Reklama

– W moich stronach młodzież latem zarobkowała i było to naturalne. Pierwszą pracę miałam w dziale mięsnym w rodzinnych Sorkwitach. Całe wakacje podawałam wędliny, a gdy było trzeba, rąbałam żeberka toporkiem na pieńku – wspomina Agnieszka. – Miałam 14 lat. Odciążałam rodziców, dorabiając do kieszonkowego. Podobnie pracowała siostra. W liceum w wakacje byłam kelnerką w restauracji tuż nad jeziorem. Piękne miejsce, tłumy klientów. Jedli u nas np. tancerze biorący udział w „Tańcu z gwiazdami”. Tak zakolegowałam się z Krzyśkiem Hulbojem. Ta znajomość trwa już 15 lat! W wakacje przed maturą zastanawiałam się, czy zarobione pieniądze przeznaczyć na studniówkową sukienkę, czy na wyjazd do Niemiec do cioci. Ostatecznie sukienkę pożyczyłam, a pieniądze wydałam na podróż.
Odkładałam na rzeczy praktyczne, np. buty na zimę. Tak zostałam wychowana. Bez fanaberii. Kelnerowanie to była ciężka praca. W sezonie odwiedzało nas mnóstwo gości. Była to jedyna restauracja w okolicy, a ja byłam w niej jedyną kelnerką! Ludzie czekali w kolejce na wolny stolik. Mimo że czasem padałam ze zmęczenia, lubiłam tę pracę. Od tamtej pory w jakiejkolwiek restauracji jestem, zostawiam napiwek – śmieje się Agnieszka. Po maturze Agnieszka zamieszkała w Olszynie, tam uczyła się w studium teatralnym. – Pracowałam w knajpce studenckiej – opowiada. – Zmywałam naczynia, czyściłam popielniczki. Najczęściej moja doba wyglądała tak: zajęcia i próby w szkolnym teatrze trwały do północy. Po nich pracowałam w pubie do 3–4 rano. Na 8 biegłam znów do szkoły.
W czasach studium zdarzyła mi się najprzyjemniejsza wakacyjna fucha. Przez miesiąc pływałam żaglówką po mazurskich jeziorach, pod banderą pewnej firmy. Była to forma reklamy. Wieczorem cumowaliśmy w marinie i robiliśmy dla turystów konkursy. Miałam miesiąc superwakacji, za które jeszcze mi płacono. Ale w ramach tamtego kontraktu były też inne zajęcia, np. rozdawanie ulotek i gadżetów.
Z dyplomem w kieszeni Agnieszka ruszyła na podbój stolicy. – Zaczepiłam się jako opiekunka. Zajmowałam się półtoraroczną Zuzią i 82-latką. Starszej pani sprzątałam w domu, robiłam zakupy. Z sentymentem wspominam tamte lata. Jako niania pracowałam nawet wtedy, gdy zostałam aktorką Teatru Współczesnego. Za pensję z etatu, kiedy jeszcze mało grałam, ciężko było się utrzymać. Nianią byłam także po pierwszych rolach w serialach, chociaż wówczas stałam się już rozpoznawalna. Nie miałam z tym problemu. To kwestia charakteru i wychowania.
Mam wiele pokory wobec życia. Rodzice przywiązywali wagę do pracy. Ja, siostra i brat wiedzieliśmy, że wszelkie przyjemności są dostępne, ale po odrobionych lekcjach. Od dziecka byliśmy uczeni sprzątać po sobie. Na pewne rzeczy trzeba było zasłużyć, nie było rozpieszczania. Mam szacunek do każdej pracy, bo pamiętam, że sama kiedyś sprzedawałam kiełbasę. I dziś wiem, że cokolwiek by się wydarzyło, poradzę sobie – puentuje aktorka.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama