Reklama

Przyjechała z Łodzi do Warszawy, by odebrać dokument nadający jej polskie obywatelstwo. Ma jeszcze kilka godzin do oficjalnej uroczystości. Siedzimy na tarasie ulubionej przez aktorów kawiarni Antrakt. Patrycja sięga po jeden cienki papieros za drugim. Czytam napis na opakowaniu: „Palenie zabija”, co ona kwituje ironicznym uśmiechem: „Od czegoś trzeba umrzeć”.

Reklama

GALA: Zastrzegłaś, że nie będziesz mówiła o ojcu.

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Bo to, co miałam do powiedzenia o nim, już powiedziałam. Po co prowokować?

GALA: Spotkałyśmy się niedawno na uroczystości w Pałacu Prezydenckim, na której piosenki Jacka Kaczmarskiego śpiewał twój partner Paweł. Wspierasz go duchowo?

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Tak. Jeśli tylko mogę, towarzyszę Pawłowi, tak jak on mnie, gdy koncertuję. Przy okazji chciałam podziękować prezydentowi za przyznanie obywatelstwa.

GALA: Co ono dla ciebie znaczy? Otwarcie, zamknięcie, kolejny krok, nowy rozdział?
PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Przestałam wreszcie być dzieckiem. Przez kilka miesięcy lawirowałam między byciem cudzoziemką, człowiekiem bezimiennym, bezdomnym, tu, w Polsce.

GALA: Dlaczego zamieniłaś Australię na Polskę?

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Jak mnie w Australii pytano o narodowość, odpowiadałam: „Jestem Polką”. Nigdy nie czułam się Australijką, choć to wspaniały kraj. Polska zawsze mnie pociągała, tu mam korzenie. Przyjechałam na miesiąc wakacji i już po dwóch tygodniach stwierdziłam: zostaję, jestem w domu.

GALA: Przyjechałaś do kraju, który się zmieniał i zmienia nadal.

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Jestem dzieckiem nowej Polski, urodziłam się w 1988 roku w Monachium, gdy upadał komunizm. Nigdy nie doświadczyłam rzeczywistości, o której opowiada mi Paweł – rocznik ’78. Codziennych kłopotów, kolejek, zdobywania towarów, jak w anegdocie o „pani sklepowej, co daje od tyłu”. Oglądaliśmy razem film „Trzech kumpli”. Fascynujące. Jednak tamta rzeczywistość nie jest dla mnie zupełnie obca. Mówi się, że miłość do kraju wysysa się z mlekiem matki. Myślę, że i w moim przypadku tak było.

GALA: Nie masz kłopotów z tożsamością? Mieszkałaś po kolei w Niemczech, Australii, teraz w Polsce.

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Dzięki przeprowadzkom mam bogate doświadczenia, choć czasem było ciężko.

GALA: Bagaż i balast jednocześnie.
PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Trafiłam do Polski na stałe jako naiwna dziewczynka z australijskiej prowincji dwa miesiące po 18. urodzinach. Ufna, otwarta na ludzi, pełna nadziei. Przyjechałam w przeddzień drugiej rocznicy śmierci taty. Siłą rzeczy musiałam trafić na ludzi z nim związanych: przyjaciół, znajomych, także fanów. Zdawałoby się, że nie mogłam trafić lepiej. Niestety, w pół roku dostałam mocno po uszach.

GALA: Dlaczego?

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Bo wśród ludzi, których darzyłam zaufaniem, byli też tacy, którzy deklarowali życzliwość, ale wbijali mi nóż w plecy. Plotki, plotki, plotki. To ten balast.

GALA: Twój ojciec, bard Solidarności, to dla Polaków marka. A ty, już po jego śmierci, opowiedziałaś o waszych trudnych relacjach, o swoim do niego żalu. Skruszyłaś mit.

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Osoby niepotrafiące oddzielić ojca-człowieka od ojca-wybitnego artysty zarzuciły mi zakłamanie, nieszczerość, szkodzenie pamięci po zmarłym. One traktują go nieomal jak bóstwo, nie widzą człowieka, ale wyidealizowaną legendę. Zupełnie jakby nie pamiętali słów ojca: „Jestem egzemplarz człowieka – diabli, czyśćcowy i boski”. Być może po córce idola spodziewali się wsparcia dla ich fanatyzmu. Zawiodłam ich. Skruszenie mitu polegało na tym, że bogu przypisałam cechy ludzkie.

GALA: Jesteś jedyną córką Jacka Kaczmarskiego. Masz prawo do własnej oceny ojca. Tak jak twój przyrodni brat, Kosma, syn Jacka z pierwszego małżeństwa.
PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Wiem, że mam prawo do własnej prawdy o ojcu. Niestety, nie miałam wtedy wyczucia momentu. Mówić mogłam i powinnam, choć może w innym czasie, nieco innymi słowami.

