Reklama

Lepiej pracuje się z kimś, komu ufasz, kto naprawdę będzie dbał o ciebie, a nie traktował jak maszynkę do zarabiania pieniędzy i wszędzie cię sprzeda, wciśnie, a bywa że tak postępują agenci. Ale gdyby ktoś mnie zapytał, czy warto pracować razem, to powiedziałabym, że generalnie nie – wyznaje Agnieszka. – Po co do tarć codzienności dodawać jeszcze te zawodowe? Przez te lata były momenty, że miałam wszystkiego dosyć. Wynikało to ze zmęczenia. Wtedy wyjeżdżałam na 2 dni. W naszej sytuacji było to jedyne rozwiązanie. Przy charakterze pracy Pacala mieliśmy do wyboru: albo długie rozłąki, albo docieranie się podczas wspólnych podróży. Bycie agentką ma też inny bonus. Zawsze pracowałam w korporacjach, a tu po raz pierwszy nie mam nad sobą szefa i sztywnego grafiku. Nie muszę się nikomu spowiadać. To cudowna wolność. Najważniejsze było, że wreszcie mogłam sama decydować, jak mąż pracuje. Przy okazji mieliśmy mnóstwo śmiesznych, niezapomnianych momentów. Jakieś spóźnienia, bo śnieżyca na drodze. Wiele czasu spędziliśmy w samochodzie. Długo ukrywali, że łączą ich nie tylko kwestie zawodowe. – Ktoś dzwonił do mnie, ja odsyłałem „do mojej agentki, pani Mielczarek, ale za godzinę albo jutro, bo teraz zajęta”, a siedzieliśmy obok siebie na kanapie np. oglądając film. Po minucie rozdzwaniał się telefon Agi.
O tym, że są parą, zaczęli napomykać, gdy Agnieszka była w ciąży. – Mamy identyczne podejście do kwestii bycia w mediach, chronienia prywatnego życia. Są rzeczy, które trzeba zachować tylko dla siebie. Wiem, że Aga nas nie sprzeda – mówi Pascal. – Dzwonią telewizje śniadaniowe, kolorowe magazyny z prośbami, abyśmy pokazali swoje prywatne życie, salon, sypialnię. Chcieli nawet przyjść do szpitala, gdy urodził się Leo. Aga zawsze twardo odmawia. Wszystkie decyzje podejmują razem. – Szanuję zdanie Pascala, to on w naszym związku płaci najwyższą cenę, bo stracił część prywatności – podkreśla Agnieszka. – Jego widać, mnie nie. Jeśli więc – mimo moich sensownych argumentów – on czegoś nie chce, nie naciskam.
Zanim zaczęli pracować razem, przez miesiąc Pascal pracował z innym menedżerem. – Nie miałem jeszcze doświadczenia z mediami. Szybko wyciągnąłem wniosek, że trzeba się chronić. Tymczasem agencje kierują się najczęściej mottem: im więcej ciebie, tym lepiej! Kiedy sprawy zawodowe przejęła Aga, przestrzegano nas: zobaczycie, to nie będzie proste. Nie jest. Ale my robiliśmy swoje i to fenomenalnie się sprawdziło. Znam swoją żoną, wiem, jak rozmawia z klientem. Doskonale radzi sobie w każdej sytuacji. – Mamy bardzo mocne charaktery – uśmiecha się Agnieszka. – Żaden zawodowy menedżer nie ujarzmi Pascala, który nie zrobiłby wszystkiego, czego ten by od niego wymagał. – Aga również potrafi być twarda – dodaje Pascal. – Bywały spotkania biznesowe, gdzie tą miłą osobą byłem właśnie ja. Agnieszka wyjaśnia: – Czasem muszę, bo jako menedżer dbam o komfort jego pracy, o to, czy przestrzegane są warunki kontraktu. Trzeba wyegzekwować swoje potrzeby. Zdarzyło się, że niesolidna agencja, która zamawiała Pascala, nie wywiązała się ze swoich zadań wynikających z umowy – nie zorganizowała miejsca pracy dla ludzi gotujących z Pascalem i to on musiał ratować sytuację. W końcu klient był zadowolony, a Pascal umordowany. – Dajesz palec, biorą rękę – podsumowuje Pascal. – Klient dzwoni, ustalamy w kalendarzu termin, a potem rezygnuje, nawet nie uprzedzając nas o tym. Gdy teraz dzwoni telefon, już nie skaczemy z radości jak osiem lat temu. Jesteśmy ostrożni. Mamy zasadę: szanujemy klienta i tego wymagamy dla siebie.
Agnieszka najlepiej zna możliwości terminowe swego męża. Jego czas to poniekąd i jej czas. – Kiedy Pascal ma dwa dni wolne w domu, a dzwoni telefon z prośbą o wywiad albo przygotowanie imprezy, albo z prośbą „Moja żona ma urodziny, czy mógłby pan coś ugotować?”, grzecznie odmawiam. Bo to ukradłoby czas naszej rodzinie. – Lubię pracować, tak przecież zarabiam, ale nauczyliśmy się z Agą, że ważne są nie tylko pieniądze. Ważny jest też balans: dom – praca – potwierdza Pascal. – Był moment, że praca w naszym życiu przeważała. Aga była już wtedy w ciąży z Leo i nie mogła ze mną jeździć. Dziecko zmieniło i przewartościowało nasze podejście do życia. Nie wszędzie mogę być, bo to odbywałoby się kosztem Agi, Leo, a jest przecież także moja siostra, są rodzice, babcia. Ludzie czasem tego nie rozumieją. Już teraz wiem, co będę robił do czerwca przyszłego roku. Rok temu nagrywałem program kulinarny, jeżdżąc po świecie. i 10 miesięcy nie było mnie w domu. – Ja rozumiem Pascala, że ma dużo pracy, ale dziecko tego nie pojmuje. Dlatego terminy wszystkich zajęć, spotkań, sesji i wywiadów planujemy z myślą: OK, teraz zrobimy jedno po drugim, by później zrekompensować to sobie paroma tygodniami tylko dla siebie.
