Dziennikarka rosyjskiej telewizji wbiegła na wizję z transparentem "STOP WOJNIE". Propagandowa ustawka czy bohaterski czyn?
"Wstydzę się, że kłamałam w telewizji, wstydzę się, że pozwoliłam na pranie mózgów rosyjskiego narodu. Dziesięć pokoleń nie wystarczy, by zmyć z nas hańbę tej bratobójczej wojny" - mówi rosyjska dziennikarka Marina Ovsyannikova w nagraniu opublikowanym przed manifestacją.
Marina Ovsyannikova wbiega na wizję z transparentem antywojennym
Dziennikarka rosyjskiej telewizji i szefowa działu zagranicznego "Kanału Pierwszego" (największej rosyjskie stacji telewizyjnej), Marina Ovsyannikova jest dzisiaj na ustach wszystkich. 14 marca w 19. dniu agresji rosyjskiej na Ukrainę, dziennikarka wbiegła na wizję z transparentem antywojennym "Stop wojnie". Poniżej było napisane w języku rosyjskim "Nie wierzcie propagandzie", "Oni was okłamują". Jej manifest trwał 6 sekund, zanim realizator wyemitował przygotowany materiał. Kobieta została zatrzymana przez policję i zgodnie z nowym prawem grozi jej nawet do 15 lat więzienia.
Przed protestem Ovsyannikova nagrała krótkie oświadczenie, w którym przeprosiła za "szerzenie kremlowskiej propagandy". Zaapelowała do Rosjan o organizowanie protestów: "Nie bójcie się. Nie mogą nas wszystkich wsadzić do więzienia!"
- To, co dzieje się na Ukrainie, jest zbrodnią. Rosja jest agresorem, a odpowiedzialność należy do jednej osoby: Władimira Putina. Mój ojciec jest Ukraińcem, moja matka jest Rosjanką i nigdy nie byli wrogami. Naszyjnik, który noszę, jest symbolem tego, że Rosja musi natychmiast zakończyć tę bratobójczą wojnę - i że nasze bratnie narody mogą się jeszcze pojednać - tłumaczyła.
Marina Ovsyannikova wprost przyznaje, że wstydzi się tego, że pracując w rosyjskiej stacji przez lata milczała i pozwoliła na pranie mózgów rosyjskiego narodu:
- Niestety, pracowałam ostatnio w "Kanale Pierwszym", szerząc kremlowską propagandę, i bardzo się teraz za to wstydzę. Wstydzę się, że kłamałam w telewizji, wstydzę się, że pozwoliłam na pranie mózgów rosyjskiego narodu. Milczeliśmy w 2014 roku, kiedy to wszystko się zaczęło. Nie wyszliśmy na protesty, gdy Kreml otruł Nawalnego. Po prostu w milczeniu obserwowaliśmy ten antyludzki reżim, a teraz cały świat się od nas odwrócił. Dziesięć pokoleń nie wystarczy, by zmyć z nas hańbę tej bratobójczej wojny.
Dzisiaj apeluje do swoich rodaków:
My, myślący i inteligentni Rosjanie, mamy jedyną siłę, aby powstrzymać to szaleństwo. Wychodźcie na protesty, nie bójcie się. Nie mogą nas wszystkich wsadzić do więzienia.
Anna Kalczyńska podziwia postawę rosyjskiej dziennikarki
Dziennikarka Anna Kalczyńska, która kilka dni temu podjęła decyzję, że jej profil na Instagramie będzie służył pomocy Ukraińcom, odniosła się do postawy Mariny Ovsyannikovej.
- Jej postawa jest godna najwyższego podziwu. Odwaga tej kobiety, matki dwójki dzieci, córki Ukraińca i Rosjanki przejdzie do historii. Już dziś mówi się o niej we wszystkich mediach - jednym gestem i wzruszającym nagraniem udostępnionym w sieci - stała się nieoczekiwanie twarzą opozycji wobec reżimu Władimira Putina - pisze Kalczyńska.
Może to kropla, która drąży skałę? Kiedy najtrwardsze propagandystki zaczynają przeglądać na oczy, może to sygnał, że system nie jest takim monolitem, jak może się wydawać...
Przeczytaj również:
Ważna decyzja Anny Kalczyńskiej. Dziennikarka zmienia profil na Instagramie, żeby pomagać Ukraińcom
Anna Kalczyńska poinformowała swoich obserwatorów na Instagramie, że od dzisiaj znika z portalu. Swój profil, który obserwuje prawie 200 tys. ludzi, udostępnia na pomoc Ukraińcom. "Będę koordynować i przekierowywać pomoc" - napisała dziennikarka.Dziennikarka rosyjskiej telewizji wbiegła na wizję z transparentem "STOP WOJNIE". Propagandowa ustawka czy bohaterski czyn?
Dziennikarka, Marina Ovsyannikova, została oskarżona z łagodniejszego paragrafu, to znaczy za wykroczenie, za które grozi do 10 dni aresztu. Sąd nałożył na nią grzywnę w wysokości 30 tysięcy rubli. I to ta zaskakująco niska kara spowodowała, że niektórzy zaczęli dopatrywać się w tym wydarzeniu „ustawionej akcji”. Wśród nich jest m.in. Roman Hryszczuk, członek Najwyższej Rady Ukrainy, który uważa, że poniedziałkowe wydarzenie "to zaplanowana akcja Kremla".
Wątpliwości Romana Hryszczuka wzbudzają detale: od zastosowanego języka (według niego Kreml chce w ten sposób wpłynąć na zachodnich obserwatorów, by powstrzymać sankcje nakładane na Rosję), po użycie przez dziennikarkę zwrotu "bratnie narody". Polityk uważa je za część rosyjskiej propagandy.
Proszę, nie ufaj niczemu, co widzisz w rosyjskiej telewizji — napisał na Twitterze.
Jego podejrzliwość podziela więcej obserwatorów rosyjskiej agresji na Ukrainę.