Anna Karczmarczyk o finansowej nierówności w polskim kinie, "Dziewczynach z Dubaju" i edukacji seksualnej w Polsce [WYWIAD]
Grała role galerianek i prostytutek, pięknych i zniewalających kobiet, ale ostatnio wcieliła się w postać przebojowej Krystyny - feministki z osiedlowego sklepiku na Pradze w serialu "Piękni i bezrobotni". Wciąż marzy o tym wyjątkowym scenariuszu, w którym jej uroda będzie mieć mniejsze znaczenie niż talent. Zanim jednak to nastąpi, zamierza podjąć się roli życia. Anna Karczmarczyk - bo o niej mowa - niebawem zostanie mamą. Co myśli o feministkach, social bańkach i prawach kobiet w polskim kinie? Dlaczego w tym zawodzie trzeba mieć twardy pancerz, a piękni ludzie cierpią podobnie jak "brzydsi"? Tego dowiecie się z naszej rozmowy!
Aleksandra Nagel – Kobieta.pl: Zacznę od tego, co jest najbardziej aktualne w Twoim życiu (nie licząc ciąży!), czyli roli w serialu „Piękni i bezrobotni” na Polsacie. Rola Krystyny – feministki pracującej w sklepie osiedlowym. Co Ciebie skłoniło do wzięła udziału w takim przedsięwzięciu?
Anna Karczmarczyk: Być może feministka Kryśka w praskim osiedlowym sklepiku brzmi absurdalnie, ale to właśnie było dla mnie najbardziej intrygujące. Poza tym scenariusz był tak fantastycznie napisany z perspektywy mojej postaci, że właściwie każda jej obecność na ekranie coś znaczyła i to mnie skusiło. W takim razie kim jest ta Kryśka? To młoda, barwna dziewczyna z ostrymi poglądami, dla mnie oczywistymi, ale dla wielu kobiet nie bardzo, która bez pardonu zwraca uwagę starszym od siebie klientom i pokazuje im życie z trochę innej strony. Uczy ich tolerancji i szacunku, a kiedy młody uczy starszego szacunku to robi się ciekawie, prawda? (śmiech)
A Krystyna i jej feministyczne poglądy to był Twój pomysł?
Krystyna została tak napisana przez Roberta Górskiego i Marka Baranowskiego. Od samego początku była wyszczekana i miała opinię na każdy temat. Wiesz, nie zawsze jest tak, że czytasz scenariusz i to, co tam jest, w stu procentach Ciebie satysfakcjonuje. Tymczasem w tej postaci dostrzegłam wiele pozytywów: to dynamiczna postać, w której mogę aktorsko się wykazać, a poza tym mówię o ciekawych i ważnych rzeczach. W sumie jeszcze nigdy nie miałam okazji zagrać takiej dziewczyny i było to dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie.
A mnie zastanawia, co zagorzała feministka robi w praskim sklepiku? Stereotypowo feministka kojarzy się z osobą wysoko wykształconą, nowoczesną, na wysokim stanowisku, kobieta z wielkiego miasta itp. Trochę cię prowokuję, ale mam czasami wrażenie, że feminizm stał się synonimem wykształcenia, inteligencji, sukcesu, wysokiego szczebla na drabinie społecznej itp.
To jest bardzo ciekawe, że my feministki wrzucamy siebie i innych w jakieś klisze i szufladki. Jestem fanką tzw. zdrowego feminizmu, czyli równych praw i obowiązków, zarówno obowiązków, jak i praw, zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn. Trochę to wszystko w dzisiejszych czasach się zagalopowało. Straciłyśmy sens tego, o co tak bardzo walczyłyśmy na początku. To prawda, że żyjemy w momencie wielkich emocji, momentami szaleństwa. Czasami myślimy, że tylko my, feministki jesteśmy pokrzywdzone, zapominamy, że po drugiej stronie też jest człowiek. Zamykamy się w swoich social bańkach, nie chcemy rozmawiać z osobami, które mają inne poglądy niż my, budujemy coraz wyższe mury.
Co jest zatem dla Ciebie celem i sensem feminizmu?
Uważam, że powinniśmy się nawzajem szanować, nawet jeśli nie zgadzamy się z drugą stroną. Oczywiście bywa to frustrujące, ale powinniśmy szukać tego, co nas łączy, a nie dzieli. Ja sama mam rodzinę na bardzo małej wsi. Są tam osoby zarówno skrajnie prawicowe, jak i liberalne. Ważne jest, by wysłuchiwać swoich racji, argumentów i próbować się porozumieć bez agresji. Nie powinno być tak, że wartości, w które wierzymy, są ważniejsze niż miłość między nami.
Niszczymy to, co jest w sumie najbardziej istotne w naszym życiu, czyli dobre relacje z najbliższymi…
Poglądy poglądami, ale my dalej będziemy żyć, czasem pod jednym dachem. Próbujmy się porozumieć. To nie znaczy, że nie warto walczyć. Ja sama walczę o to, by mieć równe prawa jako kobieta w moim zawodzie, bo ich nie mam. Robię to, co uważam za słuszne, ale jeśli jakiejś kobiecie podoba się życie w cieniu mężczyzny, to też powinniśmy to zaakceptować. To jest jej wybór.
Wspominasz o nierównościach w świecie teatru, serialu, filmu. W którym momencie Twojej kariery uświadomiłaś sobie, że to być może nie jest wciąż świat dla kobiet?
To było już na studiach. Dostałam rolę w pewnym serialu i zaproponowali mi bardzo niską, ale to bardzo niską stawkę. Patrząc na moje CV w tamtym czasie, czyli dwie ważne nagrody aktorskie, wielki głośny film, wiele inicjatyw, to było bardzo mało. Byłam trochę zdziwiona, ale usłyszałam od produkcji, że jak nie ja to inna i że jest wiele aktorek na to miejsce. Musiałam dumę schować w kieszeń i przyjęłam tę stawkę, bo zwyczajnie nie miałam co jeść. Kilka miesięcy później do serialu dołączył mój znajomy, który miał na swoim koncie jedną rolę w serialu i dostał stawkę pięć razy większą na starcie! Wtedy zrozumiałam wszystko…
Żartujesz?
Niestety nie. Dostał takie pieniądze ponieważ był mężczyzną. Podobno dlatego, że aktorów jest mniej niż aktorek, co moim zdaniem jest nie jest prawdą. To był dla mnie taki czerwony alarm. Poza tym nie chodzi tylko i wyłącznie o różnicę w stawkach aktorek i aktorów. Chodzi o to, że w naszym zawodzie po prostu się nie rozmawia, nie ma określonych kwot za daną rolę w danej produkcji, wszystko jest zmienne i nie do końca wiadomo, na jakich zasadach. Pieniądze to w aktorstwie temat tabu? W Polsce tak. W Hollywood za daną rolę, z danym stażem zawodowym dostajesz konkretne i z góry określone pieniądze - podobno. Oczywiście jawne zarobki wiążą się z tym, że kobiety protestują. Stąd bunt wielu hollywoodzkich aktorek, które nie chcą pracować za mniejsze stawki niż mężczyźni. Co ciekawe, protestują nie tylko kobiety. Benedict Cumberbatch m.in. powiedział, że nie będzie grał w filmach, jeśli jego koleżanki aktorki z którymi ramię w ramię gra główne role, będą zarabiały mniej od niego. Ja się przyłączam. Uważam, że to powinno być uregulowane. Dlaczego uczciwie zarobione pieniądze miałyby być tematem tabu?
Po debiucie w „Galeriankach” szybko dostałaś łatkę galerianki. Wspominałaś w jednym z wywiadów, że to „zaszufladkowanie” było bardzo trudnym doświadczeniem. Czy nie obawiasz się podobnego efektu po filmie „Dziewczyny z Dubaju”?
Myślę, że dzisiaj jestem o wiele silniejszą osobą – jako kobieta i jako aktorka. Dosyć szybko nauczyłam się, jak mieć twardy pancerz. Poza tym w „Dziewczynach z Dubaju” nie gram wielkiej roli. To jest moja mała obecność na ekranie.
Czasami epizody są ciekawsze niż główne role…
To prawda. Z perspektywy czasu i różnych doświadczeń uważam, że każda historia jest do opowiedzenia. Uważam, że nie powinniśmy piętnować pracownic seksualnych. Jeśli jest to ich świadomy i dobrowolny wybór, dlaczego mamy je oceniać? To ich życie i ich droga. Są kobiety, które robią to, bo takie życie im odpowiada i ich historie też należy pokazać. W filmach powinniśmy mówić nie tylko o tym, że ktoś ma depresję, pije alkohol, a na polskich weselach robimy dziwne rzeczy, ale też o takich dziewczynach, jak „Dziewczyny z Dubaju”. Mówmy o tym, bo to aktualny, ważny i ciekawy temat. Niestety o fabule samego filmu nie możemy porozmawiać ponieważ obowiązuję mnie tajemnica.
