Reklama

Najmłodsze wciąż patrzy na plecy wyprzedzającego go rodzeństwa. Starszy brat już sam sięga do szuflady, gdzie mama schowała słodycze, siostra może oglądać filmy dla sześciolatków i, o zgrozo, potrafi ułożyć trudne puzzle w kilkanaście minut. Jakby tego było jeszcze mało, najmłodszy co chwilę słyszy czyjś pogardliwy głos: „Patrzcie, ten siusiumajtek trzyma książkę, tak jakby potrafił już czytać”.

Reklama

Zawsze na końcu?

Najmłodsze dzieci różnie sobie radzą z takim traktowaniem. Jedne zawezmą się i całymi dniami będą pilnie trenować, żeby tylko móc doścignąć lub nawet wyprzedzić starszych. Inne szybko rezygnują i wcielają się w rolę słodkiego, nieporadnego maleństwa.
Rodzicom (a szczególnie mamusiom), czasami ciężko jest patrzeć na taką ostrą konkurencję między dziećmi, dlatego wkraczają do akcji, żeby ochronić najmłodsze. I w związku z tym maluchom odbierają prawo do samodzielności (choćby trudnej!), próbowania własnych sił. Gdy bowiem malec wpada w tarapaty rodzice biegną, by pomóc lub wysyłają z odsieczą starsze dziecko i szkrab nie ma szans na ścieranie się z rzeczywistością. Jednak najmłodsze nie zawsze jest rozpieszczonym dzidziusiem. To prawda, maluch jest często nadmiernie chroniony przez mamę i tatą (a także dalszą rodzinę!), ale przechodzi ostrą szkołę życia w kontaktach z rodzeństwem. Nie dość, że musi ich ścigać, to złości się, że starszaki mają więcej przywilejów. Nie wie oczywiście, że zarówno korzyści, jak i obowiązki są dostosowane do wieku i możliwości rodzeństwa. Nie docenia też tego, że starsze rodzeństwo negocjuje z rodzicami, co dzieciom „wolno”– a malec dorastając dostaje przywileje już bez walki.
Właśnie ta różnorodność relacji sprawia, że najmłodszym dzieciom nie da się przykleić jednej etykietki – ich osobowość jest szalenie złożona!

Małe, a już dorosłe?

Niekiedy najmłodsze dzieci wyrastają na nieco nieodpowiedzialnych dorosłych. Od małego jest bowiem przyzwyczajane do tego, że jeśli wpadnie w tarapaty, z pewnością uratuje zostanie uratowane przez silniejszą rękę rodzeństwa lub rodziców. W dzieciństwie na wszystko było „za małe” i w związku z tym nie miało wielu obowiązków – dlatego trudno się do nich przyzwyczaić. Poza tym, najmłodsze dziecko nie niesie na sobie ciężaru oczekiwań rodziców – ono jest kochane po prostu za to, że jest! Dlatego, jako dorosły człowiek, może spodziewać się, że sympatia ludzi należy mu się zawsze tam, gdzie się pojawi! Czasem liczy też na to, że życie będzie go traktowało łagodnie i lepiej niż pozostałych: przecież jest najmłodsze. Jednym słowem, oczekiwania najmłodszego wobec życia są spore!
Ostatnie dziecko przez lata uczyło się życia między silniejszym starszym rodzeństwem i ochroniającymi rodzicami. Dlatego kiedy maluch dorośnie, okaże się, że świetnie radzi sobie w kontaktach z ludźmi. Potrafi bronić swoich praw i jednocześnie zachować życzliwe relacje.
Poza tym rodzinna „maskotka” na ogół nie boi się ryzyka, jest otwarta na nowe pomysły – chętnie podejmuje się zadań, w których mogłaby prześcignąć „dużych”. Świetnie sprawdza się w zawodach, które wymagają zdolności językowych, kreatywności i oryginalnych pomysłów.

Czego potrzebuje malec?

- obowiązków dostosowanych do swoich możliwości – dzięki nim poczuje się potrzebne, ważne i „duże”,
- dostrzegania własnych słabości – porównywanie się ze starszym rodzeństwem, motywuje malca do pracy,
- uznania hierarchii – dobrze, jeśli dziecko będzie wiedziało, że starszemu bratu wolno chodzić samemu do szkoły, bo ma więcej lat i więcej już potrafi.

Reklama

TO WARTO WIEDZIEĆ

Jeśli chcesz więcej wiedzieć o tym, jaki wpływ na życie malca ma kolejność urodzenia, zajrzyj do książki „Najstarsze, średnie, najmłodsze” Ronalda i Lois Richardson, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne.

Reklama
Reklama
Reklama