Reklama

W ciąży wiedziała, co ją czeka, chodziła do szkoły rodzenia. Myślała: Dam radę! Kto, jeśli nie ja? – Ale sądziłam, że będzie nieco łatwiej – przyznaje z uśmiechem. – Pierwszy rok życia Oli był bardzo trudnym doświadczeniem. Przecież przez 38 lat byłam wolnym człowiekiem! Myślałam o sobie, miałam pracę, próby do nocy w Teatrze Współczesnym w Szczecinie, potem w Polskim w Poznaniu, plany zdjęciowe w Warszawie. Premiery teatralne, filmowe. Tyle się działo! Kiedy chciałam, pakowałam się i wyjeżdżałam. I nagle: stop! Będąc w ciąży, jeździłam tylko na plan „Na dobre i na złe”. Raz, dwa razy w miesiącu.
Depresji nie miałam, trudno ją mieć przy moim charakterze, ale sytuacja nie była dla mnie łatwa: nagle zostałam zamknięta – na własne życzenie! – w czterech ścianach. I ta koszmarna powtarzalność czynności! Ratowały mi życie spacery po poznańskiej Cytadeli i spotkania z koleżankami- mamami. Albo wyjścia z domu: do pierwszej lepszej kawiarni. Siadałam z kawą. O, to już wystarczało! Nikt ode mnie niczego nie chciał. Przez pierwsze miesiące życia córki korzystałam z „telefonu zaufania”: dzwoniłam do przyjaciółki, która mamą została wcześniej. Z początku Kasi brakowało pewności w kontakcie z córką. – Taki okruszek, wiecznie domagający się czegoś. Nie do końca ją rozumiałam, nie wiedziałam, o co jej chodzi, dlaczego przeraźliwie płacze. Przyklejona do mnie 24 godziny. Starałam się wsłuchiwać w głos wewnętrzny i polegać na sobie. Kupiłam chustę, nosidło i wędrowałyśmy wszędzie razem.
Na rok wyłączyłam się z zawodu. Wiedziałam, że muszę poświęcić czas dziecku, poznać je. Bez frustracji, rozdarcia między pracą a dzieckiem. Dałam sobie przyzwolenie: nie muszę wyglądać idealnie. Stanem naturalnym dla kobiety po porodzie jest nie wyglądać najlepiej. A ja miałam dziecko, które do drugiego roku życia nie spało w nocy. Siedziałam nad córką i ryczałam. I te kolki! Przez pierwsze 3 miesiące jeden wrzask. Potem każdy ząb to płacz i gorączka. Spałam, gdy Ola spała. Przyjaciółka uspokajała: wszystko mija. Po czterech miesiącach Kasia nieśmiało zaczęła pojawiać się w teatrze. I dobrze jej to robiło.
– To było oderwanie od pieluch, kilka razy w miesiącu na dwie godziny Grałam Myszkę w „Portugalii”. Rola idealna na tamten czas: kobiety lekko zaniedbanej, z odrostami, w luźnej sukience. Po spektaklu wracałam akurat na karmienie. Zaczęłam też raz w miesiącu prowadzić spotkania Świadomej Mamy. To było dokładnie to, czego potrzebowałam: rozmowy z ekspertami, z mamami, które mogły zadawać pytania, wymieniały się doświadczeniami. Poznałam tam metodę BLW: dzieciom po odstawieniu od piersi gotujemy to, co sami jemy. Nie ma papek, dziecko uczy się gryźć, powolutku poznaje smaki, co sprzyja rozwojowi.
Teraz, gdy Ola ma 4 lata, to inna bajka. – Od kiedy córka zaczęła chodzić, śmiać się, wyrażać emocje i swoje zdanie, zrobiło się fajniej. Choć i tak się przejmuję, np. że Ola po pół roku chodzenia do przedszkola nagle zaczęła łapać infekcje. Przecież pilnuję wszystkiego: zdrowe jedzenie, ruch, świeże powietrze. Tak, wiem, kolejny etap „do przeczekania”, jak mi wszyscy podpowiadają. Tylko że ja widzę już najgorsze. I telefonuję do znajomej lekarki, żeby, dla świętego spokoju, pobrać Oli krew do analizy. Jeszcze zanim na świecie pojawiła się córka, Kasia zaczęła odwiedzać dzieci szpitala onkologicznego w Poznaniu. Jest w działającej przy nim Drużynie Szpiku, zarejestrowała się jako dawca. – Rozmawiamy z dziećmi, ich rodzicami, edukujemy, dajemy występy, zbieramy pieniądze. Po urodzeniu Oli inaczej patrzę na choroby dzieci. Jeszcze mocniej mnie dotykają – mówi Kasia. Działań społecznych aktorce ciągle mało. Wspiera Rodzinny Dom Dziecka w Poznaniu, z Fundacją AST pomaga ratować zwierzęta. – Gdy miałam 20, 30 lat, przejmowałam się głównie sobą. Ciągle targały mną emocje – wyznaje.
