Reklama

Jennifer Lopez zapytana niedawno, co takiego jest w ubraniach duetu Dolce i Gabbana, że jest im wierna od początku kariery, wyszeptała: „Są sssexyyy”. „Żadna z nas nie ma idealnego ciała i oni to rozumieją – dodaje Kylie Minogue, chociaż akurat ona może się pochwalić świetną figurą. – Ubrania, które szyją, sprawiają, że kobieta wygląda jeszcze piękniej.” Odkąd ponad 20 lat temu Domenico Dolce (48 lat) i Stefano Gabbana (44 lata) zadebiutowali pierwszą kolekcją, ich nazwiska stały się synonimem seksownych strojów podkreślających kobiece kształty.
Zepchnięte na margines mody gorsety, czarne pończochy, szpilki w stylu baby doll z piórami marabuta, wzory zwierzęce, żywe kolory – właśnie oni ocalili to wszystko od zapomnienia i pokazali w swoich kolekcjach w taki sposób, że stało się to klasyką wizerunku glamour. Ideałem kobiecości jest dla nich niezmiennie seksbomba z południa Włoch: zmysłowa, o pełnych kształtach, pewna siebie, ale zawsze pod kontrolą. Jak młoda Sophia Loren czy boska Monica Belluci. Jak mieszkanki Sycylii – wyspy, która ich od lat inspiruje (jedne z perfum nazwali właśnie Sicily) i skąd pochodzi Domenico Dolce.
„Urodziłem się w zakładzie krawieckim w Palermo i przez całe dzieciństwo słuchałem rozmów o modzie – wspomina Domenico. – Moja mama znała się na modzie. Ojciec pochodził z rodziny z krawieckimi tradycjami. Prowadzili niedaleko Palermo niedużą firmę szyjącą ubrania, więc moda była całym moim życiem.” Stefano Gabbana, wenecjanin urodzony w Mediolanie, opowiada: „Dorastałem otoczony ubraniami. Dosłownie, bo moja mama była praczką. Lubiła modę. Będąc nastolatkiem, kochałem rzeczy Ellio Fiorucciego. Kupowałem je w secondhandach, czego mama wprost nienawidziła. Do dziś uważa, że noszenie ubrań po kimś jest niehigieniczne i nie przystoi Włochowi.” Gabbana, z wykształcenia grafik, z modą związał się przypadkiem. W latach 80. pracował w agencji reklamowej. Podczas stażu u jednego z weneckich projektantów poznał Domenico.
„Mieliśmy podobne wizje, ale patrzyliśmy na rzeczy z różnych perspektyw – wspomina Stefano. – Obydwaj kochamy seksowne rzeczy, tyle że dla każdego z nas słowo »seksowne« oznacza co innego. Dla mnie jest to mini. Dla niego, jako krawca, jest to coś o bardziej złożonej strukturze.” Stefano działa instynktownie, Domenico jest refleksyjny i obsesyjnie dba o detale. „Jesteśmy jak jin i jang – mówi Gabbana. – Ale to się sprawdza od początku.” Czyli od 1986 r., kiedy zachwycili świat swoją pierwszą kolekcją. Ich kariera nabrała tempa, gdy w 1993 r. Madonna zamówiła u nich kostiumy na trasę „Girlie Tour” („Kazała nam robić przymiarki po ciemku, żeby jej oczy mogły odpocząć” – wspominał z rozbawieniem Stefano).
Kiedy przed dwoma laty ogłosili, że rozstają się po 19 latach bycia w związku, wielu było pewnych, że to koniec firmy Dolce & Gabbana. „To jest rozstanie miłosne, a nie biznesowe – uspokajał Stefano. – A firma, nawiasem mówiąc, nigdy nie miała się lepiej.” Rzeczywiście: zaczęli współpracę z Motorolą (efekt to srebrno-złoty telefon RAZR V3i), otworzyli oszałamiającą, bo całą w złocie, restaurację Gold w Mediolanie i nową, supernowoczesną siedzibę firmy.
„Po naszym rozstaniu w moim sercu był smutek – wspomina Gabbana. – Kocham pieniądze, kocham luksus. Mam piękny dom w Portofino, ale on nie zmienił tego smutku w radość. Mam piękną łódź, ale i ona tego nie zdziałała. Podróżowałem prywatnym samolotem, ale to też nie poprawiło mi nastroju. Jestem człowiekiem, nie projektantem mody.” I dodaje: „Rozstanie z Domenico było na początku trudne. Żyliśmy, pracowaliśmy i kochaliśmy się bardzo intensywnie. A późnej wszystko się zmieniło. Zajęło nam trochę czasu, zanim nauczyliśmy się, jak nadal pracować razem. Nasza love story się nie skończyła, bo miłość ma różne odcienie”.
Dziś Stefano i Domenico mieszkają obok siebie: drzwi w drzwi. Każdy z nowym, niezwiązanym z modą partnerem. „Żyjemy bez ochroniarzy, bez kierowców, bez okularów przeciwsłonecznych – mówi Stefano. – Kocham swoją pracę: żyję nią i oddycham. Ale nie kocham świata mody. Wolałbym spędzać większość czasu w domu, bawiąc się z psem.
” Dolce i Gabbana założyli firmę, mając tysiąc dolarów w kieszeni. Przekształcili ją w modowe imperium warte 400 mln dolarów i zostali ulubieńcami gwiazd: od Angeliny Jolie po Penélope Cruz. Wszystko, na czym są litery D i G, staje się hitem: perfumy, akcesoria, kolekcja męska, dziecięca, dwie linie damskie. Mimo to ciągle wydają się być zaskoczeni, że dotarli na sam szczyt.
„To, że gwiazdy wkładają nasze suknie, jest miłe, ale nadal najbardziej wzrusza mnie widok zwykłych ludzi w naszych ubraniach – mówi Domenico. – Oczywiście czasem widzę nasze rzeczy na kimś i mam ochotę krzyknąć: »Nie!«, ale przecież nie mogę zatrzymać nikogo na ulicy i powiedzieć mu: »Proszę, wróć do domu i przebierz się«”.
„Przez pierwszych dziesięć lat nie mogliśmy sobie pozwolić na urlop, dlatego nie mamy zdjęć z wakacji z początku naszego związku” – opowiada Stefano, który zdradził kiedyś, że gdy skończy 40 lat, planują z Domenico przejść na emeryturę i cieszyć się życiem, pływając jachtem po ukochanym Morzu Śródziemnym lub spędzając czas w swoich domach w Monte Carlo, Mediolanie i Portofino. Słowa nie dotrzymali, ale nadal trzymają świat mody w szachu. „W przeciwieństwie do projektantów, którzy zajmują stołki dłużej niż powinni, chcemy powierzyć kierowanie firmą komuś młodemu, kreatywnemu i energetycznemu, kogo będziemy z Domenico doglądać i komu będziemy doradzać” – tłumaczy Stefano. A jego partner w biznesie dodaje: „Kiedy umrę, stanę przed świętym Piotrem, a on mnie zapyta: »Co dzisiaj zrobiłeś? «, odpowiem mu: »Poszedłem do biura i zrobiłem wszystko, co było zaplanowane.« I pewnie usłyszę: »Ty głupcze... «”.

Reklama
Alicja Szewczyk
Reklama
Reklama
Reklama