Agnieszka Fitkau-Perepeczko
Simona z serialu "M jak Miłość" przyniosła jej ogromną popularność. Popularność, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczyła. Nie było jej 20 lat w Polsce, mieszkała i pracowała w Australii. Po powrocie dostała tę rolę i wie, że to cud, dar losu. AGNIESZKA FITKAU-PEREPECZKO uważa, że to jej drugi debiut. Jeszcze trudniejszy, bo w wieku dojrzałym.
- Gala
Stoimy na dworcu Gdynia Główna. Ludzie nieustannie zaczepiają Agnieszkę. Proszą o autografy, robią sobie z nią zdjęcia jak z białym misiem. Komentują jej zielone bojówki i wojskowy T-shirt z dużym dekoltem. Kobiety rozmawiają z nią o miłości, rozwodach, teściowych. Zwierzają się ze swoich kłopotów. A matka Stefana cierpliwie słucha.
GALA: Jak to jest być Simoną?
AGNIESZKA FITKAU-PEREPECZKO: Mogę powiedzieć z pełnym przekonaniem: Kocham cię, Simono. W moim czasem dobrym, czasem złym, a na pewno oryginalnym życiu los naszykował mi niespodziankę. Wierzę, że to moja nieżyjąca już mama steruje gdzieś z zaświatów moim życiem. Może to ona sprawiła, że Simona się pojawiła. Bo na żaden casting nigdy bym nie poszła. Zawsze paliłam zdjęcia próbne. Byłam niepewna i nieśmiała, drżałam wewnętrznie. Nie mogłam się wykazać. Tylko raz zdjęcia mi się udały, ale i tak nic z tego nie wyszło. Starałam się o rolę Zuckerowej w "Ziemi obiecanej" Andrzeja Wajdy. Daniel Olbrychski tak mi podgrywał, tak pomagał, że zdjęcia wypadły świetnie. Zmieniono koncepcję tej postaci i zdecydowano się na Kalinę Jędrusik.
GALA: Simona to twój powrót do aktorstwa.
A.F.-P.: Ja już zamknęłam drzwi za aktorstwem, zatrzasnęłam je. Po 11 latach pracy w teatrze Komedia przyszłam ostatni raz na przedstawienie. Znałam tam każdy kąt, zapach kurtyny, kurzu. Następnego dnia wyjeżdżałam do Australii. Wierzyłam, że ten wyjazd otworzy nowe perspektywy.
GALA: Rola w serialu to twój drugi debiut. Jak wyglądał pierwszy dzień zdjęciowy na planie "M jak Miłość"?
A.F.-P.: Bałam się. Myślałam: Będą patrzeć, co ta Perepeczkowa umie. W dodatku musiałam grać po niemiecku. Robiłam dobrą minę do złej gry. Na planie tłum ludzi, tysiące kabli, koledzy patrzą. Miałam trzęsionkę. Czułam się jak nowicjuszka, jakbym zapomniała, że mam za sobą szkołę aktorską, 11 lat pracy w teatrze, doświadczenia zawodowe. W pewnym momencie myślałam już, że powiem: Brzuch mnie strasznie boli, muszę iść do domu. Ale nagle wyszedł jakiś przystojniaczek i powiedział do mnie: "Cześć, mamo". To był Stefan Möller. "Cześć, synku, czy mógłbyś mi przeczytać te zdania po niemiecku, bo chcę sprawdzić, czy dobrze je wymawiam" - odpowiedziałam. "Zaczynamy" - usłyszałam. W imię Ojca i Syna, i Ducha! I poszło. Myślałam, że to będzie mała rólka. Niczego nie oczekiwałam. Wyjechałam do Australii. Dostałam SMS, że szukają mnie z filmu. Potem mailem przyszło 16 stron tekstu i wtedy zrozumiałam, że Simona zaczyna swoje życie.
GALA: Widzowie pokochali matkę Stefana. Ba, każdy chciałby mieć taką mamę!
A.F.-P.: Ludzie uśmiechają się do mnie na ulicy. To wiele znaczy, bo Polacy mają zazwyczaj usta zaciśnięte w nitkę i zły wyraz twarzy. Dożyłam czasów, kiedy dyskutowano na mój temat w internecie. Były różne głosy, np.: "Dosyć tej baby, niech wyjeżdża!". Przeważały jednak miłe opinie, jeden mężczyzna napisał nawet: "Simono, jesteś boska". I teraz, gdy słyszę od Marka, że jestem beznadziejna, protestuję: "Nie, Marku, jestem boska".
GALA: Cały czas potrzebujesz potwierdzenia?
A.F.-P.: Gdy pierwszego listopada kwestujemy na Powązkach, nigdy nie biorę puszki dla siebie. Trzymam Marka pod pachę. Asekuruję się w ten sposób, że jak razem zbierzemy, to nie będzie wiadomo, kto ile dostał. Niektórzy komentowali, że ciągle wygrzewam się w jego cieple. Potwierdzałam, bo to dobre nazwisko, zapracował na nie, jest znany. Miałam kompleks, bo w porównaniu z Markiem byłam osobą nieznaną. W czasie ostatniej kwesty ustawiała się do Marka kolejka. Marek już wyjmował pióro, żeby rozdać autografy, a tu słyszy: "Nie, my do matki Stefana". To są te małe przyjemności, które zapalają mi ogniki w oczach.
