Reklama

W Twojej wcześniejszej książce "Blondynka w kwiecie lotosu" narysowałaś siebie stojącą na dachu świata i wyciągającą rękę do słońca.
Dlaczego cię to dziwi? Że chciałam dotknąć słońca? A tobie to się nie zdarza?
Jeszcze nie. Dlaczego weszłaś na ten dach?
Jeśli jest dach, to dlaczego na niego nie wejść?
Słońce parzy.
Ale jednocześnie może cię olśnić czymś, z czego sobie wcześniej nie zdawałeś sprawy. Słońce to symbol światła, czyli boskości. Rozumiem boga jako siłę, która nas stworzyła i utrzymuje wszechświat w równowadze. To jest moc, która przenika wszystko i wszystkich, i pociąga za sobą tych, którzy jej na to pozwolą. Bóg nie musi mieć twarzy ani imienia. Nie trzeba przed nim klękać ani błagać o wybaczenie. Wystarczy pielęgnować w sobie to, co jest jego istotą, czyli dobro, miłość, życzliwość, pozytywne myślenie – i podać mu rękę. Niech mnie prowadzi.
Która z podróży była Twoją ucieczką?
Na początku niemal każda. Usiłowałam uciec od siebie. Według jednej z teorii uciekamy od siebie przez całe życie. O nie, nie zgadzam się! To nie miałoby sensu. Przecież chodzi o to, żeby być szczęśliwym, prawda? I pewnego dnia w dżungli amazońskiej zrozumiałam, że niezależnie jak daleko będziesz próbował od siebie uciec, to zawsze zabierasz siebie. Uciekałam, bo siebie nie lubiłam. Kiedy człowiek nie jest swoim przyjacielem i brakuje mu poczucia własnej wartości, to znajdzie wiele powodów, żeby siebie nie lubić. A jeśli jesteś swoim wrogiem, to nie dajesz sobie prawa do szczęścia i zwykle obwiniasz o to inne osoby. Prawda zaś brzmi: jestem ważna. Równie ważna jak inni. Zasługuję na to, żeby mnie kochać i szanować. Ja przed sobą odpowiadam za to, jak wygląda moje życie. Jeśli mi się nie podoba – moim zadaniem jest je zmienić. I to właśnie zrobiłam.
Co wydarzyło się wtedy w dżungli, że w końcu siebie polubiłaś?
Mieszkałam wśród Indian w ich cywilizacji i zrozumiałam, że świat może wyglądać zupełnie inaczej. W dżungli nie ma pieniędzy, reklam, polityki i nikt nikogo nie oszukuje. Nie ma manipulacji ani socjotechniki, a człowiek jest tym, kim naprawdę jest. Nie musi niczego udawać, nie musi grać ani nosić maski. Dżungla jest tak trudna i niebezpieczna, że nie ma tam miejsca na fałsz. W piekielnym upale i lodowatym deszczu, wśród jadowitych węży i piranii, zjadana przez moskity, krwiożercze muchy i mrówki wędrowałam i wiosłowałam przez wiele dni i tygodni. Ze zmęczenia robiło mi się ciemno przed oczami, czasem myślałam, że umrę z głodu albo strachu. Miałam rany na nogach, z których sączyła się ropa i krew, płakałam z bólu i gorączki, ale szłam... Nie umarłam, nie poddałam się. Zrozumiałam, że w życiu nie chodzi o to, żeby zawsze było wygodnie i łatwo. Nie chodzi o to, żeby udawać silnego, ale żeby naprawdę być silnym i odważnym człowiekiem. Tego nauczyłam się od Indian.
Taka psychoanaliza pod gołym niebem.
Więcej niż psychoanaliza. To odkrycie wszystkiego, co uważam za najważniejsze. Napisałam o tym książkę, która ukaże się w styczniu – ,,Teoria bezwzględności, czyli jak uniknąć końca świata”.
Która cecha Twojego charakteru jest najsilniej rozwinięta?