Czy w takim razie powinniśmy w tak otwarty sposób opowiadać o seksie…
A dlaczego nie? Wydaje mi się, że poruszamy tu kolejne tabu pokoleniowe - czym w ogóle jest dla nas seks. Dopiero moje pokolenie zaczyna rozumieć na czym to wszystko polega choć i tak przed nami długa droga. Po pierwsze, że kobieta może mieć orgazm, może czuć pełną satysfakcję z seksu i mieć oczekiwania w tej kwestii wobec mężczyzny. Po drugie, zabawki erotyczne są do zabawy jak sama nazwa wskazuje. Po trzecie, można otwarcie mówić o seksie, nawet z rodzicami, nawet z przyjaciółmi, nawet w przestrzeni publicznej. Nie ma w tym nic niewłaściwego, bo seks to nieodzowna część naszego życia. Pamiętajmy, że nasze babcie były wychowywane w zupełnie innych czasach - wychowywały dzieci, opiekowały się domem i zaspokajały mężczyzn, którzy przynosili do tego domu pieniądze. Nie miały swojego głosu, aczkolwiek moje były wyjątkowo wojownicze. (śmiech)
Nasze matki powoli wyrywały się z tego modelu, ale… dopiero nasze pokolenie doświadczyło otwartych granic, weszliśmy do Unii Europejskiej, można żyć, pracować, rozwijać się wszędzie, czerpać z innych kultur. Gdzieś jest zalążek tej zmiany, wolności poglądów i zachowań, choć prawda też jest taka, że w Polsce wychowanie seksualne nadal nie istnieje.
A jak wyglądało twoje wychowanie seksualne w szkole?
Oglądaliśmy na tzw. WDŻ-cie filmy, na których kobieta i mężczyzna myją się w miskach. Nie mam zielonego pojęcia, czego miało mnie to nauczyć, bo na pewno nie seksualności. Może anatomii, ale ten temat poruszany był dogłębniej na biologii. (śmiech) Pani pokazała, co to jest podpaska, tampon, prezerwatywa, i dziękuje. Nie było mowy o różnych rodzajach antykoncepcji, wpływie antykoncepcji na ciało i organizm człowieka, o tym, że w seksie każdy ma prawo powiedzieć nie, zarówno mężczyzna jak i kobieta, o orientacjach seksualnych, o tym, że trzeba stawiać swoje granice, a przede wszystkim trzeba poznać swoje granice i potrzeby swojego ciała.
Masz bardzo odważne i konkretne poglądy. Myślę o twoim temperamencie i zastanawiam się, kogo ty byś chciała zagrać? Dostajesz role pięknych, atrakcyjnych i pożądanych przez mężczyzn kobiet, ale może marzysz o czymś zupełnie innym…?
Wyglądam jak wyglądam i to jest często mój największy problem w pracy. Jaki ty masz problem? Jesteś piękną kobietą! No właśnie! Często słyszałam: „Ona jest za ładna, by zagrać tę rolę”, „Ona jest zbyt kobieca, żeby zagrać tę rolę”, „Ona jest zbyt gruba, żeby zagrać tę rolę”. Bardzo często nie chodzi o umiejętności, tylko o wygląd aktorki. Kobiety, które są ładne, a moim rodzicom udało się zmajstrować wyjątkowo ciekawy egzemplarz (śmiech), mają dokładnie te same problemy, co kobiety, które powiedzmy społecznie uznaje się za „brzydsze”.
One wbrew pozorom też walczą z depresją, z uzależnieniami, z kompleksami. Mierzą się z samotnością i odrzuceniem. Tymczasem w polskim kinie, gdy masz do zagrania jakiś poważny problem, najlepiej wziąć aktorkę, która jest trochę hybrydą, trochę męskiej urody, trochę żeńskiej, najlepiej bardzo chuda. Wtedy to jest to! Wydaje mi się, że świat jednak tak nie działa. Ja mam wrażenie, że jest dokładnie odwrotnie.
