GEORGE CLOONEY Włoska idylla
Ameryka go znudziła. „To kontynent bez historii” – uważa George Clooney. Właśnie dlatego hollywoodzki aktor kupił w 2002 roku przepiękną posiadłość nad jeziorem Como. Spędza we Włoszech kilka miesięcy w roku i marzy, by przenieść się tam na stałe.
- GALA 29/2008||
Życie w niewielkim, włoskim miasteczku Cernobbio położonym nad malowniczym jeziorem Como toczy się leniwie. Właściciele małych restauracji zwanych trattoriami otwierają je dopiero około południa. Rozstawiają stoliki i zachęcają turystów, by weszli do środka i skosztowali lokalnych specjałów. Tutaj nikt się nie spieszy. Nie spieszy się także pewien przystojny, dobrze ubrany mężczyzna, który codziennie o tej samej porze przyjeżdża do Cernobbio na filiżankę prawdziwego, włoskiego espresso. Zanim jednak zajmie jeden ze stolików w swojej ulubionej knajpce Gatto Nero (czarny kot), zawsze chętnie zamienia kilka słów z przechodniami. Nie złości się, gdy nieznajome staruszki pytają go, co będzie dzisiaj robił i kiedy wreszcie się ożeni! Nie złości się nawet, gdy rozchichotane nastolatki ukradkiem robią mu zdjęcia i nieśmiało proszą o autograf. Nic dziwnego! To w końcu George Clooney, przyzwyczajony do popularności hollywoodzki gwiazdor, który od sześciu lat każde wakacje spędza nad jeziorem Como, bo jak sam przyznaje, ma po prostu bzika na punkcie słonecznej Italii. „Kocham wszystko co włoskie! – mówi. – Jedzenie, wino, pogodę, piękne widoki, no i oczywiście garnitury od Armaniego” – wylicza. A kobiety? „No cóż, je przede wszystkim!” – śmieje się.
Jego wielka włoska przygoda rozpoczęła się na początku 2002 roku, gdy aktor za namową Gregory’ego Pecka pierwszy raz przyjechał w okolice Como. Nad szafirowymi wodami tego jeziora od lat lubili wypoczywać bogaci przedsiębiorcy ze Szwajcarii i śmietanka towarzyska z całej Europy. Dzisiaj to jedno z ulubionych miejsc miłośników windsurfingu i luksusu. „Wynająłem skuter i zwiedziłem pobliskie miasteczka” – opowiadał dziennikarzom, gdy pierwszy raz zapytali, dlaczego właśnie tutaj zdecydował się odpoczywać od zgiełku Los Angeles. „Od pierwszego wejrzenia zakochałem się w Laglio, gdzie mieszka niespełna tysiąc osób. Okazało się, że jest tam do sprzedania XIX-wieczna posiadłość Villa Oleandra, której właścicielami była rodzina Heinzów (twórcy znanej marki keczupu). Gdy tylko ją zobaczyłem, wiedziałem, że muszę ją mieć” – zdradził Clooney. Za willę z 15 sypialniami i ogromnym ogrodem porośniętym cyprysami zapłacił około 10 milionów dolarów. Ale to nie wszystko. Kilka miesięcy później nabył sąsiednią willę Margherita, gdzie stworzył przytulne miejsce pracy. Urządził ją trochę skromniej niż Villę Oleandra, jednak niezwykle komfortowo. Podłogi wyłożył surowym drewnem, do jednego z pokojów wstawił automat do gier, a także dworcowe zegary wskazujące czas w różnych częściach świata. To właśnie tutaj napisał scenariusz do nominowanego do Oscara filmu „Good Night and Good Luck”. „W tym miejscu najlepiej mi się tworzy. Siadam na tarasie, moja gosposia Elena przynosi mi pyszne orzechowe ciastka, kieliszek grappy, i od razu zaczynają mi przychodzić do głowy znakomite pomysły” – mówi.
W wywiadzie dla włoskiej stacji telewizyjnej TG5 George zdradził niedawno, że zakup domu nad jeziorem Como był najlepszą rzeczą, jaką do tej pory zrobił w całym swoim życiu. „W Ameryce wszyscy gdzieś się spieszą. Tutaj jest na odwrót. Obserwując moich włoskich sąsiadów, zaczynam rozumieć, że najważniejsze to mieć wokół siebie bliskich ludzi” – opowiadał aktor. To dlatego, gdy jedzie do Laglio, zawsze oprócz kilkunastu walizek wypełnionych luźnymi strojami i kilkoma książkami o sztuce zabiera ze sobą... co najmniej 15 znajomych! Wśród stałych bywalców willi są Brad Pitt z Angeliną Jolie, Matt Damon, Michael Douglas, a także Julia Roberts. W tym roku Clooney postanowił jednak spędzić pierwsze dni lata w nieco mniejszym gronie. W połowie czerwca paparazzi zrobili mu zdjęcia, jak żeglował po jeziorze w towarzystwie męża Madonny Guya Ritchie. Obaj panowie wyglądali na zamyślonych. Pewnie dyskutowali o swoich burzliwych związkach. W końcu George kilka tygodni temu rozstał się z Sarah Larson, a Guya być może już wkrótce czeka rozwód z królową popu. Przyjaciele aktora nie mają jednak wątpliwości, że już wkrótce zaprosi do swojej rezydencji kolejną piękność. A jeśli nie... Jeśli nie, to na pewno przyjadą go pocieszyć kumple z Hollywood. Poza tym, jak twierdzi George, we Włoszech nie można się długo smucić. Na łamach „Vanity Fair” zdradził swoją receptę na dobre samopoczucie. „Gdy jestem w Laglio, wstaję o 6.30 i jem świeżo upieczony chleb i sery typowe dla tego regionu, takie jak gorgonzola czy bel paese. Potem godzina na siłowni. Ćwicząc, słucham płyt do nauki włoskiego. Czasami trochę pożegluję lub wsiadam na motor i jadę do Cernobbio na włoskie kanapki, czyli tak zwane panini” – mówi.
Jak prawdziwy Włoch George nie stroni także od dobrej zabawy ze szczyptą luksusu. Każdą ze swoich dziewczyn zabierał do najznakomitszych miejsc nad jeziorem Como. Byłą ukochaną, modelkę Lisę Snowdon zapraszał na wystawne kolacje do pięciogwiazdkowego hotelu Villa Serbelloni w Bellagio, w którym zatrzymywali się niegdyś Winston Churchill i J.F. Kennedy. Z kolei z Sarah Larson wiele wspaniałych chwil spędził w nieziemsko drogiej Villa d’Este, gdzie przyjeżdżała Greta Garbo. Jednak na co dzień gwiazdor omija drogie miejsca i stara się prowadzić proste życie. „Giorgio”, jak pieszczotliwie mówią o nim okoliczni mieszkańcy, uwielbia bawić się z dzieciakami na rynku, jeść lody i do późna przesiadywać we wspomnianej wcześniej knajpce Gatto Nero. I co najważniejsze, nigdy nie unika kontaktu z miejscową ludnością, choć jak sam przyznaje, jego włoski pozostawia wiele do życzenia. Jak prawdziwy południowiec raz zamieni dwa zdania ze sprzedawcą gazet o piłce nożnej i ubóstwianej w tej okolicy drużynie AC Milan, a raz czarująco się uśmiechnie, gdy ktoś zapyta go, co sądzi o polityce Berlusconiego. „To jest właśnie to słynne la dolce vita – opowiada Clooney. – Kiedy wprowadziłem się do Laglio, obiecałem mieszkańcom, że postaram się nie zakłócać ich spokoju. I dotrzymałem słowa! Po ulicach chodzę bez żadnej ochrony, a sympatycznych fanów zapraszam czasami do swojego ogrodu” – dodaje.
Wszystko wskazuje na to, że prawdziwy smak szczęścia George Clooney poznał na Starym Kontynencie, a nie, jak można byłoby sądzić, w Hollywood. Wszyscy mieszkańcy okolicy zdążyli się do niego przyzwyczaić i traktują go jak swojego. Jedynie młode turystki z Ameryki w każde wakacje stoją godzinami przed posiadłością aktora na via Regina i próbują zobaczyć, co się dzieje za grubym murem z napisem „Privato”. Nie mogą się po prostu pogodzić z tym, że ich ukochany gwiazdor coraz częściej myśli o porzuceniu Stanów dla sielankowej Italii.