– Teraz koncentruję się na innych i jestem spokojniejsza. Mam komfortowe poczucie, że nic już nie muszę. Cieszę się tym, co mam. Dziś wiele osób pragnie mieć coraz więcej. Ja chcę być trochę w kontrze, żeby rozejrzeć się dookoła, zainteresować się innymi. To przychodzi naturalnie, gdy pojawia się dziecko. Zdolność do empatii, wrażliwość się podwaja, ba! potraja! Czuję to każdym centymetrem skóry. Słysząc płaczące dziecko, potrafię w środku nocy sprawdzić, kto, gdzie i dlaczego.
Potwierdza, że w Polsce panuje kult matki Polki. – Bo jesteśmy kobietami doskonałymi. Śmieję się, że w domu robię wszystko to, co każda kobieta, a jeszcze – czasami totalnie zmęczona – mam nie zaniedbać tzw. kariery – opowiada Kasia. Kiedy wraca po czterech dniach pracy na planie „Lekarzy”, a w weekend gra w teatrze, to czuje, że trochę tego za dużo. I Ola tęskni! – Dlatego często wyjeżdżamy na dwutygodniowe „wakacje” w Alpy albo do Kołobrzegu. To taka rekompensata. Ola ma wtedy przy sobie mamę, tatę i... naszą suczkę.Na to, jaką jest mamą, duży wpływ miało jej dzieciństwo.
– Moja mama pracowała do godz. 15 i potem była w domu, do pełnej dyspozycji. Na dole mieszkała babunia. Tata – sportowiec, motorowodniak – zazwyczaj przebywał w garażu, przy silnikach. Dom zawsze był pełen ludzi. Weekendy spędzaliśmy ze znajomymi, przeważnie nad jeziorem. Było gwarno, wesoło. Mama, jako osoba bardzo poukładana, wprowadziła do rodziny zasady, porządek dnia. Mam to właśnie po niej: codziennie są zajęcia na świeżym powietrzu, o godz. 15 jemy obiad, kolację o 18, a spać chodzimy po dobranocce. To daje dziecku poczucie bezpieczeństwa. Staram się wychowywać Olę intuicyjnie, wpajać jej zasady dobrego wychowania, ale nie tresować. Przytulamy się dużo, są wygłupy przed snem – zapewnia aktorka. Czy po pojawieniu się dziecka coś stało się mniej ważne?
– Ja! Mniej skupiam się na sobie. Dawniej: kosmetyczka, fryzjer, paznokcie. Zawsze na tip-top. Dziś własna perfekcja schodzi na dalszy plan. Idąc z córką, już nie wkładam szpilek. Poza tym wiodę inny tryb życia, inaczej też patrzę na swoją kobiecość. Sądzę, że jest w tym więcej luzu, wygody, naturalności. Gdzieś w środku nie zmieniłam się tak bardzo, ale dziś nie zrobiłabym sesji dla męskiego magazynu. Inne czasy... – mówi Kasia. I z całą mocą zaznacza, że warto czekać na miłość. – Mnie to zajęło aż 36 lat! – śmieje się aktorka. – Nie wiem, skąd miałam ten rozsądek – czy to dzięki wychowaniu, czy taki mam charakter – że nigdy nie robiłam niczego na siłę. A w odpowiednim momencie swojego życia poznałam właściwego człowieka. Jeśli ludzie spotykają się na pewnym etapie życia, gdy coś przeżyli, stracili, wtedy już wiedzą, że chcą być razem. Mieć podobne priorytety – to bardzo ważne. Dla nas tym priorytetem jest rodzina.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama