Reklama

Lubi trzymać się z boku, choć – jak zapewnia – od ludzi nie stroni. Pod koniec marca wydał nową płytę. Nagrał ją wspólnie z Sewerynem Krajewskim.

Reklama
Czego się nauczyłeś dzięki pracy z legendą?

Andrzej Piaseczny: Tego, że nie ma między ludźmi takiej różnicy wieku, która uniemożliwiałaby porozumienie. Seweryn to piękny przykład człowieka wielkiego, który pozostał skromny i w pewien sposób nieśmiały. Po prostu zwyczajny. To jednocześnie kopalnia ciekawych opowieści i anegdot. Jestem przeszczęśliwy, że mogłem z nim nagrać „Spis rzeczy ulubionych”.

Masz taki spis w domu?

Andrzej Piaseczny: Jest ich tak dużo, że trudno byłoby je ogarnąć. Jestem rupieciarzem. Ściągam pod moje strzechy mnóstwo przypadkowych rzeczy, które darzę sentymentem. Kiedyś, na przykład, wykopałem pod moim domem łyżeczkę, która pamięta chyba czasy zaborów. U mnie często jest bałagan. Upycham wszystko po kątach, a kiedy trzeba, zwalam także centralnie.

Mieszkasz na wsi, masz dużo miejsca...

Andrzej Piaseczny: Jest mi tam dobrze. Mam obok pole, las, góry i własnoręcznie posadzone rośliny. A przede wszystkim, spokój. To miejsce pozornie typowe, ale wyjątkowe.

Co w nim takiego wyjątkowego?

Andrzej Piaseczny: Choćby to, że gdy stoję na tarasie, to mam widok na okolicę, w której – pięć kilometrów dalej – mieszkał Henryk Sienkiewicz, a z drugiej strony urodził się Stefan Żeromski.

Jak tu nie oddychać pełnią życia?

Andrzej Piaseczny: Na imprezach nie bywasz, w telewizji widać cię rzadko. Jedno jest pewne – do stada cię nie ciągnie. Zależy, co to za stado. Czy ogierów w Janowie Podlaskim, z których każdy kosztuje 2 miliony dolarów, czy niezwykłych koników-garbusków. Wolę te drugie, są wśród nich fajniejsi ludzie. I jestem bardzo stadny mam wielu przyjaciół. Tylko nie w tych miejscach, w których wypada się pokazać.

Swego czasu głośno było o tym, że trochę wstydzisz się Pionek, swojej rodzinnej miejscowości. Jak to się ma do koników-garbusków?

Andrzej Piaseczny: Wobec pewnych legend można tylko rozłożyć ręce. Nigdy nie wstydziłem się tego, że urodziłem się i wychowałem w Pionkach. Ktoś kiedyś napisał, że studiowałem w Kielcach, więc inny „kompetentny” dziennikarz wysnuł wniosek, że musiałem się też w Kielcach urodzić. I fama poszła. Nagle wszyscy zaczęli mówić, że wstydzę się swego pochodzenia. Dziś mogę się z tego śmiać, ale wtedy zrobiła się lawina nie do opanowania. Zupełnie przeze mnie nie zawiniona! W takich małych społecznościach jak Pionki wystarczy iskierka, by doszło do wybuchu. Na szczęście na koncercie, który tam zagrałem, wyjaśniłem sytuację i dziś już nikt nie jest tam na mnie obrażony.

Andrzeju, a czy ty przypadkiem nie obraziłeś się na show-biznes?

Andrzej Piaseczny: A w jakim ja show-biznesie biorę udział?

Wydajesz płyty, koncertujesz. Udzielasz wywiadów.

Andrzej Piaseczny: Zwróć uwagę, że robię to, by wypromować płytę. Pogadam z paroma osobami, wpadnę do kilku programów, a potem wracam do swojego lasu. Nie należę do osób, które czerpią przyjemność z bywania na bankietach.

Jak wygląda twój zwykły dzień?

Andrzej Piaseczny: Moje dni są niepowtarzalne... Jestem śpiochem, więc jeśli ktoś zadzwoni do mnie przed dziesiątą, usłyszy niewybredną wiązkę.

Nadal mieszkasz sam?

Andrzej Piaseczny: Mam trzy psy, są dość absorbujące. Mówię to trochę żartobliwie, ale póki co w naszym kraju nie ma obowiązku mieszkania z kimś, prawda?

Nie boisz się samotności?

Andrzej Piaseczny: Zacząłem dostrzegać potrzebę długotrwałego związku i na szczęście w tej chwili nie jestem człowiekiem samotnym. Mam nadzieję, że tak już zostanie. Zresztą, trzeba żyć, a nie tylko myśleć o tym, co będzie.

Reklama

Sylwetka gwiazdy: Andrzej Piaseczny

Reklama
Reklama
Reklama