„Rajdowanie” lekcji online to nowa forma cyberprzemocy. Nauczyciele są wyzywani i trollowani przez pseudo-uczniów
„Wyłącz kamerę, bo nie mogę patrzeć na Twój szpetny ryj” – takie, a często jeszcze bardziej wulgarne odzywki słyszą nauczyciele od patostremerów, którzy podszywając się pod uczniów, włamują się na lekcje online. Ta nowa forma cyberprzemocy rozprzestrzenia się szybciej niż koronawirus – a co gorsza, przy poklasku części uczniów. Co na to Ministerstwo Cyfryzacji? Czy rajdowanie lekcji przez patostreamerów można powstrzymać?
- Redakcja
"Rajdowanie" e-lekcji to coś więcej niż nowa forma cyberprzemocy
Cyberbulling, czyli stosowanie przemocy, nękanie i wyśmiewanie innych osób w internecie to zjawisko, z którym mamy do czynienia od dawna. Tym razem pojawiło się jednak w zupełnie nowej i bardzo agresywnej odsłonie. Patostreamerzy znaleźli sobie kolejny obiekt ataków - nauczycieli prowadzących w szkołach lekcje online. Pozostawione bez systemowego wsparcia technologicznego placówki edukacyjne najczęściej korzystają z bezpłatnych, niezabezpieczonych aplikacji do wideokonferencji - są więc łatwym celem dla internetowych trolli. Rajdowanie e-lekcji wykracza jednak poza dotychczasowe formy cyberbullyingu. Właściwie ciężko nazwać to, co odbywa się podczas prób "zhakowania" e-lekcji. Anonimowi użytkownicy dołączają do grup lekcyjnych i urządzają sobie w nich podwórkowe pyskówki, pełne hejtu i wulgaryzmów.
"Wyłącz kamerę, bo nie mogę patrzeć na Twój szpetny ryj”
"Morda, bo nasram ci na klatę" - to najłagodniejsze teksty jakimi patostreamerzy częstują uczestników lekcji. Ofiarą wulgarnych ataków słownych padają najczęściej prowadzący ją nauczyciele, ale często obrywa się także uczniom. Patostreamerzy nie mają żadnych zahamowań. Padające podczas rajdowania nauczyciele są wyzywani od "cymbałów" i "debili", a pełne agresji i żenująco wulgarne teksty całkowicie rozjeżdżają zaplanowany program nauczania - i tak już mocno okrojony ze względu na utrudnione warunki. Jak mówi w rozmowie z "Głosem" Martyna Różycka, ekspertka NASK od cyberbullyingu, "rajdowanie e-lekcji" to coś więcej niż cyberprzemoc. Pierwszy raz mamy do czynienia ze zjawiskiem, w którym uczniowie i inni użytkownicy udostępniają sobie w mediach społecznościowych instrukcje, jak włamać się na e-lekcję. W ten sposób umożliwiają swoim rówieśnikom lub innym anonimowym użytkownikom "rajdowanie" zajęć prowadzonych online. Patostreamerzy, którym udało się zhakować lekcję, później często chwalą się swoimi "osiągnięciami", udostępniając na YouTube filmy z rajdowania. Niektóre mają nawet po kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń.
Rajdowanie lekcji online - skąd się wzięło to zjawisko?
Z cyberprzemocą mamy do czynienia od dawna, ale do tej pory wiązała się raczej ze społecznym potępieniem. Teraz, młodzi ludzie nie tylko dają na nią przyzwolenie, ale wręcz zachęcają do niej swoich rówieśników. Jak mówi w rozmowie z "Głosem" Martyna Różycka, część z nich pewnie traktuje to jako okrutny żart.
- To zjawisko wynika zapewne z jakiejś potrzeby „zrobienia” dowcipu u młodych ludzi, pokazania innym że jest się mądrzejszym, że tak dobrze radzą sobie w internecie, poczucie bycia anonimowym oraz brak bezpośredniego kontaktu. Jest wiele czynników, które się na to składają. Ale to zjawisko uciekało dotąd gdzieś nam dorosłym. Nauczyciele, którzy doświadczają takich sytuacji, gdy ich uczniowie zobaczą bardzo drastyczne materiały, to taka informacja powinna też dotrzeć do rodziców. Żeby rodzice mogli też porozmawiać ze swoimi dziećmi na ten temat - mówi ekspertka NASK.
Jak sobie radzić z rajdowaniem lekcji przez patostreamerów?
Mogłoby się wydawać, że powstrzymanie cyberataków jest proste, ale w rzeczywistości nauczyciele często są bezsilni. Po pierwsze, wiele szkół nie stać na płatne narzędzia do nauczania online, więc lekcje często są prowadzone na powszechnie dostępnych, bezpłatnych aplikacjach, które są łatwym celem dla patostreamerów. W dodatku, część uczniów wspiera ich działania i ułatwia im rajdowanie lekcji. Zgłoszenie sprawy na policję również nie jest proste, ponieważ platformy często nie podejmują współpracy z nauczycielami. Jak podkreśla Martyna Różycka z NASK, „choć często mamy do czynienia z ewidentnym łamaniem prawa, same postępowania są bardzo trudne i czasochłonne”. Zdaniem ekspertki lepiej postawić na działania prewencyjne i skupić się na dostępnych funkcjach aplikacji, zwłaszcza tych związanych z akceptowaniem uczestników spotkania i wyciszaniem mikrofonów uczniów. Ważne jest też ograniczenie możliwości udostępniania ekranu innym użytkownikom.
Bez wątpienia, sprawie powinny się też przyjrzeć MEN i Ministerstwo Cyfryzacji. Dostarczenie szkołom odpowiednich rozwiązań zapewniających bezpieczeństwo prowadzenia zajęć online okazuje się ważniejsze niż można było przypuszczać. Problemowi powinni przyjrzeć się także rodzice. Patostreamerzy to często uczniowie, którzy działając pod anonimowym nickiem, nie mają żadnych oporów, by wyzywać swoich nauczycieli i szkolnych kolegów. Warto więc sprawdzić, czy przypadkiem nasze pociechy nie biorą udziału w tym ocierającym się o łamanie prawa procederze.