Alfabet miłości. Romans
Z romansem jest jak z czerwonymi koralami – tłumaczy przyjaciółce jedna z moich ulubionych antybohaterek, Czesława Pyton. Najpiękniej wyglądają na obrazach i w cudzych opowieściach. Za to w prawdziwym życiu tracą połowę magii. Choć nie tego oczekiwałaś. Ich czerwień miała ubarwiać rzeczywistość, a tylko podkreśla jej szarzyznę. Zbyt suto zdobiony sznur uwiera, nie tylko twoją szyję.
- Izabela Sowa, glamour
Odważne korale przyciągają wzrok, przez co trudno się odprężyć, nawet w lesie. Znowu skromne paciorki wstyd zakładać od święta. A przecież po to je nosisz: by zamienić zwykły wtorek w niedzielę. Przy tym trudno utrafić z ilością. Jeśli ograniczysz się do jednego sznura, przeceniasz jego wartość. Jeśli masz ich zbyt wiele, traktujesz z lekceważeniem. Jeśli nie masz żadnego, to ci żal.... Więc może warto się szarpnąć na jakiś? – zastanawia się kumpela Cześki, Karina. I zaraz zafundować sobie następny sznur – dodaje Czesława. Żeby wiedzieć, że to tylko czerwone korale, nic więcej. A gdzie tu romantyzm? Gdzie namiętność i bajkowe motyle w brzuchu? Moim zdaniem romans ma tyle wspólnego z romantyzmem, co radamer z radością. Co prawda, zdarzają się smakosze, których łatwo uszczęśliwić deską wykwintnych serów. Ale większość z nas ma po zjedzeniu sporego kawałka dziwny niesmak w ustach.