Reklama

Krążyły o niej różne plotki, że wyszła za mąż za bogatego biznesmena, że jest w klasztorze, że pije. Za mąż nie wyszła, choć jest zakochana i układa sobie życie. W klasztorach bywa na rekolekcjach, żeby poszukać samej siebie. A alkohol? Poproszę kieliszek wina. GALA: Zniknęłaś z ekranu, z desek teatru. Gdzie byłaś, jak ciebie nie było?
ANNA MAJCHER: To moja nieobecność była aż tak zauważalna? Zrobiłam sobie dwuletnią przerwę w pracy teatralnej, odeszłam z teatru Ateneum. Przerwę zrobiłam z przyczyn higienicznych. Miałam dosyć tego, co się dzieje w teatrze. Nie jestem aktorką bufetową, nie przesiaduję tam, nie załatwiam spraw, nie rozgrywam żadnych partii. Męczą mnie gry prowadzone w garderobach, ale nie zniknęłam z ekranu telewizora, po prostu bywałam tam dużo rzadziej, a film i tak się o mnie upomniał! GALA: A kiedyś mówiłaś, że nie możesz żyć bez teatru!
A.M.: Dlatego podjęłam kolejną próbę zakotwiczenia w teatrze i jestem, jak mówię, aktorką łódzką, pracuję na etacie w Teatrze Nowym w Łodzi. Aktor musi mieć punkt odniesienia, a najsolidniejszym jest teatr i poczucie wspólnoty. Mimo że ta rodzina potrafi czasami tak dopiec, że znikasz na dwa lata albo i dłużej. A aktor nie może żyć i rozwijać się bez teatru. Niektórzy koledzy twierdzą, że to film jest ulotny, jest improwizacją, a teatr sztywną i nudną sztuką uprawiania tego zawodu. Twierdzę, że jest odwrotnie. W filmie robię właściwie dwa duble. Reżyser ma dwie możliwości: pierwszą proponowaną przez aktora i drugą po swoich uwagach. Film to raczej pośpiech i wieczny brak czasu, musisz przyjść z już wcześniej przygotowaną propozycją i połączyć ją z reżyserską. Gdzie tu jest improwizacja? Zagrane, nagrane, zmontowane, koniec i kropka, nie mam na to już żadnego wpływu. A w teatrze codziennie jestem inna, mam inny nastrój, - gwałtowność, temperament. Partnerzy są inni. Inna jest widownia, która każdego wieczoru inaczej reaguje. To w teatrze trzeba mieć dar improwizacji. Dla własnego zdrowia psychicznego staram się codziennie trochę inaczej zagrać, ale w ściśle z reżyserem ustalonym w czasie prób zarysie postaci. GALA: Co jeszcze zdarzyło się w czasie urlopu od teatru?
A.M.: W tej przerwie okazało się, że dostałam propozycję od Luca Bessona. GALA: Skąd wziął się w twoim życiu sam Luc Besson?
A.M.: Spadł z nieba. Luc Besson szukał w Polsce aktorki do roli Wandy w swoim najnowszym filmie Fanfan Tulipan. W zespole Tor Krzysztofa Zanussiego krzyknięto: "To tylko Majcher może to zagrać", i poproszono o zdjęcia. Wysłałam Bessonowi tylko jedno zdjęcie i bez żadnych castingów czy zdjęć próbnych dostałam tę rolę. Znam francuski, więc moje rozmowy i praca z Lukiem nie sprawiały mi żadnego problemu, wręcz należały do wyjątkowych. Udało mi się w tym filmie przemycić parę zdań po polsku, ku uciesze całej ekipy i akceptacji reżysera, który ma pochodzenie polskie. GALA: No, to robisz karierę w Polsce i za granicą!
A.M.: A co to jest ta kariera po polsku? Pieniądze, domy, samochody, bywanie na bankietach! Dom pod miastem nie jest mi potrzebny, bo jeszcze nie założyłam własnej rodziny. Nie mam samochodu, bo wolę być wożona lub jeździć metrem. Aktor musi mieć kontakt z ludźmi, ze światem. Z czegoś te role w końcu muszą powstawać! W Polsce pokutuje takie myślenie, że karierę zrobił ktoś, kto ma kupę forsy, leży na worach pieniędzy i nie wie, co z nimi zrobić. Dostał się do polityki, do telewizora i nudzi się na egzotycznych wyspach, ma dom i kilka samochodów, i jeszcze nienarodzonym dzieciom kupuje apartamenty. Ile można mieć domów, samochodów? Człowiekowi tak naprawdę niewiele rzeczy potrzeba do szczęścia. Zdrowia i tak nie kupię za żadne pieniądze. Nie chcę, żeby rzeczy mnie osaczały! GALA: Nie chcesz być gwiazdą?
A.M.: Gwiazda powinna być owiana aurą tajemniczości. Tak naprawdę do końca wszystkiego o niej nie wiemy. Dostajemy informacje spreparowane przez sztab ludzi, którzy tworzą jej wizerunek. To dwór tworzy króla. Gwiazda rzadko bywa, ale jej pojawienie się jest sensacją i wydarzeniem. Nie muszę być gwiazdą, chcę być dobrą aktorką. To jest powód do uprawiania tego zawodu. To dzisiaj - takie rzadkie, dlatego też nie związuję się na stałe z serialami. Bywam zapraszana do nich jako gwiazda odcinków napisanych zresztą specjalnie dla mnie. Również dlatego odrzuciłam główną rolę w serialu Kiepscy. Opatrzność boska nade mną czuwa. Gdzie i jak tu, w tym kraju, można być gwiazdą! Dobry aktor ma szanse stworzyć kreacje, kiedy niewiele wiemy o jego życiu prywatnym. Trudno grać Czechowa, kiedy wszyscy wiedzą, co ostatnio jadłam, z kim jestem i jakie mam łóżko. GALA: Dlatego przestałaś bywać?
