ALICJA REISCH-MODLIŃSKA Wywiad to metafizyka
Praca jest dla niej terapią, czasami – iluminacją. A przy tym, nierzadko, zapewnia jej doznania niemal metafizyczne. Kiedy przygotowuje się do wywiadów, lubi spojrzeć na swojego bohatera jak na mapę. Zamienia się wtedy w psychologa i próbuje zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. I ma nadzieję, że ludzie będą ją wspominać z sympatią.
- GALA 17/2009||
GALA: Ludzie sztuki namawiają do bojkotu telewizji publicznej. Czuje się pani jak w oku cyklonu?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Odkąd pamiętam, w telewizji publicznej istniały dwa światy. Ten na górze i ten na dole. Ci na dole to dziennikarze, realizatorzy, twórcy, producenci, technicy, wkładający w swoją pracę serce, emocje, czas, całych siebie. Ich szefem jest „widz”. Ci na górze to wiecznie zmieniająca się ekipa, która nim się czegoś poduczy, to już zostaje wymieciona w politycznej zawierusze. To byty meteoryczne i w swojej nietrwałości absurdalne. Wszystkie zarządy urzędowały zawsze na 9. piętrze. W nowym budynku też tak jest. Bez specjalnej przepustki nikt nie przekroczy wiecznie zamkniętych drzwi na tym piętrze. Jest pełna separacja. I właśnie tak to odczuwamy: żyjemy w dwóch różnych światach. „Ci z dziewiątego” robią swoje, a my swoje.
GALA: Potwierdza pani tylko opinię, że telewizja publiczna to bezwładny moloch, gdzie królują tzw. wieczni redaktorzy.
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: I całe szczęście, że są! Dlatego to wszystko funkcjonuje! Tu, im niższe piętro, tym wyższy profesjonalizm. Najwyższy jest w położonym na parterze studiu, gdzie spotykają się realizatorzy programu, od gwiazd prowadzących po maszynistów, charakteryzatorów, inspicjentów. Prawdziwy skarb tej instytucji.
GALA: We wszystkich mediach króluje teraz wywiad. Wszyscy o sobie bez przerwy wszystko opowiadają. Dlaczego?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Chcemy porównywać swoje losy z losem innych. Podejrzewamy, że ktoś jest lepszy albo gorszy od nas, i chcemy zrozumieć dlaczego. Podglądanie innych to naturalny popęd człowieka.
GALA: Lubi pani to podglądanie?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Jestem kolekcjonerką dobrych biografii. Uwielbiam tę fazę przygotowań do wywiadu, kiedy po przeczytaniu kilkudziesięciu rozmów, tekstów, książek, filmów unoszę się w „stan meta” i widzę życie mojego bohatera jak mapę. Wtedy zamieniam się w psychologa i staram się zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
GALA: Każdy rozmówca – pani zdaniem – jest interesujący?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Każdy, pod warunkiem że jest szczery. I kooperatywny.
GALA: I nikt nigdy pani nie znudził?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Przyznaję, że z czasem zaczynają mnie niecierpliwić niektórzy młodzi aktorzy. Bo są zbyt przewidywalni. Dominuje w nich schemat życia narcystycznego. To tacy młodzi PR-owcy, którzy realizują założenia wcześniej opracowanego profesjonalnie image’u.
GALA: A pani nie jest narcystyczna?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Ja powielam inny często spotykany schemat wśród artystów, którzy traktują swoją pracę jako wyzwanie dla dziecięcej nieśmiałości. Jako dziecko byłam nieśmiała.
GALA: Więc całe życie robi pani coś wbrew swojej naturze!
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: I tak, i nie. Walczę. Wszystko, co robię zawodowo, jest próbą pokonania tej mojej słabości.
GALA: Inne kompleksy?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Mam ciągłe poczucie, że mało wiem. To wrażenie się pogłębia, im więcej czytam.
GALA: Jest teoria mówiąca, że dziennikarzami zostają ci, którym się nie udało, że to często niespełnieni artyści.
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Coś w tym jest. Nadrabiamy jakieś niespełnienie. Ale nie uogólniałabym. Znam wielu dziennikarzy całkowicie spełnionych.
GALA: Piotr Bratkowski we „Wprost” krytykuje dziennikarzy za to, że są zajęci tylko sobą.
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Artyści też są zajęci tylko sobą. Szczególnie ci niespełnieni.
GALA: Co w polskim dziennikarstwie się pani nie podoba?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Pogoń za nasyceniem potwora zwanego „oglądalnością”. Choćby rozmowa Sekielskiego i Morozowskiego, dziennikarzy, których cenię, z Łyżwińskim w celi. To żerowanie na prymitywnych gustach i niezdrowej sensacji. Tomasz Lis nie musi pytać byłego polityka, czy jest impotentem, a ma kilkakrotnie większą oglądalność.
