Magdalena Cielecka i Jacek Poniedziałek
W filmie Jana Hryniaka Trzeci grają małżeństwo, ale w życiu się tylko przyjaźnią. MAGDALENA CIELECKA i JACEK PONIEDZIAŁEK rozmawiają o relacjach w związkach, granicach wolności i zdradzie. Choć zawsze kategorycznie odmawiają dzielenia się prywatnością, to nam uchylają drzwi do swojego świata.
- Gala
Scenariusz filmu Trzeci Jana Hryniaka może stać się scenariuszem na życie każdego z nas. Dwoje młodych ludzi na krawędzi rozpadu związku, szukających sposobu na ponowne zbliżenie. W tych rolach Magdalena Cielecka i Jacek Poniedziałek. On oddał całego siebie pracy. Ona samotna i zmęczona byciem dodatkiem do mężczyzny. Ich ambicje, oczekiwania, niewybaczone żale, przemijająca namiętność, ciche dni albo krzyk rozpaczy. Czy istnieje lekarstwo na chory związek? Hryniak ma na to swoją odpowiedź. Każdy musi poszukać jej sam. Magdalena Cielecka już raz przeżywała trudne chwile, gdy rozstając się ze znanym reżyserem Grzegorzem Jarzyną, mogła przeczytać w prasie relacje o rozpadzie swojego związku. Od pewnego czasu buduje nową miłość. Ale tym razem oboje z Andrzejem Chyrą bronią dostępu do swej prywatności. O tym związku nie przeczytacie ani słowa. Jacek Poniedziałek wybrał tę samą drogę co Magda. Ci dwoje nie pokażą się ze swoimi partnerami, ale opowiedzą o nich, o sobie, o miłości.
GALA: Trudno namówić was na osobistą rozmowę. Co jest dla was nieprzekraczalnym tematem tabu? MAGDALENA CIELECKA: Relacjonowanie intymnych szczegółów z życia, mówienie o stosunkach z partnerem jest nie w porządku wobec siebie oraz związku: aktualnego, poprzedniego, a nawet każdego przyszłego.
JACEK PONIEDZIAŁEK: Nie powinno się oczywiście przesadzać z epatowaniem trudnymi przeżyciami z przeszłości. To tak, jakby człowiek skarżył się na swój los. A z drugiej strony czuję, że czasami jeśli ktoś znany opowie szczerze o sobie, wielu ludziom może to bardzo pomóc. Jeśli przeżyli coś trudnego, nawet mrocznego, czego się wstydzą, to z chwilą, gdy usłyszą, że ktoś popularny ma podobne doświadczenia, mają szansę spojrzeć na siebie inaczej. Poczuć, że nie są osamotnieni. Istnieją tematy tabu. Ale wydaje mi się, że media lokalizują je gdzie indziej, niż faktycznie występują one w świadomości społecznej. Ludzie, którzy piszą i tworzą opinię, uważają, że jesteśmy strasznie ciasnym, konserwatywnym, katolickim i nie do końca dobrze wykształconym społeczeństwem, które niewiele rozumie i wszystkiego się boi. Tymczasem mam zupełnie inne doświadczenia. Uważam, że ludzie w Polsce są coraz bardziej otwarci i tolerancyjni. Dziennikarze, a zwłaszcza politycy, wmawiają im tylko, że są ciemnogrodem.
GALA: Myślisz, że wmawiają? To dlaczego chociaż widzimy wokół wiele udanych związków homoseksualnych, w Polsce wciąż publicznie jest to temat tabu?M.C.: Ludzie boją się być otwarci. Co nie jest normą dla nich samych, wydaje się im przerażające. Jeśli człowiek zada sobie pytanie, co jest normą, okazuje się, że wszystko nią może być.
J.P.: O takich sprawach jak homoseksualizm można spokojnie mówić w środowisku, w którym się funkcjonuje. Właściwie nie ma innej możliwości, inaczej schodzi się do jakiegoś podziemia, do getta. Jeśli musisz się ukrywać z każdym najdrobniejszym gestem, spojrzeniem staje się to nie do zniesienia. Śmierć na żywo. Dopiero gdy człowiek się ujawni, może być naprawdę szczęśliwy. Ale to jest kwestia szczerości wobec siebie. Szczerość wobec mediów to już zupełnie inna sprawa. Nie jesteśmy na świecie sami, wszyscy mamy rodziny. Rodzice chłopaka, który jest gejem, przeżywają to niezwykle głęboko, boją się o niego. To nie wynika z ciemnogrodu, tylko z miłości, chęci ochrony. Przychodzą im do głowy różne myśli. Może zastanawiają się, gdzie sami popełnili błąd? Bo na przykład ojciec był pantoflarzem, a matka trzymała rodzinę żelazną ręką i dlatego syn jest teraz w związku z mężczyzną?