A.M.: Chciałam uciec od Warszawy: bankietów, spotkań, premier, z których tak naprawdę nic nie wynika oprócz straty czasu. Mówi się, że jak aktor nie bywa na bankietach, przestaje być obsadzany. To nieprawda! Pojawienie się twojego zdjęcia w kilku kronikach towarzyskich z informacją, jakiego piłaś drinka, jak byłaś ubrana, nic nie oznacza. Wszyscy przychodzą z nadzieją, że ten bankiet odmieni ich życie, tyle ważnych osób tu spotkają, a tak naprawdę karty są rozdawane zupełnie gdzie indziej. Może w Nowym Jorku, w Hollywood bywanie pomaga, wręcz należy do dobrego tonu, ale tu, na tej prowincji, jaką jest Warszawa, bardzo wątpię. GALA: Ułożyłaś sobie życie prywatne?
A.M.: Układam. Jest to najlepszy czas. Każda miłość, która do mnie przychodzi, a nie przychodzą tak często, jak się pisze, ma rangę tej pierwszej, jakby nic nie zdarzyło się wcześniej istotniejszego. Otwiera się przede mną potworna szczelina miłości. Jaka tam szczelina, całe przestworza! Jestem wulkanem miłości, zachowuję się tak, jakby nic ważniejszego poza nią nie istniało. To może porazić. GALA: Podobno przeszłaś nawrócenie religijne?
A.M.: Nie jestem neofitką. Zawsze byłam wierzącą i praktykującą katoliczką, ale wtedy nie było to "trendy". I dziennikarze po prostu się tym nie interesowali. Poszukiwałam Boga na różne sposoby, dotknęłam medytacji buddyjskich, japońskich, interesowałam się jogą, judaizmem, prawosławiem, zajmowałam się astrologią, bioenergoterapią, miałam propozycje, żeby praktykować u bioenergoterapeuty, bo mam do tego predyspozycje wypisane w gwiazdach. Miałam wahadełko, pierścień Atlantów i karty tarota, których postanowiłam nie otwierać, dopóki nie będę na 100 procent pewna, że chcę wróżyć. Od spowiednika usłyszałam kiedyś, że lepsze jest szukanie niż stanie w miejscu. Chodziłam do pustych kościołów, bo od momentu bycia osobą publiczną tłum stał się dla mnie nieznośny. Wiele osób przychodzi na mszę, żeby się modlić i rozmawiać z Panem Bogiem, ale, niestety, zawsze są i tacy, którzy chcą zobaczyć, kto przyszedł i jak się ubrał. A jak się trafi osoba znana, to dopiero jest atrakcja! Rozpraszało mnie to. Denerwowało, że ktoś stoi przed obrazem Ukrzyżowanego i odwraca się, żeby na mnie popatrzeć. Bóg jest przed nim, a nie w telewizji. Dopiero przebywanie w klasztorach przywróciło mi ten rodzaj skupienia towarzyszący mi kiedyś, potrzebny w modlitwie, a zakłócony przez szum wokół mojej osoby. Przeszłam trudne stopnie rekolekcji według Ignacego Loyoli, które przechodzą nawet osoby konsekrowane: księża, zakonnicy. Przez dwa tygodnie obowiązuje reguła milczenia i nikt nie może się ze mną komunikować. Na ten czas wyłączam przede wszystkim telefon, należę do aktorów, którzy potrafią to zrobić. GALA: Potrzebna ci taka cisza?
A.M.: Bardzo. Potrzebuję się wyciszyć. Poznaję wtedy samą siebie. Wracam stamtąd z inną energią, z takim spokojem ducha. Czuję, że unoszę się nad ziemią. GALA: Jak Anna Dymna pracujesz z niepełnosprawnymi.
A.M.: Niepełnosprawnych dostałam w prezencie od Boga. Bóg słucha naszych próśb. Obejrzałam program o Ani Dymnej i jej pracy. Pomyślałam: "Ja też tak chcę!". Poszłam do świętego Judy, z którym mam bardzo dobry kontakt, a on ma świetne układy z samą górą, i wyraziłam swoje życzenie. Po dwóch dniach spotkałam kolegę i on zaprosił mnie na zajęcia z niepełnosprawnymi. Prowadzę terapię teatralną. GALA: Podobno miałaś kłopoty z alkoholem.
A.M.: Jak większość kolegów w tym zawodzie! Okazji jest mnóstwo. Na bankiecie bardzo łatwo złapać aktora z kieliszkiem i zrobić mu zdjęcie, a później opatrzyć je odpowiednim komentarzem. Jestem osobą barwną i towarzyską, dlatego bardzo często mnie tak uwieczniano. Gdybym nawet była uzależniona, to jestem w bardzo dobrym towarzystwie. Lepiej być sławnym pijakiem niż anonimowym alkoholikiem. Rozmawiała DOROTA WELLMAN ZDJĘCIA SZYMON SZCZEŚNIAK, STYLIZACJA OSSA, MAKIJAŻ AGNIESZKA KOZŁOWSKA, FRYZURY SYLWIA KILIŚ. DZIĘKUJEMY SKLEPOM: MARINA RINALDI, GALERIA MOKOTÓW, UL. WOŁOSKA12, DENI CLER, CH KLIFF, UL OKOPOWA 58/72, MAX MARA, CH KLIF, UL. OKOPOWA 58/72.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama