Reklama
Wygląda na to, że po urlopie macierzyńskim na dobre wróciła pani do pracy.

AGNIESZKA WARCHULSKA: Wróciłam już w zeszłym roku, kiedy mój syn Jaś skończył cztery miesiące. Teraz dołączyłam do serialu "M jak Miłość". Bardzo się cieszę z tej propozycji. Alicja to fajna babka. Kolorowa, elegancka, świadoma swojej wartości. Dobrze się ją gra.

Reklama
Kto opiekuje się Jasiem kiedy pani pracuje?

AGNIESZKA WARCHULSKA: Staramy się z mężem tak ustawiać życie zawodowe, żeby zajmować się synkiem na zmianę. Możemy także liczyć na moich wspaniałych teściów, którzy zostawili swoje życie w Białymstoku i przyjechali pomagać nam w Warszawie. Mama mojego męża powiedziała, że zostanie z nami do momentu, kiedy Jaś będzie dobrze mówił, żeby mógł się poskarżyć, gdy ktoś będzie mu robił krzywdę. To bardzo piękne słowa. Życzę każdej synowej, żeby miała takich teściów. Jestem im bardzo wdzięczna za wszystko, co dla nas robią. Cenię sobie zwłaszcza rady teściowej, bo to niezwykle doświadczona kobieta.

Jaś jest pogodnym dzieckiem?

AGNIESZKA WARCHULSKA: Powiedzmy, że nie jest dzieckiem zamkniętym w sobie. Nie brakuje mu energii, jest bardzo żywy.

Czyta mu pani bajki?

AGNIESZKA WARCHULSKA: Lubi, jak mu śpiewam kołysanki, na przykład "Na Wojtusia z popielnika". Czasami opowiadam mu historie, które sama wymyślam. Ale najczęściej oglądamy książeczki dla dzieci. Na razie jest jeszcze mały, więc pokazuje paluszkiem różne zwierzątka i cały czas mówi: kotek. Zależy mi na tym, aby wychować dziecko, które czyta, a nie tylko siedzi w Internecie. Na szczęście mamy w domu dużo książek, bo sporo z Przemkiem czytamy, więc Jaś będzie miał z kogo brać przykład.

Pani mąż, Przemysław Sadowski, wydaje się wyjątkowo rozsądny i odpowiedzialny.

AGNIESZKA WARCHULSKA: Jest również dobrym człowiekiem. Mówić o kimś, że jest dobry, to dziś niemodne, ale on taki jest. Często dostaje po głowie w sprawach zawodowych, bo nie umie walczyć o swoje. To ja go tego uczę. On z kolei uczy mnie większej tolerancji i otwartości. To naprawdę świetny facet i nie chwalę go dlatego, że jest moim mężem. Przekonałam się o tym, jak kręciliśmy "Pierwszy milion", na długo zanim zdecydowaliśmy się być razem.

Jednym słowem, ma pani oparcie w mężu, mimo że on również jest aktorem?

AGNIESZKA WARCHULSKA: Na pewno pozytywnie wpływamy na siebie. To rodzice mnie nauczyli, że rodzina jest najważniejsza i zawsze da mi oparcie. W moim rodzinnym domu było różnie: zdarzały się awantury w stylu włoskim i ucieczki, ale gdzieś miałam zakodowane, że są ludzie, którzy mnie kochają bezwarunkowo i zawsze mi pomogą. To mi dało siłę i nauczyło, że o rodzinę trzeba dbać.

Niektórzy twierdzą, że dwoje artystów pod jednym dachem to o jednego za dużo.

AGNIESZKA WARCHULSKA: Wszystko zależy od ludzi. Jeśli napięcia z pracy przynosi się do domu, to nie może się dobrze skończyć. Bywamy w różnych sytuacjach zawodowych i na różnych etapach pracy - na przykład to z nas, które jest przed premierą, wymaga w domu, nazwijmy to, specjalnej troski. Nie można też dopuścić, żeby w uczucia wkradła się zawodowa zawiść. Przecież często się zdarza, że raz jedno jest na topie, raz drugie. Bycie na topie wymaga ciągłej gotowości.

Ile pije pani dziennie "małych czarnych"?

AGNIESZKA WARCHULSKA: Minimum trzy. Najbardziej lubię mocne espresso. Czasami, wyjątkowo, jak mnie najdzie ochota na coś słodkiego, piję kawę latte.

A inne słodkości?

AGNIESZKA WARCHULSKA: Ze słodyczy najbardziej lubię śledzie. Jestem wytrawna. Wolę whisky i czerwone wino.

To prawda, że kolekcjonuje pani buty?