GALA: Macie za sobą teatralne role bohaterów pozostających w związkach homoseksualnych. Z jaką reakcją publiczności spotykaliście się po tych kreacjach? J.P.: Wiele razy obserwowałem, jak bardzo faceci boją się oskarżenia o bycie homoseksualistą. Stereotyp macho w społeczeństwie jest bardzo silny. Jednak ja nie miałem najmniejszego problemu z powodu zagrania geja w Beztlenowcach. Wręcz przeciwnie, odczuwałem sympatię, solidarność, a nawet czułość publiczności.
M.C.: W spektaklu Niezidentyfikowane szczątki ludzkie zagrałyśmy z Jolą Fraszyńską parę lesbijek. Jeżeli ktoś chce postrzegać mnie przez rolę i przypisywać cechy czy skłonności granej przeze mnie postaci, to znaczy, że nie rozumie podstawowej różnicy między rzeczywistością a fikcją. A poza tym dostrzegam stereotypową różnicę w postrzeganiu miłości homoseksualnej kobiet i mężczyzn. Kobiecy erotyzm chcą oglądać wszyscy. Męska miłość niekoniecznie spotyka się z tak dobrym odbiorem.
GALA: Jak głęboko wchodzicie w role, grając trudne emocje lub rozbierane sceny? Zatracacie się w nich?M.C.: Mocniej wchodzę w rolę w teatrze niż w filmie, ale nigdy się nie zatracam. Sceny intymne, nie tylko erotyczne, są piekielnie trudne. Bo tak czy owak obnażają naszą prywatność. I wszyscy obejrzą moje nagie ciało. Muszę zagrać jakieś reakcje, które nie będą niczyimi innymi, tylko moimi. Jednak grając, cały czas mam świadomość wykreowanej rzeczywistości. Moje życie jest gdzie indziej.
J.P.: Czasem dobrze jest się zatracić.
M.C.: Byle wiedzieć, kiedy zejść ze sceny (śmieje się). Ty zszedłeś kiedyś przed czasem.
J.P.: Zemdlałem z emocji, i to właśnie na kolanach Magdy. Wracając do zatracania się, moim zdaniem w filmie nie da się zagrać scen intymnych. Kto by miał uwierzyć w ich autentyzm w dobie pornografii? Trzeba więc dać jednak pewien ekwiwalent prawdziwych emocji. Najmocniejszą scenę erotyczną grałem w Przemianach z Mają Ostaszewską. Można powiedzieć, że myśmy się naprawdę kochali ze sobą, poza samym aktem biologicznym.
M.C.: Mam kompletnie inny pogląd na tę sprawę. Mój partner nie ma szans poczuć, jakby rzeczywiście był z kobietą. To rodzaj udawania, zawodowstwo. Myślę o scenie. A nie kontempluję: jakie fajne ciało, skóra na ramionach, zapach. Nie jestem podniecona.
GALA: W Trzecim zagraliście parę, która kocha się, ale jednocześnie brak tam bliskości, jest przemoc. Widać kryzys, może zmierzch miłości. Kiedy wiecie, że jeszcze uda się zawalczyć o związek, naprawić go?J.P.: Zastanawiałem się, co mogę powiedzieć o kryzysach, będąc 15 lat w związku. Ideałem, do którego dążymy, jest bycie z jednym partnerem przez całe życie. Wspólna starość, dorosłe dzieci. Trzymanie się za rękę i powolne ciche gaśnięcie. Jest w tym coś pięknego, ale strasznie naiwnego i nie do końca prawdziwego. Człowiek nie jest na dłuższą metę zdolny do życia w jednym związku. Te 15 lat było okupione niesamowitą ilością wyrzeczeń, kłótni, kompromisów i awantur. Jestem dziś na rozstaju, straszliwie wręcz wyczerpany. Po co się tak męczyć, jeśli można to uciąć?
M.C.: Najtrudniejszy moment przychodzi, gdy przestajemy czuć motyle w brzuchu. Wtedy albo pierwsze uderzenie pioruna przekształci się w dojrzałe uczucie już bez tego całego szaleństwa, albo się rozstaniemy. Piekielnie trudne jest dawanie sobie w związku wolności. Może zdarzyć się nawet tak, jak w filmie Trzeci: Ewa i Paweł dali sobie tyle wolności, że wspólne życie zaczęło im się zupełnie rozchodzić.
GALA: Jak w życiu odreagowujecie napięcia? Magda w filmie krzyczy przez okno jadącego samochodu.M.C.: Bywam nieznośna. Nigdy pierwsza nie wyciągam ręki do zgody. Widzę w sobie winę, ale potrafię przyznać się do tego dopiero post factum, kiedy już zostanę przeproszona za moje własne złe zachowanie. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale tak jest. Przeżywam zwykle wszystko w skrytości ducha, chowam w sobie emocje.
J.P.: Jestem awanturnikiem. Niestety, nawet Magda widziała moje wybuchy złości setki razy. Bywa, że kogoś obrażę, a potem pięć dni chodzę jak struty, mam łzy w oczach. Bardzo się wstydzę, też nie jest mi łatwo przeprosić. Ale przepraszam. Rzucam przekleństwami i przedmiotami. Rozbiłem w życiu kilka komórek, swoich zegarków, okularów. Rzuciłem na scenie słoik z dżemem, który się rozprysnął koło biednej Stasi Celińskiej. Skopałem ze złości swój samochód. O trzaskaniu drzwiami nie wspomnę. Ale zdarzyło się, że to ktoś na mnie podniósł nóż.
M.C.: Ja nie byłabym zdolna do takiego szaleństwa. Pamiętam swoje myśli w krańcowo napiętej sytuacji: weź szklankę i walnij nią o ścianę! I nie potrafię, nie umiem tego zrobić. By odreagować, nie krzyknę w życiu tak, jak krzyczę w filmie. Załatwiam sprawę psychologicznie.
J.P.: Magda w zdenerwowaniu bardzo precyzyjnie używa słów. Uderza słowem. Ja nie mówię, działam. Największe szaleństwo popełniłem, kiedy miałem kilkanaście lat. Pamiętam, jak mama dłuższy czas narzekała na zdrowie. Kilkanaście dni prosiłem ją, żeby poszła do lekarza, a ona tylko narzekała. W końcu pootwierałem wszystkie serwantki, kredensy i rozbiłem szklanki, kieliszki, cukiernice, co tylko było do rozbicia. Mama płakała potwornie, ale następnego dnia poszła do lekarza.
M.C.: Różnica polega na tym, że ja bym nie poszła. Wyjechałabym, uciekła. Nie jestem w życiu zbyt widowiskowa. Odwracam się i odchodzę. Można mnie zrazić ignorancją, brakiem uwagi, atencji. W niepowodzeniach zamykam się i trudno mnie potem otworzyć, dotrzeć do mnie. Bywa, że wychodzę z domu, gdzieś uciekam, chcę być goniona i przepraszana.
GALA: To podsyca temperaturę związku? M.C.: Bycie ze sobą wymaga dojrzałości, a nie stosowania gierek. Nawet trafienie w życiu na tę samą połówkę nie jest gwarancją sukcesu i udanego związku. Czasem i tak coś się zaczyna rozjeżdżać. I co to oznacza - że ktoś nagle przestał być naszą drugą połówką? Nie, to tylko namiętność wygasa.
J.P.: U jednych namiętność wygasa po pięciu miesiącach, u innych po pół wieku.
M.C.: Czytałam, że średnio po kilku miesiącach.
J.P.: U mnie trwało to o wiele dłużej, jakieś 8, 10 lat. Później związek się przekształca. Twój partner sprawia ci ogromną przyjemność duchową, intelektualną, emocjonalną. Nie cierpicie wtedy, gdy milczycie. Nie ma między wami nudy. To są głębokie związki, mogą trwać całe życie. Są ludzie, którzy mają niezwykle barwne umysły, fantazję, są fascynujący, ciągle zmysłowi. Bo zmysłowość nie polega na urokach ciała.
M.C.: W dojrzałym związku pojawia się spokój, pewność i duma z partnera. Z tego, co on robi, jaki jest, co mówi. Pojawia się wtedy we mnie pewien niezwykły rodzaj wibracji: to jest mój człowiek. Ten, o którym można marzyć, jest mój. Pierwsza namiętność przemienia się w coś, co nazwałabym ciepłem, przywiązaniem i uspokojeniem, poczuciem bezpieczeństwa i przyjemnością. On jest tylko dla mnie, ja tylko dla niego. W tej kwestii nie uznaję kompromisów. Jeśli ludzie się zdradzają, dzieje się tak z jakiegoś powodu. Rozpada się związek. Zdrada to decyzja jednej ze stron. Brzemienna w skutkach.
GALA: Jacku, dla ciebie istnieje dalsze życie po zdradzie?J.P.: Tak. Chociaż na początku relacji zdrada jest bez sensu. Jeśli ci ludzie jeszcze nawet nie związali się ze sobą, a już się zdradzają, to nie ma przed nimi żadnej przyszłości. Ale potrafię zrozumieć zdradę biologiczną. Gdy chemia jest tak silna, że musisz i koniec. Nie pochwalam tego, ale powiedz mi szczerze, ilu znasz ludzi, którzy nigdy nie zdradzili partnera? Ja znam wiele związków gejowskich i one często są otwarte, dzięki czemu ludzie w nich mniej cierpią.
GALA: Zdrada nie przekreśla szczęścia?
J.P.: Nie. Jeśli powiemy sobie otwarcie: pozwólmy sobie na skoki w bok, tylko róbmy to bezpiecznie i nie angażujmy się emocjonalnie, bo wtedy rzeczywiście będzie koniec.
M.C.: Myślisz, że można to kontrolować? Fakt, że z kimś śpisz, nie ma wpływu na twoje emocje? Moim zdaniem to bardzo wiele zmienia.
J.P.: Nie zgadzam się. Jeśli partner, z którym jesteś, nie daje ci już takiej frajdy, odlotu?
M.C.: ...to może znaczy, że zwyczajnie miłość się skończyła?
J.P.: Nie. Tylko związek ciał przekształca się w związek dusz. Jest jeszcze głębszy.