GALA: Czy nazwisko ojca pomaga?
PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Na początku bardzo mi pomagało, ale na egzaminach do szkoły aktorskiej nie chciałam, żeby mnie kojarzono z ojcem. Z drugiej strony pamiętano mnie sprzed dwóch lat, kiedy zdawałam po raz pierwszy. Formalnie jeszcze nie noszę nazwiska Kaczmarska. Teraz, jak już dostałam obywatelstwo, wrócę do niego. Nazwisko Volny mam po drugim mężu mojej matki, który zmarł kilka lat przed moimi narodzinami. Były jakieś formalne kwestie, że moi rodzice zadecydowali tak, a nie inaczej.

GALA: Zakochałaś się w Pawle, bo usłyszałaś, jak śpiewa piosenki ojca?
PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Zobaczyłam go w tłumie po pogrzebie ojca i pomyślałam:„Kurczę, jaki przystojny facet”. Faktycznie, śpiewał piosenki ojca ze swoim zespołem, ale chyba nie to mnie w nim ujęło. On mnie nie zauważył. Nic dziwnego: byłam zahukana, z nadwagą, ubrana na czarno, dziwaczna.

GALA: Miałaś wtedy 16 lat.

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Tak. Gdy dwa lata później ponownie przyjechałam do Polski, Paweł z zespołem byli w Warszawie na przesłuchaniach do konkursu piosenki poetyckiej. Zaprosiłam ich do wynajmowanego mieszkanka przy ul. Popiełuszki. Wtedy lubiłam się integrować, zapraszać, byłam otwarta, gościnna. Wszystko w tamtej klitce stało na trzech nogach albo na stercie cegieł, włącznie z wanną i łóżkiem. I od tego dnia, czerwcowego, obchodzimy naszą rocznicę.

GALA: W Łodzi przestałaś być gościnna?

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Nie. Ale mieszkam z Pawłem i zapraszamy ludzi, którym możemy ufać. Teraz kupujemy w Pabianicach pierwsze wspólne mieszkanie. Paweł będzie miał bliżej na polowania. Ja mogę co najwyżej wypatroszyć kaczkę.

GALA: Ekolożka i myśliwy?


PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Dzięki Pawłowi wiem, że myślistwo to też rodzaj ekologii,bo utrzymuje równowagę w środowisku. Na polowaniu byłam tylko raz! Paweł ustrzelił bażanta, nie mogłam na to patrzeć. W Pabianicach zamieszkamy pod lasem, ale razem będziemy tam chodzić tylko na spacery.

GALA: Gdy spotkałaś Pawła, byłaś zakompleksioną 16-latką z nadwagą, a teraz widzę piękną, szczuplusieńką kobietę. Może nawet zbyt szczupłą.

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Byłam i jestem anorektyczką. Z tego człowiek nigdy nie wychodzi, co najwyżej uczy się z tym żyć. Gdy szukałam pomocy, trafiłam do psychologa, który powiedział takie zdanie: „Je się dla matki, wymiotuje dla ojca”. Coś w tym jest. Mama była bardziej moją przyjaciółką i siostrą niż matką, ulegała mi, rozpieszczała. Wykorzystywałam to, ale brakowało mi męskiego autorytetu. Byłam gruba, stwierdziłam, że nikt mnie nie zechce. Postanowiłam schudnąć.

GALA: Ile wtedy ważyłaś, ile teraz?

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Z 69 kg zjechałam do 45. Zabrałam się do tego drastycznie. Matka myślała, że mam raka. Ćwiartka kromki chleba to był dla mnie ogromny posiłek. Próbowałam leczyć się sama, ale zbiegło się to z wyjazdem do Polski. Zaliczyłam stres i utratę kolejnych kilogramów. Zwykle z bulimii przechodzi się do anoreksji. Najadałam się do syta, miałam wyrzuty sumienia, wymiotowałam, potrafiłam nie jeść przez tydzień, a potem się opychać. To się nazywa binge eating.

GALA: Kompulsywne obżarstwo. Walczy się z nim za pomocą 12 kroków, tak samo jak z alkoholizmem.

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Z obżarstwa przeszłam do głodówki. Zaczynałam dzień od dietetycznego kakao, które zabierałam do samochodu i piłam, jadąc na zajęcia. Po nich kupowałam Red Bulla bezcukrowego, który ma 4 kalorie na 100 ml. W szkole piłam kolejnego Red Bulla, w domu zjadałam trzy orzechy. Jechałam na stu kaloriach dziennie. Przez pół roku. Teraz są dni, gdy patrzę w lustro i myślę: grubas. Albo widząc osobę chorobliwie chudą, zazdroszczę jej.

GALA: Co na to Paweł, wysoki, mocno zbudowany mężczyzna?

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Jak widzi, że się obżeram, mówi: „Uspokój się, zjedz normalnie”. Jeśli długo po nic nie sięgam, proponuje:„Zjesz ze mną obiad?”. I podsuwa mi sałatkę. To działa. Nazywam siebie „proroczym żarłokiem”, bo zawsze objadam się, kiedy ma się zdarzyć coś przykrego.

GALA: Z takim mężczyzną u boku powinnaś śpiewać piosenki o miłości. A w repertuarze masz piosenki ojca. Na koncercie w warszawskiej Harendzie, gdzie słyszałam cię po raz pierwszy, przekonałam się, że masz mocny głos o interesującej barwie.

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Ale ja śpiewam piosenki o miłości! Kiedyś w telewizji wykonałam „Nie żałuję” Edith Piaf. Mama powiedziała, że chyba na głowę upadłam, bo nikt nie potrafi tego zaśpiewać jak Piaf. Zgadzam się. Ale uparłam się i zaśpiewałam. Ponoć wyszło nie najgorzej. Z piosenek ojca wybieram te, w których odnajduję siebie, jak „Powódź”, „Starość Tezeusza”. A w Harendzie mogłam być spięta, bo pod sceną rozsiadła się loża szyderców. Postanowiłam ryknąć, żeby ich zagłuszyć. Dałam z siebie wszystko.

GALA: Bądź im wdzięczna, szybciej się zahartujesz. Tak jak na studiach w Filmówce.

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Bardzo się z nich cieszę. Paweł się trochę boi, że zapomnę o naszym wspólnym życiu. Ale ja muszę mieć bazę, kotwicę, dom.

GALA: Poza tym przecież występujecie razem.

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Trio Łódzko-Chojnowskie ma już cztery lata, ja niedawno do niego dołączyłam. Mama mówiła, że barwą głosu przypominam sopran cioci Bogusi Sokorskiej, z domu Kaczmarskiej, siostry ojca taty.

GALA: Czyli „Słowika Warszawy”. Przed laty wielka postać.

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Wierzę, że dziedziczy się też duchowo od rodziców chrzestnych. A moją chrzestną była Barbara Kwiatkowska- Lass. Zmarła, gdy byłam dzieckiem.

GALA: Była świetną aktorką i pierwszą żoną Polańskiego.

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Identyfikowałam się z nią, oglądałam jej filmy, wszystko o niej przeczytałam. Inspiruje mnie jako artystka.

GALA: Ojciec słyszał kiedyś, jak śpiewasz?

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Nigdy. Wyjechał z Australii, gdy miałam 13 lat. Mama wysłała mu wideo z nagraniem spektaklu, w którym grałam i śpiewałam coś operetkowego. Takie licealne wygłupy. Czytał moje listy, fragmenty książek, razem napisaliśmy książkę o Australii. Wiedział, że patrzę na świat w sposób sarkastyczno-ironiczno-cyniczny.

GALA: Jesteś przesądna?

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Oczywiście. Nie kupię Pawłowi zegarka ani butów. Nigdy nie postawię butów na stole ani kapelusza na łóżku. Chodziłam do wróżek, pytałam o przyszłość. Nasza miłość nie była usłana różami. Czułam się zagubiona, bałam się, że zostanę sama. Aż postanowiłam: dobra, odpuszczam.

GALA: I sprawy zaczęły się układać?

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Ułożyły się. Gdzieś przeczytałam, że „kłótnia oczyszcza związek”. To nasz musi być zabrudzony, bo bardzo rzadko się kłócimy. Jestem kurą domową, która robi obiadki, sprząta i ogląda telewizję. Ale mam swoje wypady do Warszawy, gdzie jeżdżę kilka razy w miesiącu do pracy, czyli śpiewam w telewizyjnym programie muzycznym.

GALA: Będziesz aktorką czy piosenkarką?
PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Jedno nie koliduje z drugim. Kiedyś, wracając z koncertu, usłyszałam od towarzysza podróży, że nie ucieknę od śpiewania. A ja uciec nie chcę! Aktorstwo uwrażliwia, dodaje intuicji, refleksji, wnikliwości, które są potrzebne w tworzeniu muzyki innej niż popularna. I dobrze, bo do popu mnie nie ciągnie.

GALA: Jak widzisz następne lata?

Reklama

PATRYCJA VOLNY-KACZMARSKA: Szkoła, stabilizacja, dom. Potem może praca, kiedyś dzieci. Prozaiczne życie, którego tak mi brakowało, gdy byłam dzieckiem. Czy mi się uda? Zobaczymy.

Reklama
Reklama
Reklama