Ciekawość. Niezaspokojona chęć poznawania. Dlatego rzuciłam studia – bo nie potrafiłam uczyć się rzeczy, które mnie nie interesowały. Wolę cały czas poświęcić na zgłębienie czegoś tak fascynującego jak na przykład fizyka cząstek elementarnych albo analiza kultury aborygeńskiej w porównaniu z inkaskimi i majańskimi tradycjami. Podróżuję po świecie nie po to, żeby postawić gdzieś stopy, ale po to, żeby zanurzyć się w dane miejsce z głową, sercem i duszą, posłuchać ludzi, zrozumieć ich sposób patrzenia na świat, stać się jednym z nich. Ciekawość pcha mnie coraz dalej. Biorę udział w rytuałach indiańskich, żeby poczuć to, co czują Indianie. Lubię podróżować sama, bo dzięki temu łatwiej wtopić mi się w otoczenie.
Podróżnik zawsze jest samotny.
Samotny? Samotność to smutek. Ja jestem sama, ale nie samotna. I jestem przekonana o tym, że jeśli ktoś czuje się samotny, to niezależnie od tego, czy będzie w związku, w małżeństwie, w rodzinie, to i tak pozostanie samotny. Bo samotność nie jest kwestią braku ludzi, ale braku więzi z samym sobą. Więc mimo że mieszkam sama i nie jestem teraz w związku, nie jestem samotna. Wprost przeciwnie – choć nie wiem, czy wolno używać takich słów.
Jakich?
Szczęście. Spełnienie. Radość. Śmiech. Uwielbiam moje życie. „Kiedy będziesz stara, to kto Ci pomoże?” – znasz to pytanie? Jak będę stara, to się zastanowię. Zresztą już przestali mnie o to pytać.
Może dlatego, że bezpowrotnie przeoczyłaś, zgubiłaś coś po drodze?
Nie. Zawsze robiłam to, do czego miałam przekonanie. W związkach też. Gdybym była z kimś tylko po to, żeby on podał mi za 40 lat szklankę wody, to byłoby nieuczciwe, a jeżeli człowiek jest nieuczciwy, to to się obraca przeciwko niemu. Wierzę w to, że trzeba postępować w zgodzie ze sobą, być wobec siebie szczerym i uczciwym, uwolnić się od wydarzeń z przeszłości i strachu przed przyszłością. Cieszyć się tym, co jest teraz. Tego się trzymam. I daję słowo honoru, że to działa.
Czy ktoś – oprócz Ciebie samej – może wpływać na to, jaka jesteś?
Na przykład Dalajlama? Tak. Chyba że pytasz o to, czy można mnie do czegoś zmusić? To nie, nigdy.
Wyobrażasz sobie siebie w związku? Jako czyjąś żonę?
Oczywiście. Żona, czyli życiowy partner. Szacunek, miłość, przyjaźń, wzajemny podziw i umiejętność zachowania swojej odrębności. Docierasz do kresu podróży i widzisz najpiękniejszy pejzaż na ziemi. Aż się prosi, żeby był ktoś obok, komu powiesz, co czujesz... Jestem w cudownym miejscu i wiesz, co robię? Stapiam się w jedno z tym, co widzę. Wtedy nie potrzebuję brać kogoś za rękę.
A kiedykolwiek brałaś?
Kiedy podróżowałam z kimś, to jasne, trzymaliśmy się za rękę, całowaliśmy przy zachodzie słońca i było cudownie. Ja, on i zachód słońca – byliśmy w trójkę. A dzisiaj, kiedy podróżuję sama, to jest nas dwójka – ja i zachód słońca. Wtedy nie brakuje mi tej trzeciej osoby. Ja i słońce to przecież para...
...i wąż wytatuowany na Twojej ręce.
Dostałam go od Indian. Jest moim wartownikiem. A później w różnych częściach świata spotykałam węże albo uczestniczyłam w zdarzeniach, gdzie wąż był ważny albo symboliczny. Myślę więc, że nie przez przypadek Indianie wybrali dla mnie właśnie węża.
Czujesz się z nim bezpieczna?
Tak.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama