1,5-roczne dziecko trafiło do szpitala z katarem. Dzień później chłopiec nie żył. Rzecznik Praw Pacjenta wytyka lekarce błędy
Rodzice zaniepokojeni chorobą 17-miesięcznego synka udali się na nocną pomoc lekarską. Usłyszeli, że to zwykły katar, który spływa niżej. Lekarka zaleciła kupienie inhalatora i nawilżanie pokoju dziecka. Następnego dnia chłopiec już się nie obudził. Rzecznik Praw Pacjenta wytyka lekarce błędy. Poznajcie szczegóły, jak doszło do tej tragedii.
1,5-roczne dziecko zmarło dzień po pobycie w szpitalu: co się stało?
Od początku sierpnia 17-miesięczny Maks wraz z rodzicami przebywał na wakacjach w Jastrzębiej Górze. 6 sierpnia (w czwartek) u chłopca pojawił się katar, a później gorączka. "Zaczął mieć problemy z oddychaniem i to nas zaniepokoiło. W piątek około godziny 16 postanowiliśmy skrócić urlop i wrócić do domu - do Łańcuta w województwie podkarpackim. To była podróż przez całą Polskę, dlatego uważaliśmy, że synka powinien wcześniej obejrzeć lekarz." - wspomina tata chłopca.
Rodzice nie mogąc dodzwonić się do lekarza, spakowali wszystkie rzeczy i pojechali do szpitala w Pucku. Było już po godzinie 20. Dziecko trafiło do Poradni Nocnej i Świątecznej Opieki Zdrowotnej, gdzie po wypisaniu "testu covidowego" przyjęła ich lekarka.
Dziecko zostało pobieżnie zbadane. Trzy dotknięcia stetoskopem, zajrzenie w gardło. Choć mówiliśmy, że bardzo nas niepokoi świszczący oddech synka i ewidentne objawy duszności, pani doktor stwierdziła, że to tylko spływający do krtani katar. Bez pytania o wiek i wagę Maksia dała zastrzyk, który miał pomóc w dusznościach. - relacjonowali rodzice.
Lekarka uspokoiła rodziców i powiedziała, że spokojnie mogą wyruszyć w drogę. Zaleciła kupienie inhalalora i nawilżanie pokoju dziecka. Nad ranem kiedy dojechali do domu w Łańcucie, zmęczeni położyli się spać.
Słyszeliśmy jego ciężki oddech, więc choć nie budził się i nie płakał, postanowiłem wstać przed godziną 10, by w aptece kupić ten inhalator. I wtedy nagle zapadła cisza. Maksio przestał oddychać.
Wezwano pogotowie, reanimacja trwała ponad godzinę. Lekarzom nie udało się uratować chłopca.
"W dniu pogrzebu synka otrzymaliśmy zawiadomienie o wszczęciu przez prokuraturę w Łańcucie śledztwa w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci Maksa przez lekarkę ze szpitala w Pucku. Jako osoby pokrzywdzone mamy też dostęp do materiałów śledztwa. Wstępna sekcja wykazała, że przyczyną zgonu była ostra rozedma płuc i obrzęk mózgu. Na patomorfologii usłyszeliśmy, że takie przypadki u dzieci się nie zdarzają. Wystarczyło dokładnie zbadać dziecko, podać mu odpowiednie leki, być może zatrzymać w szpitalu."
Zastanawiam się, dlaczego tak nie zrobiono w Pucku? Dlaczego powiedziano nam, że synek z katarem może bezpiecznie wyruszyć w podróż przez Polskę? Mam poczucie, że szpital i pracująca w nim lekarka zawiedli nas w najgorszym możliwym momencie. To było nasze jedyne dziecko...
Rzecznik Praw Pacjenta wytyka lekarce błędy
Rodzice zgłosili sprawę do Rzecznika Praw Pacjenta, który po przeanalizowaniu dokumentów stwierdził, że zostały popełnione błędy w badaniu i leczeniu chłopca. Opinię RPP cytuje "Gazeta Wyborcza":
Lekarz postawił błędną diagnozę, nie rozpoznał zapalenia płuc i nie wdrożył skutecznego leczenia. Brak postawienia prawidłowej diagnozy niewątpliwie wpłynął na dalszy proces leczenia, a dokładnie na zaniechanie leczenia ostrej infekcji dróg oddechowych. Ponadto błędnie postawioną diagnozę należy również zakwalifikować jako naruszenie prawa pacjenta do informacji o stanie zdrowia, rodzice chłopca otrzymali wskazania, co do niewłaściwego rozpoznania jednostki chorobowej.
Rzecznik wniósł o rozważenie zastosowania sankcji służbowych wobec lekarki, która w jego ocenie "naruszyła prawo pacjenta do świadczeń zdrowotnych, przeanalizowanie okoliczności sprawy, aby wykluczyć w przyszłości stwierdzone zaniedbania i pouczenie personelu o prawach pacjenta i świadczeniach zdrowotnych."
Z opinią rzecznika nie zgadza się szpital w Pucku, który wydał oświadczenie: "Oficjalnie chcielibyśmy zaznaczyć, że nie zgadzamy się z opinią Rzecznika i w związku z tym wystosujemy odpowiednie pismo uzasadniające, które po przesłaniu Rzecznikowi również opublikujemy. Czy lekarz mógł zlecić wykonanie RTG klatki piersiowej lub zlecić badania biochemiczne krwi, o których wspomina Rzecznik? Oczywiście. Szpital Pucki sp. z o. o. dysponuje całodobową pracownią RTG i laboratorium. Niemniej jednak to decyzja lekarza dyżurującego - nie placówki. Pytanie o zasadność prosimy więc kierować do lekarza, który udzielał świadczenia dziecku, a który już nie współpracuje ze Szpitalem Puckim sp. z o. o.” – poinformował szpital.
Zarząd szpitala podkreśla, że od samego początku "dąży do pełnego oraz rzetelnego wyjaśnienia sprawy."