GALA: Są dziennikarze, którym pani zazdrości?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Nikomu nie zazdroszczę. Raczej podziwiam za humor, refleks, odwagę, charyzmę. Za finezyjny dowcip uwielbiam Manna i Wasowskiego, których traktuję jak „pojedynczego osobnika”, bo obaj są najlepsi, gdy występują razem. Za to, że taki ekstremalny i pyskaty, lubię Kubę Wojewódzkiego. Czasami przekracza granicę obscenii, ale podziwiam jego „woltyżerkę mentalną”.
GALA: Pani brakuje takiej bezczelności.
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Bezczelności w ogóle mi nie brakuje, bo kompletnie nie chcę jej mieć. Wolę szermierkę na dowcip, a szczególnie pure nonsens.
GALA: A nie uważa pani, że dziennikarze ponoszą odpowiedzialność za brutalizację mediów?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Ponoszą, ale jako narzędzia w rękach stacji, dla których pracują.
GALA: Wojewódzki, który uprawia tego rodzaju brutalne dziennikarstwo, usprawiedliwia się, że ironia i złośliwość znieczulają go na głupotę i zło świata.
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Tak, to dobra broń. Ale ja mam inną poetykę. Też lubię humor, ale łagodniejszy i bardziej abstrakcyjny. Emocjonalne rozmowy są teraz hitem zarówno u nas, jak i w Ameryce. Grzebanie w bebechach jest w modzie. Barbara Walters potrafi na otwarcie rozmowy z umierającym na raka Patrickiem Swayze zapytać z troską w głosie: „Czy pan boi się śmierci?”. Ja aż tak nie szarżowałabym.
GALA: Niedługo nikt nie będzie potrzebował dziennikarzy. W dobie internetu niepotrzebny jest pośrednik, medium, komentator. Czuje pani, że należy do ginącego gatunku?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Reżyser Peter Greenaway też twierdzi, że za 30 lat nie będzie już kina klasycznego. Nie wierzę w te wizje. Interesująca rozmowa zawsze będzie ciekawić, tak jak książka czy gazeta, których internet nie zabił.
GALA: Żeby robić dobre wywiady, trzeba się wciąż dziwić.
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Trzeba się dziwić i podziwiać.
GALA: Zdarzają się drażniący rozmówcy?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Tak – ludzie, którzy nie są szczerzy. Nie bawią mnie rozmowy z nimi.
GALA: Można zrobić dobrą rozmowę z nieciekawym człowiekiem?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Nie ma ludzi nieciekawych. Każdy ma ciekawe życie. Jest tylko kwestia, czy chce o tym mówić.
GALA: Dobry dziennikarz potrafi otworzyć każdego?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Nie jest to prawda. Można mieć talent, doświadczenie, stosować triki, ale nic nie wskórać.
GALA: Pani triki?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Jest technika „na Mariusza Szczygła”, czyli dziwić się i wciąż mówić: „Naaaprawdę?”. Mariusz z dystansem dziś o tym mówi. A ja wolę w pytaniach zawierać jakąś treść i iść dalej. Bo czekam tylko na jedno – kiedy by tu można pożartować.
GALA: Mówi się, że tak naprawdę przez całe życie dziennikarz przeprowadza jeden wywiad. Czy ma pani taki swój temat wiodący, który wraca w każdej rozmowie?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Często drążę, jak to się stało, że człowiek jest taki, jaki jest. To geny, otoczenie, schematy kulturowe czy praca? Nieźle to wyszło w mojej rozmowie z Krzysztofem Pendereckim. Michał Komar ładnie to zawarł w pytaniu do Władysława Bartoszewskiego w wywiadzie rzece: „Co w panu jest?”.
GALA: Kto według pani ponosi odpowiedzialność za wywiad?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: W 99 procentach – ja. Dlatego tak się denerwuję przed wywiadami. Przygotowuję się kilka dni, a gdy siadam w studiu, pamiętam tylko pierwsze pytanie. A potem prowadzi mnie rozmowa.
GALA: Czym właściwie jest rozmowa? Rozmówcy są jak kochankowie?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: To dobra metafora. Kocham mojego rozmówcę, gdy z nim rozmawiam. Jest w tym przekraczanie sfery intymności, jest fascynacja, a czasami elementy walki. Z Andrzejem Żuławskim, lata temu, to było wręcz sumo. Przed rozmową był zalotny, przemiły, a kiedy znaleźliśmy się w studiu, zanim zdążyłam usta otworzyć, zadał mi pierwszy pytanie i zaatakował, że to wszystko jest takie sztuczne, po co jestem wystrojona, po co makijaż. Zadał sobie trud, żeby mnie wyprowadzić z równowagi. To jest wojownik. Ale to nie ode mnie ze studia wyszedł, trzaskając drzwiami.
GALA: Może chciał z pani zedrzeć ten sztywny gorset, który panią pęta. Gorset bon tonu.
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Wystarczy posłuchać jakiegokolwiek kabaretu „Nie tylko dla orłów”, w którym pisałam odjazdowe teksty w stylu „Mówią weki”, „Lato obleśnych ludzi”, „Baronową Szlochen”. Robiłam z siebie kretynkę, oszalałą siostrę w szpitalu, Świnkę Halinkę czy rozerotyzowaną czytelniczkę bajeczek dla dzieci. „Zmysłowa sowa” to ja! Zero bon tonu.