Ostatnia akcja na Instagramie związana z depresją uświadomiła nam, że za pięknymi zdjęciami pięknych ludzi stoją bardzo poważne problemy, depresja, lęk, brak samoakceptacji itp. Piękni ludzie cierpią podobnie jak Ci „brzydsi”. Mam wrażenie, że w kinie czy serialu idziemy zwykle po najmniejszej linii oporu…
Dokładnie – żeby było łatwiej, żeby było gotowe. Podobnie jest z szukaniem aktorów. „Zagrała dwie główne role, to trzecią też da radę”. „Ta jest mało znana? Wypadła świetnie na castingu, ale weźmy jakąś gwiazdę”. Akcja, o której wspominasz, była związana z Dniem Walki z Depresją i bardzo mi się podobała. Kobiety, ale również mężczyźni, wrzucali zdjęcia, na których wyglądali fantastycznie, a pod zdjęciem pisano: „Tego dnia zażyłem tyle leków, żeby się uspokoić, mam napady lękowe, choruję na depresję…” To są prawdziwe tematy tabu.
Gdy ktoś widzi zadbanego, ładnego człowieka, który spełnia się zawodowo, myślimy, że on jest wielkim szczęściarzem w życiu. Tymczasem każde życie jest bardzo skomplikowane, a problemy drugiego człowieka trudne są do zauważenia przez szklany ekran telefonu, komputera czy telewizji. Kino powinno przełamywać te stereotypy a nie je umacniać.
Tymczasem ostatnie badania socjologiczne pokazały, że wiele polskich dziewczynek marzy o karierze w social mediach…
To bardzo trudna robota. Jeśli ktoś myśli, że to jest tylko i wyłącznie cykanie zdjęć, to jest w błędzie. Myślę, że niezależnie od tego o jakim życiu marzysz, ważne byś wierzyła w siebie i była uparta!
To jest twoja rada dla młodych dziewczyn, które marzą o takiej karierze jak twoja?
Pewnie jedna z wielu. Oprócz tego trzeba mocno filtrować wszystko to, co inni ludzie mówią czy piszą o tobie. Niestety żyjemy w czasach, gdzie mając lat 20, szukając pracy, człowiek powinien znać 15 języków, mieć 18 fakultetów i skończyć 30 kierunków studiów, a to jest po prostu niemożliwe. Jeżeli przestaniemy nakładać na siebie taką presję, będziemy żyć zgodnie ze swoimi marzeniami, znajdziemy swoje mocne strony i będziemy się ich trzymali, wtedy damy sobie radę. Ja tak żyję i wiem, że tak można. Nie ulegajmy opinii innych, bo my najlepiej wiemy, co jest nam potrzebne.
Niebawem będziesz świętować 30-te urodziny. Masz listę rzeczy, które powinnaś zrobić przed 30-tką? (śmiech)
Urodziny we wrześniu. Powiem ci, że te wszystkie rzeczy z dzieciństwa już odhaczyłam. A co tam było na liście? Żeby podróżować po świecie, mieć pracę i być niezależną, ale też kilka takich typowych dziecięcych marzeń – mąż, dom, dzieci. Wszystko wskazuje na to, że to ostatnie również „odhaczysz” przed 30-tką! (śmiech) Trzymaj za mnie mocno kciuki! Na liście było jeszcze posiadanie własnego mieszkania. Właśnie je kupiłam, sama za własne zarobione pieniądze, z czego jestem bardzo dumna! Przez te trzy dekady wydarzyło się wiele fantastycznych rzeczy w moim życiu i niczego nie żałuję. Odhaczyłam większość tego, co miałam na liście, a teraz musimy zaplanować „co dalej”. (śmiech) Nie powiem mam kilka pomysłów… (śmiech)
A plany zawodowe? Pracujesz na planie czy głównie odpoczywasz i przygotowujesz się do nowej, ważnej życiowej roli?
Nadal gram w serialach – „Tatuśkowie” i „Zakochani po uszy”. Te dwie przygody niebawem kończę i skupiam się na życiu prywatnym.
Wspominałaś o babciach – petardach. Wiesz, że podobno najwięcej genów mamy w sobie po swoich dziadkach, czyli uaktywniają się co drugie pokolenie?
Jeśli to prawda, to będzie ciekawie! Moje babcie przeszły naprawdę wiele. Są niesamowicie silnymi i wyjątkowymi kobietami. Przede wszystkim, mimo wielu przeciwności, szanowały same siebie i to jest w życiu najważniejsze. Tego się w życiu trzymajmy moje drogie.
Zatem wszystkiego dobrego na nowej drodze życia. Jako mama dwójki dzieci powiem, że momentami jest ciężko, ale naprawdę warto!
Warto, nie?
Oj, warto!
1 z 3
Anna Karczmarczyk
2 z 3
Anna Karczmarczyk
3 z 3
Anna Karczmarczyk