KATARZYNA CEREKWICKA Usidlona buntowniczka
Spokojna, radosna, uśmiechnięta. Taka jeszcze nie była. A wszystko dzięki miłości. Długo nie chciała opowiadać o mężczyźnie swojego życia. W końcu zrobiła wyjątek. Tylko dlaczego pierścionek zaręczynowy wyrzuciła za okno?
- GALA 40/2009||
GALA: Kasiu, co z Twoim ślubem?
KATARZYNA CEREKWICKA: Mój rzekomy ślub to jedna wielka afera! Nie mam pojęcia, dlaczego tak poważne stacje radiowe jak RMF FM czy portal Onet.pl powtarzają wyssane z palca plotki o dacie mojego ślubu. Przecież wystarczy do mnie zadzwonić i potwierdzić informacje. Ja w każdym razie żadnego ślubu nie wzięłam i nie biorę!
GALA: A dlaczego cała Polska tak bardzo chce Cię wydać za mąż?
KATARZYNA CEREKWICKA: Może dlatego, żeby „ta Cerekwicka, co tak źle o facetach śpiewa” – też została wreszcie ustrzelona i stanęła na ślubnym kobiercu? Fajnie usidlić buntowniczkę, nie? A może ten ktoś, kto co roku wydaje mnie za mąż, może potem pisać kolejne artykuły, że „Cerekwicka znów zwleka i że znów się jej nie udało”?
GALA: A Ty tego nie robisz, bo...?
KATARZYNA CEREKWICKA: ...bo się boję. Dla mnie ślub to jak skok na bungee. To decyzja na całe życie i dlatego paraliżuje mnie strach.
GALA: Nie marzysz o białej sukni, „Ave Maria” i długim welonie?
KATARZYNA CEREKWICKA: Na ślubach i weselach się męczę. Biorę w nich udział, ale większość to dla mnie zło konieczne, bo zawsze wyglądają tak samo. A tak naprawdę mam uraz do tego typu imprez, bo nie piję alkoholu i nie umiem się bawić przy biesiadnych piosenkach. Zawsze wyglądam inaczej niż wszyscy, bo nigdy nie włożę rozkloszowanej spódnicy w kwiaty, która, jak wiadomo, obowiązuje większość pań. Do tego zawsze mam za wysokie szpilki, bo innych nie posiadam, i według niektórych za krótką sukienkę. Śluby z reguły robione są dla rodziny lub pod publikę i to się czuje. Nie mają spontaniczności, zakochani są zestresowani i bardziej przejmują się tym, co ludzie powiedzą, niż tym, że za chwilę mają sobie przysięgać miłość do grobowej deski. Nie chcę brać ślubu pod presją otoczenia, bo „lata lecą”, bo już wypada, bo jest oferta kredytowa dla młodych małżeństw. Jestem romantyczką i chcę to przeżyć na swój własny sposób. Na szczęście, na razie mam inne sprawy na głowie. Najpierw skończę płytę, studia...
GALA: Ej, jakoś Ci nie wierze...
KATARZYNA CEREKWICKA: Aż tak widać? (śmiech) Rzeczywiście ostatnio coś we mnie pękło... Byłam na pięknym ślubie. Zobaczyłam parę, która jest w sobie bardzo zakochana. W ramach niespodzianki dla panny młodej zaśpiewałam „Ave Maria”. Obie byłyśmy wzruszone i wtedy po raz pierwszy w życiu na ślubie zaszkliły mi się oczy. To był naprawdę piękny, skromny, szczery ślub i nawet zespół grał cudnie. Jeśli mój miałby tak wyglądać – to wchodzę w to!
GALA: Po tej „ślubnej aferze” jesteś zła na media?
KATARZYNA CEREKWICKA: Trochę jestem. Część znajomych się na nas obraziła, bo uznali, że ślub się już odbył i ich nie zaprosiliśmy. Najsmutniejsze jest to, że niektóre „przyjazne osoby” usiłowały wmówić mojej mamie, że na pewno ten ślub wzięłam, tylko jej tego nie powiedziałam. Mam też fana – duchownego, który wysłał mi SMS-a, że w tym wspaniałym dniu modli się za mnie i za Leszka. To już mnie nawet rozśmieszyło.
GALA: Podobno dostałaś pierścionek?
