Dwaj faceci z wózkami - superojciec wkracza do gry
Współczesny mężczyzna nie uważa, by zajmowanie się dzieckiem było ujmą na jego honorze. Ani żeby go czegoś pozbawiało czy rzucało cień na jego męskość. Nowe pokolenie ojców potrafi maluchy przewijać i zajmuje się nimi tak samo dobrze, jak mama. Nie wierzycie? No to posłuchajcie opowieści dwóch 30-latków, przyjaciół: Adama i Marka.
- Agnieszka Fedorczyk, Naj
ADAM: Z MAŁĄ JEST FAJNIE
Nasza córka Zosia ma rok. Urodziła się we wrześniu. Przez pierwszy miesiąc jej życia nie pracowałem, zajmowaliśmy się małą razem z żoną. Całą zimę chodziłem z córką na spacery, wracaliśmy tylko na karmienie. A wiosną brałem dla niej jedzenie i nie było nas przez cały dzień. Kupiłem roczny bilet do zoo i tam często sobie siedzieliśmy. Gdy Zosia była malutka, głównie spała. Nie było z kim pogadać. Teraz, gdy ma rok, jest i łatwiej, i trudniej... Łatwiej, bo wreszcie jest jakaś interakcja, a trudniej – bo dziecko już wie, czego chce, a nie zawsze chcemy tego samego.
JAK WYGLĄDAJĄ SPACERY?
Gdy jeszcze leżała i spała w wózku, wsiadałem w autobus, jechałem na drugi koniec Warszawy i wracałem na piechotę. Fajnie jest nad Wisłą, zwłaszcza po stronie praskiej, bo tam mniej ludzi i nie ma samochodów. A jak zaczynało padać, to my hop! – na Most Gdański. Chętnie jadę tam wózkiem, bo ten most delikatnie drży. I jest takie miejsce, że gdy się postawi wózek, to on sam się trzęsie. Tam sobie często staję, bo nie muszę nawet Zosi bujać. Często tam właśnie ją przewijam. Choć jeżdżą tramwaje, ona bardzo dobrze śpi. Rozstawiam sobie statyw i robię zdjęcia.
CZY LUDZIE CHCĄ MI DORADZAĆ?
Bywa... Moja córka nie lubi czapek. I akurat tak się złożyło, że gdy przyszła cieplejsza wiosna, Zosia stała się bardziej świadoma, zaczęła też siedzieć. No i gdy szliśmy na ten nasz spacer, to mama Zosi elegancko ją ubierała, zakładała czapeczkę. Wystarczyło, żebyśmy skręcili za róg budynku! Zosia tylko patrzyła, czy już, i rzucała czapkę na ziemię. Jej konsekwencja budziła mój podziw. Było ciepło, więc odpuściłem z tą czapką. Ale wszystkie panie na ulicy od razu w krzyk, że jak to? „Dziecko bez czapki! Przeziębi się, tatuś źle się dzieckiem zajmuje!”. A słowa podziwu? Owszem, też się zdarzały – w autobusie. „O, tatuś z dzieckiem!” Wiadomo, matka z wózkiem to normalne, ale na mężczyznę ludzie zwracają uwagę, to jakaś nowość.
CZEMU ZAJMUJĘ SIĘ DZIECKIEM?
To kwestia decyzji, że „Chcę mieć dziecko”. No a jak ma się własne dziecko, chce się z nim spędzać czas. Wiadomo. Może ci, którym się dzieci „przytrafiły”, mniej chętnie się angażują? Mam znajomych, których dziecko ledwo skończyło pół roku, a oboje rzucili się w wir pracy... Ja tego nie neguję, każdy ma swoje podejście i potrzeby. Gdy dwoje rodziców może się wymieniać przy opiece, tak jak my z żoną, to żadne nie jest znów tak bardzo zmęczone. I dziecko nie leży gdzieś samo, bo tata i mama nie mają już siły i padają.
MAREK: DAJĘ RADĘ!
Żona wróciła do pracy, gdy Łukasz miał pół roku. Sam ją do tego namawiałem. Dlaczego? Ciężko znosiła siedzenie z dzieckiem w domu. Jednocześnie wpadła w taką pułapkę myślenia, że gdy tata zostanie z małym bez niej, to coś pójdzie nie tak... Dla mnie było oczywiste, że chcę zajmować się dzieckiem tak samo jak żona. Mimo że w moim domu rodzinnym było inaczej. Tata zarabiał na życie, nie było go od rana do wieczora. Mama wzięła bezpłatny urlop na trzy lata, żeby zajmować się dziećmi, a gdy wróciła do pracy, to przychodziła do domu o 15.00. Ale to były inne czasy.
MÓJ DZIEŃ?
Łukasz budzi się przed 8.00. Magda wychodzi do pracy, ja daję małemu kaszkę i jeszcze się kładę. Dogadaliśmy się z synem, że daje mi pospać do 10.00-11.00. Potem kładę małemu kocyk na podłodze, bramka do kuchni zamknięta, wszystko zabezpieczone – a on bawi się przy mnie. Ostatnio lubi budować z klocków. Wypracowaliśmy kompromis: gdy jest ważna sprawa – pora przewinąć, dać banana albo picie – ciągnie tatę za palec. Wstaję, kawa, mycie się, śniadanie. Jeśli Łukasz zaśnie w domu, natychmiast z tego korzystam: siadam do komputera i pracuję 2–3 godziny, bo gdy się obudzi, nie ma mowy o pracy! Jak nie uśnie – idziemy na spacer albo robimy razem jakieś domowe rzeczy: pranie, sprzątanie, zmywanie. Spacerujemy od 1 do 5 godzin. Codziennie, bez względu na pogodę! Wózek na stałe trzymam w samochodzie. Zawsze mam torbę, a w niej pieluszki, mokre chusteczki, komplet ubrań na zmianę, słoiczek, picie... Z podgrzaniem jedzenia nie ma problemu, chętnie to robią w kawiarni lub restauracji.
CZY NIE TRACĘ CIERPLIWOŚCI?
Jasne, że tracę. Ale gdy się na Łukasza wydrę, to mu tłumaczę, co i jak, dlaczego to zrobiłem... Czy opieka nad dzieckiem uderza w moją męskość? Wręcz przeciwnie! Uważam, że prawdziwy mężczy- zna i przewinie dziecko, i przy samochodzie coś zrobi. Ja przez to czuję się bardziej kompetentny. Męski. Stereotypy dotyczące płci mnie śmieszą. Np. zmywanie, które „mężczyźnie nie przystoi”. Miałem kolegę w liceum, który wstydził się zmywać. Kiedyś po wspólnej imprezie pokazałem mu, jak to się robi, i pozmywaliśmy razem. Są ludzie, którzy mają tradycyjnie rozdzielone role: on zarabia na dom, ona zajmuje się dzieckiem. Jeśli im z tym dobrze, to nie powinni nic na siłę zmieniać. Czasy są takie, że każdy może dziaać jak chce, no i jak mu praca pozwala.
CZY DZIECKO MNIE NIE MĘCZY?
Owszem, czuję zmęczenie, ale dziecko daje mi radość. Widzę, jak się rozwija, jakie robi postępy. Pamięam, siedzimy sobie kiedyś w domu we dwóch, syn miał jakieś półtora roku, i on nagle mówi „kafa”. I pokazuje moją filiżankę z kawą. Absolutnie nikt go tego nie uczył! Proszę, sam z siebie: „kafa”! No i jaki silny jest. Sztangę 15 kg, u mojego brata – nie, nie podniósł, ale przesunął ją – sam!