Anna Baj, założycielka, projektantka i dusza marki SaintBy o miłości do mody i wielu wymiarach piękna: "Idealnych kobiet nie ma na ulicach!" [WYWIAD]
Anna Baj. Kobieta silna i zdeterminowana, a jednocześnie wrażliwa i niesamowicie ujmująca. Rozmawiając z nią, byłam pewna, że wiele osób po przeczytaniu tego wywiadu pomyśli sobie, że w życiu naprawdę warto walczyć, a inspiracje można znaleźć wszędzie. Ona wie, gdzie jej szukać i jak zbudować markę, którą pokochają miliony kobiet.
Markę SaintBy z pewnością kojarzycie z gwiazdami, które pozują do instagramowych zdjęć w pięknych, zwiewnych sukienkach. Ubrania z jej metką chętnie noszą Marta Żmuda-Trzebiatowska, Izabela Janachowska, Katarzyna Cichopek, czy Joanna Koroniewska. Dla jej założycielki nie jest to jednak wyznacznikiem sukcesu. Anna Baj od 2018 roku tworzy ubrania dla kobiet, by te mogły czuć się w nich po prostu wyjątkowo, niezależnie od tego, czy wpisują się "w kanon". Jak sama przyznaje, nie ma "kobiety SaintBy", więc projektuje dla każdej z nas: "Moje kolekcje są tak skonstruowane, żeby każda kobieta mogła znaleźć modele, w których poczuje się komfortowo, a jednocześnie wyjątkowo. I wcale nie musi mieć figury modelki". Ale rozmawiałyśmy nie tylko o tym. Ania opowiedziała mi również swoją historię, a ja słuchając jej, utwierdzałam się w przekonaniu, że to jedna z tych kobiet, które nazywamy Girl Boss.
Xymena Borowiecka, kobieta.pl: Okres pandemii to intensywny czas dla Ciebie i Twojej marki. Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, byłaś i jesteś bardzo zapracowaną osobą. Poza stałymi kolekcjami, na początku zeszłego roku do sprzedaży trafiła kolekcja basic.
Anna Baj, założycielka marki SaintBy: Tak, dokładnie. Ale co ciekawe - kolekcja basic nie została stworzona po to, by dopasować się do tamtej sytuacji. Wszystko było zaplanowane wcześniej. Faktycznie weszła do sprzedaży akurat przed pierwszym lockdownem – w marcu 2020, ale działanie było absolutnie zamierzone. Kiedy my mieliśmy wszystko dopięte na ostatni guzik, inne marki na szybko doszywały bluzy i t-shirty.
Zupełnie niezaplanowane posunięcie okazało się strzałem w dziesiątkę. Mały sukces we wręcz krytycznym dla wielu momencie.
Tak, ale nie ukrywam, że sytuacja była naprawdę bardzo trudna. W zeszłym roku nikt z nas jeszcze nie wiedział, jak postępować. Dopiero teraz wszystko zaczyna powoli wracać do normy. Duży wzrost widać zwłaszcza w przypadku sprzedaży internetowej. Na początku rozwoju marki skupialiśmy się na współpracy z butikami multibrandowymi, natomiast pandemia w pewnym sensie pozwoliła nam skupić się na tym, by dopracować stronę internetową. Udało się tego dokonać, wystartowała i obecnie naprawdę prężnie się rozwija. Dodatkowo w tym roku zaczęliśmy sprzedawać markę SaintBy na dwóch brytyjskich platformach Wolf&Bagder oraz Atterley, a także podpisaliśmy umowę o współpracę z dystrybutorem z Australii.
SaintBy to marka, którą wręcz kochają gwiazdy – Izabela Janachowska, Joanna Koroniewska, Zosia Ślotała, Marta Żmuda-Trzebiatowska… Kiedy ją tworzyłaś, to myślałaś, że tak właśnie będzie?
Zupełnie nie, wtedy nawet się nad tym nie zastanawiałam. Marzyłam o tym, żeby stworzyć kolekcję ubrań, która będzie po prostu podobała się kobietom, w której będą się czuć pięknie i komfortowo. Jest mi bardzo miło, że znane i lubiane kobiety noszą moje projekty, ale nie to było moim celem. Zawsze lubiłam modę. Jak byłam małą dziewczynką, to moim ulubionym zajęciem było przymierzanie ubrań mojej mamy, tworzenie własnych „stylizacji”. Uwielbiałam to! Niestety, musiałam na chwilę zostawić swoje marzenia, a później zmierzyć się z tym, co przyniosło życie.
Praca w korporacji, a później…?
Najpierw była praca w korporacji, a później prowadziłam butik w jednym z warszawskich centrów handlowych. Nie było łatwo, bo problemy związane z biznesem zbiegły się z zawirowaniami w moim życiu prywatnym. Był taki moment, że straciłam niemalże wszystko. Po pięciu bardzo trudnych latach, pomimo przeciwności losu pomyślałam sobie: właściwie czemu nie miałabym stworzyć własnej marki? Przecież to umiem, znam ten świat.
I nagle wydarzyło się coś, co Cię do tego przekonało?
Jednego wydarzenia nie było, bo dojrzewałam do tej decyzji. Pierwsze pół roku działalności SaintBy to był specyficzny czas. Stworzyłam kilka rzeczy i obserwowałam rozwój sytuacji. Kiedy zaczęły się sprzedawać, dotarło do mnie, że to, co tworzę, podoba się nie tylko mnie, ale innym również. Z perspektywy czasu wiem, że założenie własnej marki to była najlepsza decyzja w moim życiu. Pierwszy raz poczułam wtedy, że jestem na swoim miejscu.
Pamiętasz swój pierwszy projekt?
Tak! To była długa sukienka-hiszpanka. Wciąż doszywamy ten fason i świetnie się sprzedaje!
Sukienka wciąż na topie, ale jestem pewna, że wiele się od tamtego czasu zmieniło. Dojrzewasz razem ze swoją marką?
Gdybyś porównała moje projekty z tamtego okresu do obecnych, to zauważyłabyś, jak bardzo się zmieniłam. Ja dojrzewam i moja marka razem ze mną.
Czujesz się mądrzejsza?
Tak, ale jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz poza mądrością i doświadczeniem. Prowadząc biznes, trzeba mieć dużo pokory. Nie miałam żadnego poważnego kryzysu w trakcie prowadzenia własnej marki. Przeszłam go przed jej założeniem. Nauczył mnie tego, że do biznesu trzeba podchodzić mądrze, odpowiedzialnie i ostrożnie. Łatwo jest tworzyć markę, mając nielimitowane zasoby finansowe. Dużo trudniej jest to osiągnąć, mając bardzo ograniczony kapitał. Jednocześnie warto kierować się intuicją. Mnie moja nie zawodzi. Wiem, co moje klientki lubią, co nie znaczy, że wciąż mnie nie zaskakują.
Nie masz swojej „kobiety SaintBy”?
Nie mam i nie chce mieć. Zależy mi na tym, żeby moje klientki po prostu lubiły siebie, swoją kobiecość. Żeby projekty SaintBy nosiły z przyjemnością. Niezależnie od tego, kim są.
Chcesz poprzez ubranie sprawiać, żeby czuły się dobrze w swoim ciele, a dobrze czujemy się w tym, co „dobrze się nosi”.
Tak, zgadzam się. Nie bez powodu stawiam na bardzo jakościowe „szycie” i świetne materiały. Kosztuje mnie to wiele wysiłku, w tym także emocjonalnego, gdyż nie potrafię wypuścić rzeczy, która nie spełnia moich jakościowych oczekiwań... Jeśli nie czuję, że to jest to, to nie mam ochoty i zamiaru prezentować tego światu. Chcę z czystym sumieniem mówić, że jestem dumna ze swoich zrealizowanych projektów.
Jesteś fantastycznym przykładem #GirlBoss.
Bardzo dużo czasu poświęcam swojej marce. Ja wręcz nią żyje. Za każdym razem nie mogę doczekać się tego momentu, kiedy pierwszy raz zobaczę coś, co do niedawna było tylko koncepcją. Uwielbiam ten etap tworzenia nowych projektów.
To co Cię motywuje, żeby tworzyć? Skąd czerpiesz inspiracje?
Mam w sobie mnóstwo motywacji. Czerpię też z tego, co się dzieje na zewnątrz, a poza tym chyba zawsze byłam estetką. Inspirują mnie Włochy. Kocham włoski styl, ten niesamowity klimat, który tam panuje. Mam nadzieję, że tam kiedyś zamieszkam (śmiech).
A co Cię czyni artystyczną duszą?
Wrażliwość i właśnie to, że jestem estetką. Mam to wrodzone. Lubię otaczać się ładnymi rzeczami. Nie inspiruje mnie las, czy natura. Wychowałam się w miejscu, które było właśnie takie spokojne. A mnie stale ciągnęło do miasta, do miejsc, gdzie jest sztuka, zupełnie inna energia.
I moda?
Zainteresowanie modą zaczęło się dużo wcześniej. Moja mama, mimo że nie było na to zbyt wiele funduszy, mocno przykładała wagę do tego, jak jesteśmy ubrani. Miało być czysto, schludnie i miało do siebie pasować. Mama nauczyła mnie, że ubiór jest nie tylko ubiorem, ale również wyrazem szacunku do drugiego człowieka.
Twoje pochodzenie i Twoja historia zdeterminowały życiowe wybory.
Pochodzę z pracowitej rodziny. Mój tata zmarł kiedy miałam jedenaście lat. Moja mama została z dwójką dzieci i moje dzieciństwo przestało przypominać sielankę. Mama zajmowała się biznesem, który przejęła po tacie. Na początku nie miała wiedzy, by go prowadzić. Została postawiona przed faktem dokonanym, ale nie poddała się. Poradziła sobie bardzo dobrze, stała się silniejsza niż kiedykolwiek. Ja również jestem silną osobowością, a patrząc przez pryzmat swoich doświadczeń, nauczyłam się szczególnie doceniać tych, którzy osiągnęli coś, zaczynając od zera. Doskonale wiem, ile to jest pracy.
W krytycznych momentach, które nadeszły później byłaś silniejsza?
Tak. Zawsze bardzo pomagała mi mama i przyjaciele.
W Polsce nie jest łatwo prowadzić markę premium.
Nie, ale ja się cieszę, że wybrałam tę trudniejszą drogę. Marka jest jeszcze młoda, rozwija się, ale ja jestem dokładnie w tym miejscu, w którym chciałam i chcę być. Wkładam naprawdę wiele energii i pracy w SaintBy z nadzieją, że to zaowocuje. Jednocześnie, nie chcę się tym zachwycać, bo próżność w biznesie nie popłaca. Doceniam swoje sukcesy, ale nie osiadam na laurach.
I podążasz za tym, co dzieje się na rynku fashion.
Staram się, żeby ubrania z metką SaintBy były uniwersalne. Takie przyszły czasy. Nie chcemy kupować sukienki na raz, chcemy mieć w szafie coś, co jest świetnej jakości. Coś, co założymy na wiele okazji, zmieniając jedynie dodatki. Nie wypuszczam wielu rzeczy, ale moje projekty są dopracowane w najmniejszych szczegółach. Bardzo rzadko robię też wyprzedaże. Wolę mniej uszyć i mniej sprzedać niż przeceniać. Nadprodukcja jest również wbrew odpowiedzialnej modzie. Chciałabym, żeby moja marka była niszowa, niemasowa.
Masz takie kolory, których nigdy nie zobaczymy w Twoich kolekcjach?
Pomarańcz! (śmiech) I taka neonowa zieleń.
Ty się w tym źle czujesz i nie chcesz tego robić?
Tak! Robię rzeczy zgodne ze sobą. Coś może nie do końca pasować do mojej figury, ale musi być w moim stylu, w moich kolorach, stworzone z moich ulubionych tkanin.
Chyba najlepszym potwierdzeniem Twoich słów są ostatnia kampania SaintBy i zapisane stories na instagramowym profilu marki SaintBy Girls. Różne sylwetki, typy urody, czy wiek, a każda z kobiet wygląda niesamowicie.
Stale pracujemy nad tym, żeby nie zamykać się w sztywnych ramach jeśli chodzi o kanon piękna. Faktycznie w naszej kampanii wystąpiły modelki, które nie reprezentują tylko jednego typu urody. Poza tym idealnych kobiet nie ma na ulicach. Moje kolekcje są tak skonstruowane, żeby każda kobieta mogła znaleźć modele, w których poczuje się komfortowo, a jednocześnie wyjątkowo. I wcale nie musi mieć figury modelki.
I nie musi być gwiazdą. Zauważyłam, że ubrania - zwłaszcza sukienki - SaintBy kupują też dziewczyny, które na co dzień nie ubierają się u projektantów. Po prostu chcą mieć w szafie jedną, czy dwie rzeczy wysokiej jakości, które założą na wiele okazji.
Mamy czasem takie telefony: „W tym miesiącu kupię to, a na kolejną rzecz muszę/chcę odłożyć’ - to jest fajne, budujące. Cieszę się, że docieramy do wielu, absolutnie różnych kobiet.
Jesteś szczęśliwa w tym miejscu, w którym jesteś? Czujesz się spełniona?
Bardzo. Nigdy wcześniej nie miałam takiego przekonania, że jestem w odpowiednim miejscu. Teraz robię to, co kocham. To jest mój czas.