Reklama

Wierzę, że w Kazimierzu było prawdziwe opętanie i że siostry wierzyły naprawdę w to, że to, co robią, jest jedyne i słuszne. To nie była czysta manipulacja” – mówi „Gali” reżyserka Barbara Sass, która zakończyła właśnie zdjęcia do swojego najnowszego filmu „Pieśni miłosne”.

Reklama

Dokładnie trzy lata temu z domu zakonnego w Kazimierzu Dolnym wyeksmitowano 60 zakonnic Zgromadzenia Sióstr Rodziny Betańskiej. Towarzyszył im w tym cały świat, bo wokół budynku koczowało kilkudziesięciu dziennikarzy w wozach transmisyjnych, na wysięgnikach, na których stały kamery, w samochodach, z mikrofonami i dyktafonami. W powietrzu wisiała wtedy tajemnica. Przybywało pytań o to, co tak naprawdę dzieje się w klasztorze. Bo za mur betańskiego zgromadzenia nikt nie mógł wejść. Siostry zabarykadowały bramę, nie odbierały telefonów. Zerwały kontakt z rzeczywitością.

Sekta? Opętanie? Objawienie? Matka przełożona Jadwiga Ligocka dwa lata wcześniej zaczęła postępować wbrew kościelnej władzy. W swoich decyzjach, których nie konsultowała z biskupami, powoływała się na „prywatne natchnienia Duchem Świętym”. „Czekajcie, nadejdzie wiosna Kościoła. Wyjdzie z Betanii, bo to ona jest główną podporą Kościoła. Jezus tak mi mówi. Kler jest zagubiony, żyje w przepychu i luksusie” – powtarzała zakonnicom Ligocka. A podczas widzeń widziała w piekle same sutanny i habity.

Tytuł filmu przywołuje opisywane wielokrotnie, m.in. przez dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, dziwne praktyki, którym poddawane były podwładne Ligockiej – zakonnice. „Siostra Jadwiga prowadziła wielogodzinne modlitwy, podczas których siostry wpadały w ekstazę, mdlały, śpiewały w nieznanych językach. Wpadała w ekstazę i niektórym siostrom zdawało się, że przemawia przez nią sam Duch Święty” – mogliśmy przeczytać w relacjach prasy.

Kiedy kolejne fakty zaczęły wyciekać z okupowanego przez siostry domu zakonnego, głos w sprawie zabrał nawet Watykan, nakazując zakonnicom podporządkowanie się nowej przełożonej. Ale głos najważniejszych kościelnych hierarchów został zagłuszony przez odprawiane w klasztornej kaplicy mistyczne nabożeństwa. Bunt sióstr, tajemnicze nawiedzenie, rodem ze średniowiecznych podań, dla wielu w XXI wieku było zaskoczeniem, pobudziło wyobraźnię. Nie tylko mediów. Te wydarzenia sprzed trzech lat skłoniły do powrotu na plan filmowy Barbarę Sass, jedną z najbardziej znanych i cenionych polskich reżyserek.

NIE SPOTYKAŁAM SIĘ Z SIOSTRAMI
Na samym początku rozmowy, zanim jeszcze zdążyłem zapytać o scenariusz, Barbara Sass mnie uczuliła: „Ten film nie będzie rekonstrukcją wydarzeń z Kazimierza Dolnego. Poza jedną sceną: wyprowadzania zakonnic z klasztoru, która jest identyczna z tamtą”.

Kim więc są jej zakonnice? „To całkowicie wymyślone i wykreowane bohaterki” – mówi. „Ta historia opiera się głównie na opowieści o jednej dziewczynie. Gra ją debiutantka z krakowskiej szkoły teatralnej Katarzyna Zawadzka”.

Niemal identycznie jak Zawadzka swoje pierwsze kroki w kinie stawiała Magda Cielecka. Debiutowała również w roli zakonnicy w „Pokuszeniu” – filmie Barbary Sass z 1995 roku. Tylko że jej bohaterka była owładnięta uczuciem do kardynała Stefana Wyszyńskiego. Sass nie kryje, że zwróciła uwagę na to, co ja. Że debiutująca u niej Katarzyna Zawadzka przypomina jej Magdę Cielecką. „Ma czasami podobny do niej głos. I to jest zdumiewające, bo angażując ją, nie zauważyłam tego. Nie znałam jej. Dopiero na planie zdałam sobie sprawę, że nagle słyszę głos Magdy. Boże, to jest dopiero piękne – powiedziałam do siebie”.

Przed napisaniem scenariusza reżyserka nie penetrowała klasztornych korytarzy, podglądając zakonne życie. „Nie spotykałam się w ogóle z zakonnicami, tym bardziej z betankami, tymi, które były i które odeszły ze zgromadzenia. Nie chciałam tego robić”. Dlaczego? „Zostałoby we mnie pewne obciążenie, z którym nie mogłabym puścić wodzy wyobraźni i stworzyć opowieści o kobietach, którą ten film ma być” – dodaje.

KIJ W KOŚCIÓŁ?
Z reżyserką spotkałem się na Warmii, koło Ornety, w Krośnie, gdzie znajduje się przepiękne, barokowe sanktuarium. Ale to nie tam miały powstawać „Pieśni miłosne”. „Nie wpuszczono ekipy filmu do klasztoru, który wybraliśmy na pierwsze miejsce zdjęć. Niestety, w ostatniej chwili, kiedy miałam już scenopis, księża się wycofali. Kuria biskupia się nie zgodziła. Dopiero tutaj, gdzie się spotykamy, na Mazurach, wspaniały ksiądz wziął to na swoją odpowiedzialność. Przeczytał scenariusz i uznał, tak jak ja, że ten film nie jest przeciwko Kościołowi, a wręcz odwrotnie” – opowiada o kulisach przygotowania planu Barbara Sass.