KATARZYNA CEREKWICKA: Tak... Niestety pierścionek wylądował za oknem...
GALA: !???
KATARZYNA CEREKWICKA: To dość zawiła historia. Zrobiliśmy imprezę i właśnie poznałam znajomych Leszka. Bardzo się stresowałam, że mnie nie zaakceptują, że zadziałają stereotypy. Niestety, niektórym zawód wokalistki kojarzy się z brakiem stabilności, imprezami do rana czy romansami. Leszek wyczuł, że jestem bardzo spięta, więc kiedy znaleźliśmy się sami w pokoju, wsunął mi na palec pierścionek. To, co się stało później, to był odruch bezwarunkowy. A że okno było otwarte... Nie wiedziałam, co powiedzieć. Stałam jak wryta. Po chwili usłyszałam tylko, że drugiego nie dostanę. Od tamtej pory nazywamy się Żurawiem i Czaplą, jak w wierszu Brzechwy. Pierścionka nigdy już nie udało się znaleźć. Pewnie już dawno lśni na palcu jakiejś fajnej dziewczyny. Był piękny, podobno z diamentem. Dzisiaj na pewno bym tak nie postąpiła! Przyjęłabym pierścionek nawet z tombaku.
GALA: Kasiu, jesteś niezła furiatka!
KATARZYNA CEREKWICKA: Chyba wariatką! Do dziś nie mogę zrozumieć mojego zachowania. Dostałam za swoje. Teraz muszę odpokutować w gotowaniu, prasowaniu i sprzątaniu. Oczywiście w szpilkach.
GALA: Tak poważnie – dlaczego to zrobiłaś?
KATARZYNA CEREKWICKA: Przestraszyłam się. Nawet jeżeli to był zwyczajny prezent na pocieszenie, to jednak kiedy mężczyzna zakłada kobiecie pierścionek na palec, jest w tym pewna symbolika. Stąd moja reakcja. Choć czułam od początku, że nasz związek nie jest romansem na pięć minut i od momentu poznania wiedzieliśmy, że jest w tym wszystkim coś magicznego, nie byłam gotowa na taki krok. W zasadzie chyba nie umiem tego racjonalnie wytłumaczyć.
GALA: Co Cię w Leszku tak zafascynowało?
KATARZYNA CEREKWICKA: Najbardziej seksowny w mężczyznach jest mózg. To, co pokochałam w Leszku, to błyskotliwość, inteligencja, pewność siebie, diabelne poczucie humoru i granatowe oczy! Podoba mi się, że ma pasję, że wyznacza sobie cele i je realizuje. Połączyło nas to, że oboje na swój sukces zapracowaliśmy od zera. My sami siebie zbudowaliśmy. A do tego wszystkiego Leszek jest po kilku latach kursów tańca towarzyskiego. Czego więcej można chcieć od mężczyzny?
GALA: Chcecie mieć dzieci?
KATARZYNA CEREKWICKA: Tak! Ale po ślubie! Najlepiej dwoje. Boże, nie wierzę, że to powiedziałam...
GALA: Znasz jakieś idealne małżeństwo?
KATARZYNA CEREKWICKA: Moi rodzice są ze sobą 34 lata i są dla mnie wzorem do naśladowania.
GALA: Wiec kiedy, Kasiu, zobaczymy Cię w welonie?
KATARZYNA CEREKWICKA: Być może w przyszłym roku latem, pod warunkiem że do tej pory będę już miała oficjalnego narzeczonego (śmiech).
GALA: A gdzie odbędzie się wesele?
KATARZYNA CEREKWICKA: Mamy już pewne miejsce na oku. To przepiękny kompleks pałacowy z ogrodem pod Koszalinem. Trafiliśmy tam przypadkiem na kawę. Chciałam pokazać Leszkowi fontannę, przy której odbywają się śluby. Dopiero kiedy podeszliśmy bliżej, dostrzegliśmy na niej Żurawia i Czaplę. Odczytaliśmy to jako znak. Najpierw jednak kupujemy mieszkanie w Warszawie – to nasz pierwszy wspólny krok. Bez intercyz i asekurowania się. Nie można się wciąż w życiu asekurować.
GALA: Jest w Tobie niesamowity spokój i radość. Bardzo się zmieniłaś, Kasiu.
