale przyznajcie, byłam zawsze przemiła dla waszych różnych ukochanych. Starałam się nigdy nie okazywać im niechęci.

GALA: Karolino, kiedy patrzy Pani na synka siostry, myśli Pani czasem: „A może jeszcze zdecyduję się na dziecko?”.
KAROLINA WAJDA: Kiedy patrzę na Szymona, myślę, że już nie muszę. Mamy dziecko. Dużo pracuję, nie wiem, czy znalazłabym w sobie siłę, by kompletnie wszystko zmienić i być dobrą matką. Cieszę się, że Wiktoria zrobiła to już za mnie.

GALA: Pani Beato, nigdy nie powiedziała Pani do Karoliny: „Może pomyślisz o dziecku”?

KAROLINA WAJDA: Tydzień temu mi mówiłaś. Ale wcześniej nie.
BEATA TYSZKIEWICZ: Patrzę na rzeczywistość praktycznie. Zostały łóżeczka, wózeczki, ubranka, zabawki Szymona... A poważnie: mają dzieci czy nie mają, to ich wybór.

GALA : Karolina powiedziała mi, że jest skąpa wobec siebie. Żal jej pieniędzy na manikiur czy pójście do fryzjera. Paniom też?
KAROLINA WAJDA: Mamo, jaki ty mi przykład dawałaś? Czy chodziłaś co tydzień do kosmetyczki?

BEATA TYSZKIEWICZ: Raz w życiu byłam.

KAROLINA WAJDA: Jak często chodziłaś na manikiur, kiedy kształtowała się moja kobiecość?

BEATA TYSZKIEWICZ: Nie pamiętam. Do fryzjera też nie chodziłam.

KAROLINA WAJDA: To jak ja mogę być luksusową kobietą?

WIKTORIA BOSC: Kiedy umawiam się z Karoliną na sesję zdjęciową, znika w łazience i po chwili widzę olśniewającą urodą kobietę.

BEATA TYSZKIEWICZ: Ja na przykład potrafiłam się umalować do filmu w jadącej na plan taksówce.

GALA: Co najbardziej lubicie razem robić?
BEATA TYSZKIEWICZ: Jeść.

KAROLINA WAJDA: Teraz piszemy książkę kucharską

GALA: Karolina i Wiktoria są do siebie podobne?
BEATA TYSZKIEWICZ: Zostały podobnie wychowane, ale są zupełnie różne.

KAROLINA WAJDA: Największą karą byłoby dla nas, gdybyśmy musiały się zamienić na życia.

GALA: Wiktorio, za kilka dni wraca Pani do domu. Kiedy wyląduje Pani w Genewie, od razu zadzwoni Pani do mamy?
WIKTORIA BOSC: Jeszcze z samolotu wyślę SMS-a, że już wylądowałam. Skracam jej czas niepokoju.

Reklama

KAROLINA WAJDA: Ja zawsze dzwonię do mamy, kiedy dojadę do bramy w Głuchach. Warto pamiętać – nikomu już w naszym życiu nie będzie na nas tak zależało, jak naszym mamom.

Reklama
Reklama
Reklama