GALA: Marek ogląda twój serial?
A.F.-P.: Nie ogląda żadnych seriali, a przede wszystkim tych, w których sam występował, żeby mu nie mówić: "O, będę się modliła do twojej dawnej sylwetki". Wtedy słyszę: "Zgaś to". A ja lubię go oglądać jako Janosika. Czasami jednak mówi: "Wczoraj widziałem ten odcinek, fajnie ci idzie". To jest balsam na moje serce. Więc jednak oglądał! Marek jest skąpy w pochwałach. Ten skromny komplement był dla mnie najważniejszy. Widzisz, mam powody, żeby kochać Simonę.
GALA: Niezłe zamieszanie wywołałaś biustem Simony!
A.F.-P.: We mnie siedzi diabeł. Wystąpiłam bez stanika. I to niektórych oburzyło. Moja koleżanka zadzwoniła do mnie i zapytała, dlaczego gram nago. Bez przesady! Grałam w T-shircie i koszuli zamszowej. Powtarzam, że piersi muszą być przede wszystkim zdrowe. Nie ma się czego wstydzić. Nie trzeba pchać biustu w jakieś chomąta. Kobieta dojrzała, jak ja, może sobie hopsać w sportowym stroju. Kobiety powinny się ruszać, dbać o siebie, stosować odpowiednie diety.
GALA: Ale biust masz naprawdę niezły.
A.F.-P.: Lubię swoje piersi. Walczę z osobami, które uważają, że eksponowanie biustu jest be. Wystarczy otworzyć kanał o modzie, żeby zobaczyć zupełnie obnażone modelki. To nikogo nie gorszy. Przeciwniczki zapewne już krzyczą, że to młode dziewczyny i mogą się tak pokazywać. Ale moda się zmieniła. Kobiety dojrzałe nadążają za modą, chodzą sportowo ubrane. Nie mówię oczywiście o robieniu z siebie podlotka. Kobiety powinny być piękne i atrakcyjne niezależnie od wieku.
GALA: Ale wielu myśli, że kobieta dojrzała nie powinna być atrakcyjna. Lepiej, żeby schowała się w mysiej dziurze.
A.F.-P.: Tą moją Simoną też mogę powiedzieć, że życie po pięćdziesiątce się nie kończy. Nie turlamy się jeszcze w stronę cmentarza. Trzeba wstać z kanapy i zrobić to, co się nam podoba. Staram się to udowodnić. Najlepsze myśli przychodzą mi do głowy, kiedy sobie porządnie poćwiczę. Cały czas chodzi za mną idea Akademii babiego lata dla kobiet dojrzałych. Byłaby to sieć punktów, gdzie kobiety mogą pogadać i poćwiczyć. Gdzie byłby psychoterapeuta, kosmetyczka, lekarz... i ja. Tam nabierałoby się rozpędu do życia.
GALA: Nie wszystkie kobiety mają twoją urodę, energię i witalność. Bóg ci dał dużo.
A.F.-P.: Mam pozytywny stosunek do życia. Nie myślę ciągle o tym, że jesteśmy skazani na krótką wędrówkę po tym świecie. Mam też dobre geny. Wzrost po wujkach. Po mamie mądrość, kobiecość i urodę. Po ojcu nieśmiałość i naiwność. I urok, którym tak czarował kobiety. Był chyba niezłym flirciarzem, który jednocześnie do obłędu kochał moją mamę. Mama mówiła: "Cóż, Agnieszko! Tata jest ginekologiem, nigdy się nie dowiemy, co się dzieje za tymi drzwiami".
GALA: Masz wielbicieli?
A.F.-P.: Mam, zawsze miałam. Czasami mówię do Marka: "Zobacz, jak on się na mnie patrzy". A Marek: "To na mnie". Wielbiciele dają mi adrenalinę. Tak było zawsze. Mama mówiła do ojca: "Trzeba ją szybko wydać za mąż, bo się od tych chłopaków nie odgonimy". Dlaczego mama tak mówiła? Jeździliśmy wtedy do Jastarni na wakacje. Jak odjeżdżał sliping do Warszawy, to mnie na peronie żegnało dziesięciu chłopaków. Wtedy zauważyłam, że adoracja mężczyzn daje kobiecie pewność siebie. Inaczej się ruszamy, patrzymy, inaczej wyglądamy. Flirt dodaje urody.
GALA: Flirtujesz?
A.F.-P.: Pewnie. Ostatnio zainteresował się mną pewien artysta malarz. Mój mąż to zauważył. Malarz zapytał Marka, czy jest na niego obrażony, bo dłużej ze mną rozmawiał. Na to Marek: "Nie pochlebiaj sobie. Jestem do tego przyzwyczajony".
