Stoliczku unieś się!
Czy naprawdę można rozmawiać z duchem? Ależ tak! Wystarczy usiąść z medium przy stoliku i urządzić seans spirytystyczny. Kiedyś był główną atrakcją salonów. A dziś?
- Anna Potrzeba
Stoły i stoliki zaczęły masowo wirować w Stanach Zjednoczonych w latach 40. XIX w. Za matki chrzestne tej epidemii przyjęło się uważać dwie nastolatki: Margarettę i Catherine Fox, córki pastora z miasteczka Hydesville w stanie Nowy Jork. Dziewczynki zainicjowały dialog z duchem, nazwanym przez nie pieszczotliwie Mr Splitfoot (pan Kopytko). Rozmowę toczono za pomocą klaskania w dłonie i trudnych do zidentyfikowania stuknięć nadawanych przez gościa z zaświatów. Wkrótce w Rochester odbyła się pierwsza dyskusja panelowa z udziałem duchów wywołanych przez siostry Fox, które brały za wstęp 5 gwinei od osoby.
Dwa lata później z duchami konferowało w USA już 1500 osób. W 1852 r. do amerykańskiego senatu wpłynęła petycja podpisana przez 15 tys. obywateli, w której żądano wyjaśnienia, co takiego dzieje się z meblami, że nie mogą ustać spokojnie. W rok później zaczęły stukać i tańczyć stoły w całej Europie. Harce te skupiły na sobie uwagę artystów w kawiarniach i arystokracji w salonach.
Pogadać ze zjawą
Był to czas - jak zauważa Prentice Mulford, amerykański pisarz, filozof, dziennikarz i podróżnik - gdy na każdym seansie musiał zjawić się "Goethe" lub "Napoleon". Także czas wystąpień całego korowodu mediów - łączników z zaświatami, którzy, wykorzystując swe niezwykłe zdolności, na oczach setek ludzi potrafili ożywiać drewniane sprzęty i materializować zjawy.
Daniel D. Home, Eusapia Palladino, Henry Slade, Teofil Modrzejewski (Franek Klus-ki) - to najbardziej znane media. W 1854 r. liczba czynnych mediów w Stanach Zjednoczonych wynosiła podobno 30-40 tys. Ile było w Europie, można się tylko domyślać. Wirujące stoliki zafascynowały pisarzy: Theophila Gautiera, George Sand, Arthura Conan Doyle`a, a także naukowców: Williama Crookesa, Aleksandra Butlerowa, Roberta Hare'a, Friedricha Zollnera. Był to też złoty okres dla stolarzy. Co chwilę ktoś zamawiał psychografy - stoły, których jedna noga była zakończona ołówkiem. Służba zaś znosiła do naprawy meble nadwerężone po skokach i przytupach.
"Stoliki robiły wszystko, co im rozkazano - wspominał w 1923 r. pisarz Stanisław Wasylewski - skakały z nogi na nogę, grały na klawikordzie, wywracały się blatem do góry, kładły się na ziemi i na sofie, podnosiły się do sufitu, a nawet pękały z trzaskiem pod naporem nieznanej mocy...".
Zaklinacze mebli
Daniel D. Home w zaklinaniu mebli był mistrzem. W 1854 r. w obecności wielu świadków zmusił do lewitacji stół obciążony do 385 kg. Sprawił, że uniósł się na wysokość 30 cm, a potem zaczął się kiwać, nachylając blat nawet do 50 stopni. Podczas tych ewolucji nie spadł żaden ze znajdujących się na nim przedmiotów. Nie stoczyły się nawet ołówki.
Innym razem pewien stolik pod spojrzeniem Home'a stanął na jednej nodze i zaczął wyginać się na wszystkie strony niczym w karykaturze baletu. Wkrótce do tego obłędnego tańca dołączyło dziewięć krzeseł.
Osiągnięcia w ćwiczeniu mebli miało też włoskie medium, Eusapia Palladino. Julian Ochorowicz, filozof, psycholog, publicysta i wynalazca w jednej osobie, który uczestniczył w seansie tej fascynującej kobiety, zanotował: "Jedno krzesło wyplatane, stojące na zewnątrz koła, zostało postawione na pianinie pod ścianą, a inne ciężkie, wyściełane, przeszło nad naszymi głowami na stół i jakby osłabło w drodze, zatrzymało się, następnie portiera zarzuciła się na mnie, jakby dla zrobienia cienia, i krzesło posunęło się na drugi koniec stołu".
Jeszcze dalej poszedł Henry Slade, który w 1878 r. w Lipsku zdematerializował stolik, a następnie przywrócił go do istnienia. To wydarzenie miało jednak przebieg dramatyczny, bo zmaterializowany mebel - pełen agresji - zaatakował spirytystów, nabijając im guzy.
Epidemia dociera do Polski
W 1853 r. stoliki zaczęły wirować i u nas. Według Stanisława Wasylewskiego eksperymenty z meblami rozpoczęto w Krakowie, przy życzliwym zainteresowaniu uniwersyteckich mędrców. Na łamach "Czasu" można było przeczytać, że profesorowie Czyrniański (chemik), Fierich (fizyk) i Kuczyński (prawnik) zasiedli do stołu, by sprawdzić nowinki docierające zza oceanu.
"Była godzina 5 minut po południu - relacjonowali z naukową dokładnością. - Po dziesięciu minutach uczuliśmy najpierw lekki wiatr idący od palców do łokcia w ręce lewej, potem drżenie w rękach i rodzaj prądu wewnętrznego, który przy- pominał wstrząśnienia sprawiane przez słabe prądy magnetoelektryczne. Po 25 minutach południowo-zachodnia noga stołu posunęła się z trzaskiem o 1,5 cala na wschód... Po 40 minutach stół skręcił się gwałtownie obok nogi północno-zachodniej... O godzinie 6.45, w pięć kwadransów od rozpoczęcia posiedzenia, stół zaczął dość nagle formalny obrót od zachodu do północy...".
W ten sposób wirujące szaleństwo zyskało immunitet "faktu naukowego" i bez przeszkód zaczęło zadomawiać się w Warszawie, Poznaniu czy we Lwowie, a także - w Bronowicach i w Czarnej Wsi. Jak na "epidemię" przystało, równo zarażali się chłop i szlachcic, a stołom było wszystko jedno, czy tańcują na posadzce z marmurów, czy na ubogim klepisku.