AGNIESZKA WARCHULSKA: O, Boże! Kiedyś powiedziałam w wywiadzie, że bardzo lubię buty, a teraz czytam komentarze, że jestem prawie jak żona prezydenta Filipin Imelda Marcos, która miała ich aż 150 par! To nie tak, dementuję te plotki. Nieprawdą jest, że mam niesamowitą kolekcję butów. Ja w ogóle nie lubię zakupów! Nie muszę być na czasie z modą, nie śledzę kolorowych pism, ubieram się tak, jak chcę. A na buty i torebki zwracam po prostu większą uwagę. Rzeczywiście je kupuję, ale to rodzaj zabawy, która nie ma nic wspólnego z pasją.

Za to na pewno pani pasją jest fotografia.

AGNIESZKA WARCHULSKA: Bardzo lubię robić zdjęcia, zwłaszcza na wakacjach. Uważam, że to najlepsza pamiątka. Oglądając fotografie, można wrócić pamięcią do wyjazdu i przypomnieć sobie, jak było fantastycznie.

Inną pani pasją jest nurkowanie. Kiedy ostatni raz schodziła pani pod wodę?

AGNIESZKA WARCHULSKA: Niestety, dawno. Nie nurkowałam od czasu, kiedy zaszłam w ciążę. Mam nadzieję, że jak trochę odchowamy Jaśka, to do tego wrócę.

Jaki jest pani rekord głębokości nurkowania?

AGNIESZKA WARCHULSKA: 40 metrów. Na tyle pozwala mi licencja, którą posiadam.

Nurkowała pani z mężem?

AGNIESZKA WARCHULSKA: Tak i muszę przyznać, że to były dla mnie trudne chwile, bo miałam ogromne poczucie odpowiedzialności. Ale też bardzo się cieszyłam, bo fantastycznie jest dzielić swoje pasje z najbliższymi.

Nie boi się pani nurkować?

AGNIESZKA WARCHULSKA: Strasznie się boję i są momenty, że aż mnie zatyka. Ale panuję nad tym, bo wrażenia, które dostaję w zamian, są bajeczne. Nurkowanie to dla mnie potworna walka, ponieważ mam klaustrofobię. Co prawda mogę wejść do windy, ale kłopoty zaczynają się, kiedy się w niej zatrzasnę. Kiedyś siedziałam 20 minut w metrze, bo była awaria, i źle się poczułam. Staram się przełamywać słabość. W Egipcie weszłam do piramidy 400-metrowym korytarzem, który miał średnicę niewiele większą niż metr. To było duże osiągniecie. Wyszłam półprzytomna, myślałam, że dostanę zawału, tak mi łomotało serce.

Ma pani jeszcze inne lęki?

AGNIESZKA WARCHULSKA: Nie miałam do momentu wypadku w górach. Jako 17-latka odpadłam od ściany i cudem nie runęłam w przepaść. Życie uratował mi wypakowany po brzegi ogromny plecak. Wszystko, co w nim było - termos, aparat fotograficzny i inne rzeczy - roztrzaskały się w drobny mak. Od tamtej pory chodzę w góry, ale już się nie wspinam.

W jakich to było górach?

AGNIESZKA WARCHULSKA: Na Kaukazie.

Rodzice puścili licealistkę na Kaukaz?!

AGNIESZKA WARCHULSKA: Walczyli, żebym nie jechała, ale nie zawsze byli w stanie mnie przekonać i odwieść od pomysłów na życie. Wtedy też im się to nie udało.

Wróćmy do "M jak Miłość". Pewnie - wraz z pojawieniem się Alicji - zacznie się zamieszanie...

AGNIESZKA WARCHULSKA: Alicja popadnie w konflikt z Grażyną, którą gra Bożena Stachura, i wróci do przyjaźni z Hanką (Małgorzata Kożuchowska). A na pytanie, kto jest właścicielem przetwórni, odpowie: ja! Peter (Radosław Pazura) zniknie, a ona znowu przejmie stery w firmie. Będzie się dużo działo! Jak ją przyjmie Hanka? ? Alicja będzie musiała tłumaczyć ludziom, że ma dobre intencje, bo będą patrzeć na nią podejrzliwie. Hanka też jej do końca nie zaufa. Połączą je dopiero problemy.

A jak na powrót Alicji zareaguje Simona?

AGNIESZKA WARCHULSKA: Ona jest bardzo zżyta z Mostowiakami i nawet zadeklaruje się, że będzie dla nich szpiegowała Alicję. Ale z drugiej strony lubi spędzać czas z moją bohaterką. Będzie więc trochę rozdarta emocjonalnie.

Uda się Alicji oczyścić niezdrową atmosferę wokół przetwórni?

AGNIESZKA WARCHULSKA: Spróbuje. Poza tym wplącze się w romans. Nic więcej nie opowiem, proszę oglądać serial.

Reklama

Agnieszka Warchulska

Pochodzi z Ostrowca Świętokrzyskiego. Jest absolwentką Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. Była aktorką Teatru Ateneum. Występowała w Teatrach Na Woli i Komedia. Znana m.in. z seriali "Sfora" i "M jak Miłość". Ostatnio z "Pogody na piątek" i "Dlaczego nie!" W grudniu 2005 r. urodziła syna.

Reklama
Reklama
Reklama