Reklama

Polski lekarz ewakuuje ukraińskich pacjentów

Doktor Paweł Kukiz-Szczuciński jest jednym z grupy lekarzy, który od lutego przebywa w Ukrainie. Razem z innymi medykami ewakuuje najciężej chorych pacjentów. To właśnie dzięki ich zaangażowaniu wielu dziecięcych pacjentów onkologicznych jest leczonych poza ogarniętą wojną Ukrainą. "Zorganizowanie transportu i leczenia chorych dzieci to jest ogromne wyzwanie. Sukces jest wynikiem współpracy medyków z Polski, Ukrainy i Stanów Zjednoczonych. To jest największe tego typu wydarzenie w historii onkologii" - mówi dr Kukiz-Szczuciński dla portalu abczdrowie.

Reklama

Obecnie razem z fundacją Humanosh organizuje pomoc medyczną w Charkowie i koordynuje ewakuację rannych pacjentów.

- Głównie są to pacjenci ortopedyczni, którzy się kwalifikują do protezowania albo rehabilitacji. Najpierw są transportowani do Lwowa, a stamtąd najczęściej karetkami są przewożeni na lotnisko Jesionka w Rzeszowie. Zazwyczaj taki transport to jest ok. 40 karetek. Później lecą do Niemiec i dalej są rozlokowywani - wyjaśnia lekarz.

To są głównie ofiary ostrzałów i min, najczęściej potrzebują protez. To są drogie rzeczy, szczególnie jeśli dotyczy to dzieci. Jeżeli dziecko straci nogę lub rękę, ten proces jest bardziej skomplikowany, bo przecież dziecko rośnie.

To Cię może zainteresować:

Kobiety Ukrainy: „Chcę do domu, ale tak, jak jeszcze nigdy w życiu. Jako rodzina zostaliśmy okradzeni z chwil, które się już nigdy nie powtórzą"

Malva ma 37 lat. Przyjechała do Warszawy z trójką dzieci. Najmłodsze nie miało 4 miesięcy, gdy wybuchła wojna. „Już nigdy nie będę miała tego poczucia bezpieczeństwa. Bo wyobraź sobie, że w środku nocy zbiegasz z dziećmi do schronu, bo gdzieś niedaleko twojego domu spada bomba. Chciałabym, żeby mi ktoś powiedział jak mamy dalej żyć” – mówi. Przygotowałam się na łzy, rozpacz, a spotkałam dzielną kobietę i matkę. Głos łamie jej się tylko wtedy, gdy zdradza jak bardzo boi się o męża i z jak cennych momentów okrada ich wojna.
Kobiety Ukrainy: „Chcę do domu, ale tak, jak jeszcze nigdy w życiu. Jako rodzina zostaliśmy okradzeni z chwil, które się już nigdy nie powtórzą"
archiwum prywatne

Próbuje przekonać ludzi do ewakuacji, oni nie chcą się ruszyć...

Jak podkreśla najbardziej męczy go bezradność. Aby to zobrazować opisuje w rozmowie z portalem abczdrowie taką sytuację: - "W jednej z piwnic w tej dzielnicy (chodzi o Saltivkę Północną - najbardziej zniszczoną dzielnicę Charkowa) zostało ośmioro dzieci. Próbowałem przekonać ich rodziców do ewakuacji, ale jest u nich tak duży poziom lęku, że nie chcą się ruszyć. W ten sposób narażają też nas. Podczas jednej z naszych wizyt w okolicy uderzyła rakieta, na szczęście to był niewybuch. Na takim zdewastowanym osiedlu w każdej chwili może wypaść okno albo spaść kawałek muru. To nie są warunki, w których powinny żyć dzieci. Dla mnie to jest trudna i bolesna historia, właśnie ze względu na dzieci, a my nie mamy jak im pomóc. Już wcześniej zdarzały się sytuacje, kiedy wolontariusze proponowali pomoc rodzinom, które tam zostały. Odmawiali, a po tygodniu okazywało się, że połowa tej rodziny już nie żyła."

Bestialstwo rosyjskich żołnierzy nie omija również medyków. Doktor Kukiz-Szczuciński przytoczył historię jednego z lekarzy ze szpitala w Charkowie.

- Rano do placówki weszli Rosjanie. Powiedzieli lekarzom, żeby się nie denerwowali, bo szpital jest potrzebny, a potem wieczorem przyszła inna grupka pijanych żołnierzy. Weszli na OIOM, związali lekarza, który tam był, kazali mu klęczeć, a w usta włożyli mu granat. W tym czasie pili na sali. Oczywiście pacjenci byli bez opieki. To trwało dwie-trzy godziny, potem puścili tego lekarza.

Polski lekarz obecnie zajmuje się transportem 17-latka, który dostał się pod ostrzał patrolując ulice Charkowa.

Jego koledzy zginęli, on przeżył, udało się go cudem uratować, a teraz chcemy go dalej leczyć w Niemczech - opowiada lekarz.

Przeczytaj również:

Znalazł samotną 2-letnią dziewczynkę na środku ulicy. To, co wydarzyło się później przeraża

Tadeusz jechał powoli osiedlową drogą. Wyjeżdżając zza zakrętu nagle zobaczył, że na środku drogi stoi dwuletnia dziewczynka. Jak się okazało dziecko bez nadzoru samo wyszło ze żłobka. Jak mogło dojść do takiej sytuacji? Rozmawiamy z Tadeuszem, który znalazł dziewczynkę na drodze. Ta historia to ważna lekcja dla nas wszystkich.
Znalazł samotną 2-letnią dziewczynkę na środku ulicy. To co wydarzyło się później przeraża
Fot. Getty Images
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama