Alina Janowska - ciągle lubię poszaleć na stoku
Pełna energii. Tryska humorem. Aż trudno uwierzyć, że ma ponad osiemdziesiąt lat. Jak ona to robi?! Zastanawiałyście się pewnie nieraz. Przeczytajcie.
- Maria Ostrowska, Naj
Oglądamy ją w roli dziarskiej Eleonory Gabriel, w serialu „Złotopolscy”, już od jedenastu lat. Aktorka zdradza NAJ, jak jej się udało zachować świetną formę.
Patrząc na panią, można śmiało powiedzieć, że życie zaczyna się po osiemdziesiątce...
– Los potraktował mnie wyjątkowo łaskawie. Żyje mi się dużo lepiej niż w czasach młodości: przetrwałam przecież okupację i pobyt na Pawiaku. Ciągle mam dobrą passę w pracy. Gdyby nie to, że czasem doskwiera mi prawe biodro i gorzej widzę na lewe oko, byłoby w porządku.
Ponoć poczuciem humoru zaraża pani wszystkich dookoła.
– To wielki skarb, bo dzięki temu człowiek prawie w każdej sytuacji życiowej potrafi znaleźć dobre strony.
W czym tkwi sekret pani witalności?
– Niezłą zaprawę dostałam już w dzieciństwie. Każdego ranka ojciec kazał mnie i bratu myć się w zimnej wodzie.
Nie buntowaliście się?!
– Trochę oszukiwaliśmy, mocząc ręczniki (śmiech). Musieliśmy też jeść codziennie kaszę z mlekiem. No i uprawiać sport. Ojciec nauczył nas grać w tenisa i pływać. Później już nie umiałam się bez tego obejść. Jeśli wypoczywam, to tylko czynnie.
Jazda konno, narty, tenis ziemny, pływanie…
– Konno nie jeżdżę, od czasu gdy spadając z konia, stłukłam poważnie kość ogonową. Z kolei narty to moja pasja. Rok temu szusowałam w górach po śniegu z moją przyjaciółką, Zośką Karpiel, która ma swój wyciąg. Poza tym od czasu do czasu pływam i gram w tenisa.
Na kortach także świetnie pani sobie radzi.
– Nie ukrywam jednak, że nie jest to już ta kondycja, co kiedyś. Przed każdym wejściem na kort potrzebuję dłuższej rozgrzewki, dlatego osoba, która mi partneruje, musi być niezwykle cierpliwa. Ale jak już zaskoczę, gra nie ma końca. Co roku jeżdżę do Buska Zdroju, do sanatorium Nida i tam gram w tenisa. Nieskromnie mówiąc, ten kort, to trochę moja zasługa. Tak długo przekonywałam szefostwo sanatorium, że powinien być w tak eleganckim miejscu, że się udało.
Słyszałam, że w przeszłości nie miała pani sobie równych także na parkiecie.
– Z tańcem wiązałam swoją przyszłość. Ćwiczyłam po 5–6 godzin dziennie. Niestety, podczas gry w siatkówkę, uszkodziłam kolano. Kontuzja była poważna i długo musiałam ją leczyć.
Ale miłość do tańca pozostała?
– Oczywiście! Jednak rzadko tańczę, mimo że wciąż jestem zapraszana na różne imprezy. Jakoś mnie do tego nie ciągnie. Mojego męża – przeciwnie, obtańcowuje wszystkie panie (śmiech). Ja wytańczyłam się podczas okupacji. Pewnie dziwnie to brzmi, ale tak właśnie było. Do szóstej rano obowiązywała godzina policyjna i jeśli gdzieś się zasiedzieliśmy, to zostawaliśmy na tańce. A potem, kiedy już można było wrócić do domu, każdy szedł w swoją stronę. Miałam dwóch doskonałych tancerzy. Niestety, jeden z nich zginął w powstaniu.
Dobre rady dla naszych czytelniczek, żeby wyglądały i czuły się tak jak pani?
– Żyć intensywnie. Mieć swoje pasje, uprawiać sporty. Sport sprzyja również życiu towarzyskiemu. Spotykamy się ze znajomymi, rozmawiamy, wymieniamy poglądy, bawimy się. To wszystko daje energię i chęć do życia.