KATARZYNA CEREKWICKA: Jestem zupełnie innym człowiekiem, dostrzegli to nawet moi znajomi. Ciągle się uśmiecham. Już nie żyję spięta i prze-rażona, że zaraz wydarzy się coś złego. W moim życiu zaczęła się wielka przemiana.
GALA: Co się stało?
KATARZYNA CEREKWICKA: Kiedy na kilka miesięcy wysiadł mi głos, musiałam przerwać pracę, studia. Mój świat zadrżał w posadach. I jakimś cudem doszło do totalnego przewartościowania w moim życiu. Zatrzymałam się. Uświadomiłam sobie, że praca to nie wszystko. Nie biegłam, jak kiedyś, kupować kwiatów na mój własny grób, tylko uznałam, że z każdej opresji wyjdę cało.
GALA: Głos można stracić ot tak sobie?
KATARZYNA CEREKWICKA: Wystarczyło, że zaśpiewałam w sylwestra lekko podziębiona przy temperaturze minus 10 stopni, i gotowe. Kiedyś się tym nie interesowałam, ale teraz, na studiach, gdy musiałam zdawać egzamin z anatomii narządu mowy, zrozumiałam, jak bardzo delikatny jest to instrument. Żałuję, że nauczyciele emisji głosu, którzy uczyli mnie, gdy miałam 16 lat, nie przekazali mi tego. Po ośmiu godzinach jazdy samochodem z włączoną klimatyzacją gardło odmawia posłuszeństwa. Bardzo szkodzą też gazowane napoje. No i wino. Więc po trzech miesiącach zastrzyków, sterydów, jonoforezach i dramatycznym milczeniu bardzo uważam, gdy sięgam po lampkę czerwonego wina... Wiele sobie odpuściłam. Zaczęłam się bardziej oszczędzać i dbać o siebie. Na szczęście udało mi się trochę zaoszczędzić i nie muszę drżeć, że jeśli w danym miesiącu nie zagram koncertu, to zapuka do mnie komornik. Fajnie jest pracować, wiedząc, że sensem tej pracy jest również to, że można komuś pomóc albo sprawić przyjemność rodzicom. Już nie muszą mnie pieszczotliwie nazywać „pasożycikiem”, jak wtedy, gdy prosiłam ich o pieniądze na studia (śmiech).
GALA: Jesteś uznana wokalistka, po co wróciłaś na studia?
KATARZYNA CEREKWICKA: Niektórzy profesorowie też tak mówili: „Po co ci to, Kasiu? Już jesteś artystką, bez dyplomu dasz sobie radę”. Wychodzę z założenia, że jak się już coś zaczęło, to trzeba to skończyć. Jestem na ostatnim roku wokalistyki jazzowej w Katowicach i piszę pracę magisterską. Poza tym lubię te studia. Lubię jeździć co weekend pociągiem o szóstej rano na zajęcia. W tych pociągach powstawały najlepsze teksty na moją nową płytę. Wieczory spędzałam sama, chodziłam po pustych Katowicach i to paradoksalnie dodało mi weny. Uskrzydlało mnie, kiedy widziałam zdolnych ludzi z mojej grupy. Bardzo wierzę szczególnie w kilkoro z nich. Jedna dziewczyna czyta informacje w kanale informacyjnym, ale jestem przekonana, że zostanie wspaniałą wokalistką. Inna dostała się do wymarzonej szkoły w Stanach. A jeszcze inna jest tak drobna, że wygląda, jakby wiatr miał ją zaraz zdmuchnąć, a ma taki temperament, że widzę ją za rok w Opolu.
GALA: Nie boisz się, że takie dziewczyny Cię wygryzą?
KATARZYNA CEREKWICKA: Nigdy nie miałam tego problemu. Nigdy z nikim nie konkurowałam. Uważam, że każdy z nas jest niepowtarzalny i na tym rynku dla każdego jest miejsce. To media i dziennikarze wywołują sztuczne konflikty i napięcia. Artyści tego w sobie nie mają. Muzycy są wobec siebie lojalni. Nie kierują się zazdrością i zawiścią. Dla nas ważna jest tylko muzyka.
1 z 1
KATARZYNA CEREKWICKA Usidlona buntowniczka
KATARZYNA CEREKWICKA Usidlona buntowniczka