GALA: Miała pani wywiad-iluminację?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Moje rozmowy to ciągła iluminacja! W życiu wszyscy podlegamy tym samym schematom, ale już tylko od nas zależy, jaką jakość ma nasze życie. Są też rozmowy nie do zapomnienia, te najważniejsze, np. z poetą Adamem Zagajewskim weszłam w stan prawie hipnotyczny, uwiedziona tym, jak pięknie, spokojnie mówił. To było najwyższego kalibru przeżycie. Hipnotyczna była też rozmowa z Kieślowskim. Amos Oz z kolei powiedział, że nikt jeszcze nie zadał mu tylu pytań, na które on tak czekał. To były moje szczególne rozmowy. Bo rozmowa to wymiana energii. Po wywiadzie z Janem A.P. Kaczmarkiem wyszłam wyczerpana. On bierze energię od rozmówcy. Manuela Gretkowska też to ma. Dziwne, metafizyczne doznania...
GALA: Metafizyki szuka się chyba w życiu religijnym, a nie w pracy.
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Jestem agnostyczką. Mam taki problem, że nie umiem przeżyć oświecenia religijnego, choć bardzo bym chciała. Bo jeśli wierzyć, to na sto procent. Przekazała mi to moja mama, która jako świadek Jehowy była osobą głęboko, najuczciwiej wierzącą. Od 5. roku życia byłam przez nią uczona w domu Pisma Świętego. Ale do dziś nie odnalazłam wszystkich odpowiedzi na najważniejsze pytania. Zazdroszczę ludziom prawdziwej, głębokiej wiary. W moich poszukiwaniach najbliżej mi do taoizmu. Tao znaczy „droga”. Wszystko jest drogą, którą dążysz do osiągnięcia absolutu. Taoizm polega na wiecznym dążeniu do doskonałości ciała, umysłu, przy wykorzystaniu energii wewnętrznej. Należy być pracowitym i dobrym dla innych, czerpać radość z istnienia. Życie w taoizmie nie zostało poczęte z grzechu, jest darem, szczęściem i źródłem radości.
GALA: Medytuje pani?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Medytacja to uwolnienie umysłu. Dla mnie medytacją jest sport: tenis, narty, szybki marsz.
GALA: Będąc na Woronicza, można medytować?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Tak. Używam oddychania jako techniki relaksacyjnej. Czasami wystarczą trzy minuty przed stresującymi momentami. Na przykład gdy mam wyjść na scenę i przemawiać do setek ludzi.
GALA: Stoi pani za kurtyną i głośno oddycha? Świetny widok!
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Kiedyś usiłowałam nauczyć gwałtownych technik oddechowych moją zestresowaną przed występem koleżankę. Działo się to w przestronnej toalecie teatralnej. Myślałam, że jesteśmy w niej same. Kiedy wyrzuciłyśmy z siebie ostatnie głośne oddechy, rozległ się szum spuszczanej wody i z kabiny wyszła osłupiała i nieco przerażona użytkowniczka…
GALA: Dużo pani rozmawia ze swoimi dziećmi?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Tak. Dzieci są już dorosłe, a ja się wciąż zadręczam, czy poświęcam im dostateczną uwagę. Córka ma 25 lat, skończyła filozofię, studiuje psychologię, interesuje się psychoanalizą. Kiedyś chciałam być psychologiem, więc dziś często rozmawiamy. Bardzo dużo czerpię z jej wiedzy. Dzięki niej chodziłam na psychoterapię. Polecam każdemu. To jedna z najciekawszych form rozmowy. Pozwala mi lepiej funkcjonować ze sobą, moimi bliskimi, w pracy. Dzięki niej jestem pełniejszym dziennikarzem i człowiekiem.
GALA: Pani syn jest muzykiem. Na jakim instrumencie gra?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Na gitarze. Jest współwłaścicielem niszowego wydawnictwa muzycznego Ton Industria. Ma zespół Moja Adrenalina. Grają polirytmiczno-punkową awangardę. Jego idolem jest grupa Kobong, która grała w latach 90. Zespół syna, niestety, tworzy mało, bo on dużo podróżuje. Postanowił zostać uczniem mistrza Mantaka Chia, chińskiego nauczyciela zasad taoistycznych. Mój syn jest certyfikowanym trenerem technik medytacyjnych i często przebywa w Azji.
GALA: Nie przygnębia pani ulotność zawodu dziennikarza?
ALICJA RESICH-MODLIŃSKA: Jednak coś zostaje. Sympatia. Cytaty. Grałam kiedyś w debelka z przyjaciółmi i jednym nieznajomym. Po grze zagadał, że nigdy nie zapomni, jak kiedyś skomentowałam Formułę 1, która skończyła się po północy, po zabójczym pojedynku dwóch najwybitniejszych kierowców tej formuły: Alaina Prosta i Ayrtona Senny. Rzekłam: „Proszę państwa, powiem wprost, jestem Senna”. Mówiąc o tym, pękał ze śmiechu. Miłe to było.