Reklama
Gra pan w serialu, teatrze, prowadzi program w radiu. A w domu czeka maleńki synek. Jest pan dla niego niedzielnym tatą?

ANDRZEJ NEJMAN: Właśnie że nie. Dowodem jest mój udział w kampanii społecznej "Partnerska rodzina". Akcja ma uświadomić, że mężczyzna to nie tylko człowiek od przynoszenia pieniędzy, a ojciec to nie jakiś odległy autorytet, którym mama straszy. To ktoś, kto uczestniczy w zajęciach domowych. Pomaga żonie, aby w wolnym czasie mogła zrobić coś dla siebie: rozwijać się, być piękna, mądra. Jeśli wstawimy swoją kobietę między gary a pieluchy, strzelimy gola do własnej bramki. Nie będzie mogła czerpać z życia, jak kwiat, który nie jest podlewany, i przestanie nas interesować.

Reklama
To dość rewolucyjne poglądy...

ANDRZEJ NEJMAN: O nie, wystarczy pójść do parku i zobaczyć, ilu tam jest facetów z wózkami. Ja też tak spaceruję - co prawda nie po parku, ale po wsi.

A chodzi pan rano po bułki?

ANDRZEJ NEJMAN: Rano zazwyczaj pędzę do pracy. A w ogóle zakupy to okazja dla matki karmiącej, żeby wyrwać się z domu. Toteż na większe sprawunki jeździmy razem lub żona jedzie sama, a ja zostaję w domu i opiekuję się dzieckiem.

Czy aktorstwo zmieniło pana charakter?

ANDRZEJ NEJMAN: Wciąż mam te same marzenia i cele, tylko możliwości się zmieniają. Zawsze chciałem mieć rodzinę, piękny dom w pobliżu wielkiego miasta. A jednocześnie kocham naturę. Jeżdżę konno, mam swoją kobyłę, psa, dwa koty. Może na starość przeprowadzę się w Bieszczady, będę hodował konie i bujał się w fotelu, wspominając piękne chwile.

Na razie ma pan bardzo napięty grafik. Nie boi się pan, że przegapi coś ważnego w natłoku zajęć?

ANDRZEJ NEJMAN: Cały czas się tego boję, ale na szczęście kocham swoją pracę. Dajmy na to chciałbym pójść na wódkę z kolegami, ale nie mogę, bo następnego dnia o siódmej rano mam zdjęcia. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że gdybym imprezował, zamiast pracować, to pewne moje projekty zawodowe po prostu by się rozmyły, a tego nie chcę. Staram się tylko dbać o to, żeby poświęcać odpowiednią ilość czasu rodzinie. Jeśli muszę z czegoś rezygnować, to czasami skracam sobie sen. Ale wtedy nie czuję się komfortowo, bo gdy nie prześpię co najmniej siedmiu godzin, to jestem nieprzytomny. Żadna kawa mi nie pomoże.

Czy marzy pan o osiągnięciu sukcesu?

ANDRZEJ NEJMAN: Jak każdy artysta. Ale zmieniły mi się priorytety. Na początku sukcesem było pojawianie się w kolorowej prasie, rozdawanie autografów. Dla mnie, gościa z małego miasta, to było coś. Lecz już to mam i teraz może być lepiej. Dziś wiem, że sukces jest przede wszystkim środkiem do dalszego rozwoju. Aktor, który go odniósł, ma mnóstwo możliwości pracy, spełniania się. Nie musi przyjmować wszystkich propozycji, aby utrzymać rodzinę. Marzę o pracy w filmie. Ale akurat tak się układa moja kariera - w związku z pracą w "Złotopolskich" - że ten serial przygasił inne propozycje.

Dlatego właśnie zajął się pan produkcją filmów?

ANDRZEJ NEJMAN: Produkuję filmy na zlecenie, może już nie dokumentalne, ale to jeszcze nie fabuła. Kończę zdjęcia do teledysku, jako producent i reżyser. Piszę scenariusz do filmu offowego, gdzie moi przyjaciele zagrają za darmo. Potem podzielimy się potencjalnymi zyskami. Mnóstwo artystów w świecie tak zaczynało, tylko że na Zachodzie kino offowe ma taki budżet jak u nas wielkie produkcje. Gdybym 10 lat grał w serialu niemieckim, zastanawiałbym się, czy jeździć ferrari, czy lamborghini, a mam samochód w leasingu.

Trzeba cieszyć się i z tego.

ANDRZEJ NEJMAN: Oczywiście, nie mam prawa narzekać. Cieszę się, że mam dom pod Warszawą. To, że na kredyt, nie ma znaczenia. Skoro bank wierzy, że zarobię, to ja też. Jestem optymistą.

Rola Waldka przyniosła panu popularność, teraz czas na "mocną", wyrazistą rolę. To chyba kwestia czasu, bo lubi pan wyzwania...

ANDRZEJ NEJMAN: Rzeczywiście, kojarzony jestem z Waldkiem Złotopolskim, raczej jednowymiarową postacią. Natomiast prywatnie uwielbiam wyzwania: życiowe i aktorskie. Sporty ekstremalne, jazdę konną, nurkowanie, a także wyzwania paraestradowe: "Taniec z gwiazdami", "Jak oni śpiewają", itp. Przede wszystkim jednak pracuję w Teatrze Kwadrat. Teatr ma swoją magię, nie szufladkuje aktorów. W sztuce, którą właśnie skończyliśmy, gram geja. To ciekawe doświadczenie aktorskie. Goszczę też na deskach Teatru Komedia w roli miłośnika opery, który śpiewa arie, więc i ja muszę śpiewać.

A "mocna" rola?

ANDRZEJ NEJMAN: Bardzo by mi się przydała, dlatego popracuję nad tym. Będę kończył "Złotopolskich", trzeba iść dalej. Zrobię wszystko, żeby widzowie o mnie nie zapomnieli. Marzę o kinie, choć wiem, że przez grę w serialu będę miał okres karencji. Chcę podkreślić, że jeśli coś stracę, to będzie efekt mojej decyzji, nikt mi nie dziękuje za współpracę. Nie chciałbym zapeszyć, ale mam nadzieję podejmować mądre decyzje.

Jedną z nich jest chyba prowadzenie własnego programu w radiu.

ANDRZEJ NEJMAN: Emitowany jest w "Trójce", w piątki, od godz. 15 do 16. Zrobiliśmy już około 50 wydań. Z tych materiałów wraz z kolegami chcemy zrobić kabaret pod nazwą KOZA - Komitet Organizacyjny Zwalczania Apatii. Zamierzamy jeździć po Polsce, a jeśli się to spodoba na żywo - może nawet do Niemiec zajrzymy i dalej. Bardzo bym tego chciał.

Reklama

Andrzej Nejman

Pochodzi z Włocławka. Już jako 8-latek wystąpił w filmie "Rozalka Olaboga". Absolwent warszawskiej Akademii Teatralnej. Aktor stołecznego Teatru Kwadrat. Kinomani znają go m.in. z Poranka kojota, Sposobu na Alcybiadesa, Szamanki. Ma żonę Magdalenę i 7-miesięcznego synka Kubusia.
Sylwetka gwiazdy : Andrzej Nejman

Reklama
Reklama
Reklama