Reklama

Zapamiętaliśmy go z ról Tadeusza w „Katyniu” i Piotra w „Jutro idziemy do kina”, którego akcja dzieje się w przeddzień wybuchu ostatniej wojny. Podobną rolę zagrał w serialu „Czas honoru”, który przyniósł mu popularność.

Reklama
CZŁOWIEK FILMU

Jest synem operatora filmowego i wnukiem aktorki Barbary Rachwalskiej. Rodzina zaszczepiła mu szacunek do aktorstwa. Pewnie dlatego wybrał ten zawód. Dotychczas grywał głównie bohaterów pozytywnych. Tymczasem marzy o roli czarnego charakteru, kogoś złego do szpiku kości! – Chciałbym zagrać na przykład mordercę albo psychopatę – mówi. Drugim marzeniem Pawlickiego jest praca w teatrze. – Po szkole zagrałem w trzech spektaklach i ciągle czekam. Mam nadzieję sporo pracować na scenie, bo to mnie bardzo kręci – mówi. Aktor kocha podróże. Był na Kaukazie. Odbył też podróż życia na Syberię. Wciąż marzy o kolejnych wojażach. Ale nie zwierza się, z kim podróżuje.

MIŁOŚĆ JAK HEROINA
Reklama

Nie opowiada o swoich związkach. Mówi jedynie, że u kobiet najbardziej ceni inteligencję. Dodaje też, że docenia styl, dobre wychowanie, bezpośredniość i piękno – również to wewnętrzne. Pytany czym jest dla niego miłość, odparł: – Zależy, na jakim etapie. Myślę jednak, że to połączenie chemii umysłów, dusz i ciał. Ktoś, kto jest dla ciebie i kumplem, i kimś, kto budzi w tobie szał zmysłów. Osoba, która cię inspiruje i o którą chcesz i potrafisz walczyć jak lew. Krótko mówiąc: jeśli człowiek od drugiego człowieka uzależniony jest jak od heroiny, to chyba jest miłość…

Reklama
Reklama
Reklama