GALA: I toleruje to?
A.F.-P.: Zapamiętałam taką scenę z filmu "Oczy szeroko zamknięte". Mąż mówi: "Przecież mnie nigdy nie zdradziłaś?". Żona: "Co ty wiesz o zdradzie?". Bo właśnie opowiedziała mu o marzeniu, jakie ją od pewnego czasu prześladuje. Można zdradzać zdradą krótką, a treściwą. I można myślą. To jest bardzo groźna zdrada, nie wiem, czy nie groźniejsza. Jestem kokietką, jak moja mama. Pamiętam przyjęcia u rodziców. Mama podawała dobrą kolację, wszyscy pili wiśnióweczkę w małych kryształowych kieliszkach. W pewnym momencie, tak koło deseru, mama wyjmowała szpilki i rozpuszczała swoje piękne włosy. Wtedy tata ogłaszał koniec przyjęcia. Ja, kiedy byłam młodsza i się roztańczyłam albo nieco rozszalałam, słyszałam od Marka: "Chyba się już wybawiłaś, idziemy do domu".
GALA: Złośliwi mówią, że masz młodszych kochanków?
A.F.-P.: To też pewnie efekt Simony, bo ona miała kochanka. Lubię słuchać rosyjskich romansów, czytać romanse i oglądać romantyczne filmy. Lubię sobie pomarzyć. Wyobrażam sobie, że dobry romans daje kobiecie dużo wspomnień i wzbogaca.
GALA: A seks? Kończy się w jakimś wieku?
A.F.-P.: Uwielbiam seks. On się nie kończy, tylko zmienia. Nie potrafimy mówić o swoich pragnieniach, nie przyznajemy się do nich. Tymczasem kobiety marzą o seksie z nieznajomym, z sąsiadem, z hydraulikiem, o seksie w windzie. Seks jest potrzebny dla zdrowia. Daje chęć do życia, krew zaczyna szybciej krążyć, mózg jest lepiej dotleniony. Dawno temu zapytałam swoją babcię, dlaczego odeszła od dziadka. A babcia, która związała się z innym mężczyzną, powiedziała: ?Wiesz, o pewnych sprawach nie miałam pojęcia. Nie wiedziałam, że to tak może wyglądać?. Wtedy zrozumiałam, o czym babcia mówi. Drugi mężczyzna dał jej rozkosz, której nigdy nie zaznała. Ostatnio na pytanie internautów o seks odpowiedziałam: "Tak, dziękuję. Staram się chociaż raz w tygodniu".
GALA: Dlaczego wciąż mieszkasz sama? Ty osobno, Marek osobno.
A.F.-P.: Pobyt w Australii nauczył mnie samodzielności. Decyduję o sobie. Sama na siebie zarabiam, sama sie utrzymuję. Nawet rodzice mówili, że zawsze zrobię, co zechcę. I Marek to wie. Jeżeli chciał dalej się ze mną "kolegować", musiał się na to zgodzić. Jeżeli chcemy być ze sobą, to będziemy. Poświęcimy sobie tyle czasu, ile chcemy. Pomieszkujemy u siebie, ale nie mamy dzień w dzień tego samego: schabowy na obiad, potem drzemka, spacer. I tak w kółko. Moja swoboda nie oznacza, że uprawiam dziki seks z obcymi mężczyznami. Mam swobodę myśli i działania. Wstaję rano, pracuję, piszę. Czasem gadam do siebie. Nikomu nie przeszkadzam. Mam takie marzenie, którego już nie zrealizuję. Widzę dom, dwór podobny do tego, w którym wychowywała się moja mama. Jest ogród i sad. Dużo dzieci, psów, wielu ludzi. I ciągły ruch. Ludzie siedzą przy stołach, jedzą. Siadamy na ganku, pijemy herbatę, przynoszę miód i ser. Mąż jest obok mnie. To marzenie pielęgnuję w sobie. A mieszkanie osobno jest dla mnie i Marka szczęśliwym rozwiązaniem. Oboje lubimy swoje przestrzenie, swoje wolności. Godzinami rozmawiamy przez telefon. Kiedy dzieje mi się coś złego, pierwszą osobą, do której dzwonię, jest Marek. Wtedy zwykle jestem zdenerwowana, a on mówi łagodnie: "Agnieszko, uspokój się. Co się stało?". Potem zastanawia się i radzi, co mam zrobić. To mnie uspokaja. Podobnie działała kiedyś moja mama. Marek jest mi najbliższym człowiekiem we wszechświecie.
GALA: Co masz ma ręku?
A.F.-P.: Kwarcowe koraliki, które przyciągają miłość. Jak się o kimś bardzo myśli, to w końcu zadzwoni.
GALA: O kim teraz myślisz?
A.F.-P.: Nie mogę powiedzieć.
1 z 4
7099
2 z 4
7100
3 z 4
7101
4 z 4
7102