Ich wolne dni to zazwyczaj weekendy. – Nienaruszalne i tylko dla nas. Ta decyzja przyszła z czasem. Wtedy wystarczy siedzieć na kanapie, grać w karty, pójść do lasu na spacer, na rower, usiąść przy kominku. Gotujemy raz ja, raz Pascal. Kto ma czas, kto ma ochotę. Kuchnia polska i francuska. Prosta, zdrowa, niewymagająca. Uwielbiam gotować. Jedzenie jest ważne. Jestem weganką, ale szanuję to, że syn i Pascal chcą jeść mięso. Razem uczymy Leo, co jest zdrowe, a co nie. Co roku na dwa miesiące wakacji wyjeżdżają z Polski. Do Francji. Wcześniej rzucało nimi po innych kontynentach. Od kiedy Leo skończył 7 miesięcy, jeździ z rodzicami bardzo daleko. Teraz wybierają się do Tajlandii, tylko z plecakami. I cieszą się, że Pascala tam nikt nie zna. – Mogę być jak normalny człowiek – uśmiecha się. – Najważniejsza dla nas jest rodzina. Żyjemy w swoim tempie. Nie potrzebujemy mieć więcej, niż mamy teraz. – Dlatego na pytanie o prowadzenie własnej restauracji kręcą głowami. – O nie! Byłoby jeszcze gorzej. Pascal musiałby sprawdzać każdy talerz. Od świtu do nocy musiałby być na miejscu. Na wszystko przychodzi odpowiedni czas. Jesteśmy młodzi, chcemy pożyć. Teraz jest dobrze, jak jest.
Od kiedy przyszedł na świat Leo, Agnieszka nie towarzyszy mężowi w podróżach. – Nie ma już takiej potrzeby, a i wyjazdów jest mniej. Leo ma sześć lat. Zajmuję się więc sprawami Pascala, synkiem, domem, psami. Przyzwyczaiłam się, reszta to kwestia organizacji. Mało tego: wiem, że mogłabym robić jeszcze więcej! Miałam moment zmęczenia macierzyństwem, bo Leo przez 3 lata był ze mną w domu, zanim poszedł do przedszkola. Przez następny rok odreagowywałam, mniej pracując, tak byłam zmęczona. Potem odżyłam. Czasem są gorsze dni, czuję się samotna, gdy Pascal wyjedzie, ale nigdy nie narzekam. W zeszłym roku ja i Leo przeszliśmy ciężką grypę. Pascal był wtedy w Afryce, też z grypą. Wszyscy bliscy wyjechali na ferie zimowe. Ani dziadków, ani sąsiadów, prócz pani, która czasem u nas sprząta. Ona nas doglądała.
Mówią, że są duetem dwóch różnych temperamentów. – Pascal jest energetyczny, wybuchowy, bardzo spontaniczny. Ja jestem introwertyczką. Bardzo trudno mnie wyprowadzić z równowagi. – Zdarzają się jednak sytuacje, gdy ludzkie zachowanie wywołuje w nich zażenowanie. – Pascal gotował na imprezie dla megaklienta z branży telekomunikacyjnej. Byłam wtedy w widocznej ciąży, stałam niedaleko Pascala. A pani prezes, w stanie mocno wskazującym, niemal z biustem na wierzchu, włożyła fartuszek i kazała Pascalowi złożyć na nim autograf. Nie jestem zazdrosna, bo znam swoją wartość i ufamy sobie. Wiem, że jest wspaniały. – Aga jest jeszcze ładniejsza w środku niż na zewnątrz – komplementuje żonę Pascal. – Lubię jej kreatywność, upór, konsekwencję, zainteresowania. Jest niesamowitą mamą. Zaimponowało mi, że choć świetnie wykształcona, w wieku 37 lat zaczęła następne studia. Dla pasji. To nam obojgu było potrzebne. Wreszcie nasze rozmowy nie kręcą się tylko wokół mnie. – Nigdy nie chciałam być taką kobietą-hubą – szczerze dodaje Agnieszka. – Każdy z nas musi znaleźć własną przestrzeń. Ja już od szkoły średniej interesowałam się zdrowiem, zmianą na lepsze. To była moja pasja, którą wreszcie realizuję. Jestem na studiach podyplomowych przy Instytucie Happymore w Warszawie. Potem chcę się zająć coachingiem. Zawsze przejawiałam altruistyczną chęć pomagania innym. Chyba właśnie dlatego potrafię prowadzić sprawy Pascala, nie przeszkadzając w decyzjach, za to wspierając go. Przez te wszystkie lata po prostu mu pomagam.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama