„Facet nie pies, na kości nie poleci” Dlaczego nie mówi się o #SKINNYSHAMING? [FELIETON]
Na każdym placu zabaw była kiedyś taka huśtawka - niektórzy mówią na to konik, inni huśtawka wagowa, jeszcze inni pochylnia. Cała zabawa polegała na tym, że kiedy osoba na jednym końcu wzbijała się w górę, ta naprzeciwko opadała w dół. Tak widzę współczesną ciałopozytywność i ten tekst, to mój mały apel o to, abyśmy z tej huśtawki w końcu zeszli.
„Czy ty coś jesz?”
Od zawsze byłam chuda. Nie szczupła, nie drobna, nie z wąską talią i seksownie wystającymi kośćmi biodrowymi. Po prostu chuda. Skłamałabym też, gdybym powiedziała, że dużo jem. Pamiętam dźwięk krzeseł zakładanych na stoły w jadalni ośrodka wczasowego, podczas gdy mama cierpliwie czekała, aż zjem całą kanapkę. Pamiętam, że pytana o to, jakim chciałabym być zwierzęciem (typowe, fascynujące pytanie rodem ze złotych myśli), bez namysłu odpowiadałam, że wężem - bo je raz na miesiąc. Wiem, że zjedzenie przeze mnie całego obiadu wiązało się z wykrzesaniem od mojej babci cyrkowych zdolności - odwracała moją uwagę... durszlakiem z doczepionymi zegarkami na głowie. Co prawda z opowieści, ale tych na temat mojej, mówiąc delikatnie, niechęci do jedzenia, było dużo.
Nieważne. Kiedy byłam dzieckiem, określenia w rodzaju tyczka, wykałaczka (!), chudzielec, nasza szkapa i tak dalej - nie robiły na mnie wrażenia. Trzy pary rajstop pod spodniami i swetry zasłaniające tyłek, zaczęłam nosić dopiero w okresie dorastania. Moje koleżanki powoli przypominały „kobiety”: miały pupę, powoli rysowały się biodra, pojawiał się biust. U mnie - cóż, jak to teraz zwykłam mówić - nogi płynnie przechodziły w plecy, lub bardziej dosadnie: cierpiałam na (dzieci, zamknijcie oczy) „bezdupie przewlekłe”. W domu, przed lustrem nie było źle. Nie raz, zachęcona swoją świetną prezencją, postanawiałam uwiecznić ją na, później nazwanym, selfie. No i wtedy zaczynał sie dramat. Na zdjęciu wychodziło, że moje nogi przypominają dwa patyki, a pośladki... hmm, jakie pośladki? Przebiórka, trzy pary rajstop, sweterek, albo bluza zakrywająca tyłek. Jak się zdarzyło, że nie było kontrolnej sesji zdjęciowej w lustrze i zdobywałam się na tą ekstrawagancję wyjścia z domu w mini - na każdy dźwięk śmiechu na ulicy cała płonęłam, bo byłam pewna, że to ze mnie się śmieją, bo jestem chuda.
Kobiece kształty
Później zaczął się okres „facet nie pies, na kości nie poleci”. Niestety, najczęściej głoszone przez koleżanki, które za zasłoną ówczesnego sisterhoodu, podnosiły swoją samoocenę deprecjonując innych. Klasyk. Do moich ulubionych maksym z tamtego okresu należy też „kobieca figura, a nie jak 12 letniego chłopca”. No więc nie trudno się domyślić, że mówienie o sobie per kobieta, wywoływało dziwne poczucie wstydu i zażenowania.
Jezu jaka ty jesteś chuda, chciałabym być szczupła ale nie aż tak jak ty! Widzisz tą chudą laskę - ty jesteś jeszcze chudsza. Coś ty, nie wierzę ze te spodnie są na ciebie dobre - przecież ty masz sto razy mniejszy tyłek. Kobieta powinna mieć krągłości.
Zawsze marzyłam o tym, żeby być gruba. Żeby się wszyscy ode mnie odczepili, a szczególnie ci orędownicy ciałopozytywności, którzy zapominają, że to nie tylko oswajanie oponki na brzuchu, czy masywnych ud. Osobiście uważam, że reklama pewnej marki kosmetycznej z hasłem „Piękne kształty - kobiece kształty”, paradoksalnie dołożyła swoją cegiełkę do bodyshamingu, bo początkowo występowały w niej tylko kobiety z krągłościami. Czy tylko narzekałam? Nie, katowałam się jedzeniem 5 bananów dziennie, zamawiałam diety pudełkowe z potrójną ilością kalorii, wmuszałam w siebie dwa śniadania. Dopiero po latach dałam sobie spokój, moja waga oscyluje wokół 49 kg przy 173 cm wzrostu. No i fajnie.
#skinnyshaming w czasach Instagrama
Wierzcie lub nie - mi już przeszło. Byłam wrażliwą nastolatką, łatwo było zachwiać moim poczuciem własnej wartości. Może dlatego teraz jestem, tak dla równowagi - trochę zarozumiała i egocentryczna? Lubię swoją figurę, rzadko podczas przymierzania ubrań pytam już „czy nie za chudo?”. Ale wiem, że młodych dziewczyn, „szczypiorków” jest mnóstwo. I jest im jeszcze trudniej - wychowują się w kulcie dużych pośladków i „kobiecych kształtów” zbierających miliony serduszek na Instagramie. Zróbmy coś z tym i na litość boską nie podbudowujmy jednych dziewczyn, kosztem niszczenia innych. Może Ty, czytelniczko, witasz siostrzenicę uroczym „niedługo znikniesz, taka chudziutka jesteś”? A może zdarza Ci się skomentować, że dziewczyna na zdjęciu wygląda jak wieszak?
Tak, skinnyshaming naprawdę istnieje.