„Jestem przygotowana na to, że ludzie, dziennikarze, widzowie, będą szukać podobieństw do wydarzeń z Kazimierza Dolnego, ale nie chodziło mi o to, żeby bulwersować kraj! A już wiem, że na pewno tak będzie, przynajmniej po stronie kościelnej” – kontynuuje. Pomimo rozterek reżyserka zdecydowała się na kontrowersyjny temat. „Należy pokazywać takie rzeczy i wyciągać z nich wnioski. Sama jestem katoliczką i w ogóle nie czuję się w niekomfortowej sytuacji” – deklaruje artystka. I po chwili milczenia dodaje: „Tym bardziej, że Pan Bóg nam sprzyja. Dowód? Przepiękna pogoda, którą mieliśmy przez cały czas kręcenia »Pieśni miłosnych«”.

HABIT, CO STUDZI EMOCJE
Anna, matka przełożona, Michalina, Łucja, Marta, Katarzyna, siostra Zofia, siostra Barbara. To one będą wznosić do Boga tytułowe „Pieśni miłosne”. Rolę przełożonej, prowodyrki buntu, nawiedzonej przez Boga – zarówno wtedy, w 2007 roku w Kazimierzu, jak i dzisiaj, w filmie Sass – reżyserka powierzyła Annie Radwan.


Aktorka przyznaje, że śledziła to, co relacjonowały z Kazimierza media: „W desperacji tych kobiet było coś niezwykle pięknego. Oczywiście, budziło to też we mnie pewnego rodzaju lęk, ponieważ ich zachowanie przypominało budowę sekty” – opowiada. Gra, jak sama mówi, inspiratorkę całego zamieszania. „W stworzeniu roli korzystałam z wizerunku tych bardziej rygorystycznych i trzymających dyscyplinę zakonnic (aktorka się zamyśla). Ale przecież nawet te najbardziej oschłe i surowe zakonnice mają w sobie również delikatność, samotność, czułość i zagubienie” – dodaje.

Debiutantka Katarzyna Zawadzka, główna bohaterka, podkreśla, że zawarty w scenariuszu fanatyzm skłania filmowe siostry nawet do „erotycznej fascynacji, związanej nie tylko z religią”. Najbogatsza w prawdziwe zakonne doświadczenia jest filmowa siostra Marta – Marietta Żukowska. Jako nastolatka mieszkała w internacie prowadzonym przez siostry. „W Bielsku-Białej. Prowadziły go zakonnice zgromadzenia sióstr de Notre Dame. Wtedy uczyłam się gry na skrzypcach i żeby móc kontynuować naukę, nie mogłam mieszkać w domu rodzinnym. W Bielsku mieściła się szkoła muzyczna”.

Początek klasztornego życia? „Tak jakby... Codziennie miałyśmy modlitwę i dyżury” – mówi Marietta. Aktorka przypomina sobie jeszcze coś ważnego: „W sposobie bycia zakonnic była pewnego rodzaju sztuczność. Nienaganne w rozmowach ze sobą, nigdy nie pozwalały na upust własnych emocji” – opowiada. Marietta długo zastanawiała się, jak poprowadzić filmową siostrę Martę: „Pomogły mi słowa, które wypowiada bohaterka grana przez Katarzynę Zawadzką: »Wyzbyłyśmy się przyjaciół i wrogów, by móc służyć Bogu«. Pomyślałam wtedy, że zakon to jest pewnego rodzaju asekuracja przed życiem”.

I wreszcie habit. Na planie u Sass nie był tylko elementem scenografii. Anna Radwan zdradza, że dziwnie się w nim czuła: „Był dla mnie dziwnym kostiumem. Nosząc go, wyczuwałam pewnego rodzaju „wystudzenie”. On nakierowywał emocje do środka. Nie miałam ochoty na ich eksponowanie. Pamiętam, że kiedy pojechałam do domu w przerwie zdjęć, obiecywałam sobie, że nie założę niczego czarnego. Tylko kolorowe rzeczy. Że pomaluję paznokcie... I wie pan – nie chciało mi się tego zrobić”.

Reklama

MANIPULACJA KOBIETĄ JEST PROSTSZA?
Ewa w raju zerwała jabłko i popełniła pierwszy grzech. Znacznie później na stosach palono czarownice i znachorki. W końcu w „Diabłach z Loudun” Aldousa Huxleya czy „Matce Joannie od Aniołów”, sfilmowanej na podstawie prozy Jarosława Iwaszkiewicza, to w mniszki wstępuje szatan, diabeł czy nienazwane siły nieczyste. „Kobiety są bardziej emocjonalne, impulsywne. Na ogół są wrażliwsze. Łatwiej poddają się emocjom, kiedy mężczyźni na ogół zachowują spokój. Łatwiej chwytają to, co się im podsuwa” – uważa Barbara Sass. Przyczynę tego ostatniego próbuje wytłumaczyć Marietta Żukowska. „Sytuacja zamknięcia – taka, jakiej podlegają siostry zakonne – sprawia, że jeżeli pewne naturalne odruchy »fizyczności« się zamyka, to nie ma siły, żeby one gdzieś w pewnym momencie nie wybuchły”. Czy Sass uda się zgłębić tajemnicę kazimierzowskego klasztoru? Przekonamy się już w 2011 roku.

Reklama
Reklama
Reklama