Reklama

Nasze życie jest neutralne. Wszystko, co nam się zdarza, po prostu jest, tylko jest... Także wypadek, kłótnia, rozwód, utrata pracy, samotność, fakt bycia okradzionym czy nieuprzejmie potraktowanym w urzędzie. Zdarznie, które my, ludzie, postrzegamy jako złe, bolesne, krzywdzące - z punktu widzenia kosmosu tylko są. Ich negatywna ocena jest wytworem człowieka. A kiedy osądzamy, rodzi się w nas opór, chęć walki albo ucieczki. Te reakcje emocjonalne sprawiają, że stajemy się ofiarami. Sytuacji, w której się znaleźliśmy, własnych uczuć, ludzi, którzy wyrządzli nam zło. - Ofiarami stajemy się automatycznie, gdy tylko kogokolwiek lub cokolwiek osądzamy - podkreśla Colin Sisson i dodaje: - Problemem człowieka nie jest samo zdarzenie, w jakim uczestniczy, ale stosunek człowieka do tego zdarzenia, jego osąd.
Istota bycia ofiarą polega na tym, że oceniwszy negatywnie jakieś zdarzenie lub choćby tylko związane z nim emocje, kodujemy w sobie wzorzec, według którego będziemy nieświadomie funkcjonować przez całe życie.

Reklama

SYNDROM UCIEKAJĄCEJ OFIARY

Na przykład nad losem Marty zaciążył prezent, który jako dziecko zrobiła mamie na Dzień Matki. To miała być niespodzianka, więc w niezbyt pięknym, lecz własnej roboty, pudełku położyła maskotkę na stole. - A cóż to za bałagan! - powiedziała mama wróciwszy z pracy. - Posprzątaj to natychmiast! Marta nigdy więcej nie zrobiła jej prezentu. Bała się dawać matce nawet kwiaty. Z czasem zaczęła bać się dawania czegokolwiek komukolwiek. Każda sytuacja z prezentami budziła w niej smutek, wewnętrzne napięcie. Za którymś razem, gdy musiała komuś coś dać, poczuła mrowienie w przegubach. Negatywny wzorzec pcha nas do takich działań, reakcji, zachowań, które pozbawiają energii, wpędzają w depresje, wywołują agresję. Ponieważ odbywa się poza kontrolą świadomości, wydaje nam się, że tak musi być, że to normalne, że to nasza wrodzona cecha charakteru.
Cierpimy, więc szukamy ulgi. Uciekamy w alkoholizm, seksoholizm, pracoholizm, agresję, różnego rodzaju natręctwa jak np. sprzątanie bez przerwy i bez sensu, telefoniczne gadulstwo, narzekanie. To oczywiste, myślimy, że naszemu nieszczęściu winni są wszyscy inni, a nie my sami. - A kiedy skończy się lista zdarzeń i osób, które uważamy za winne naszemu podłemu losowi, zawsze jeszcze można narzekać na rząd - śmieje się Colin Sisson, który ma wspaniałe poczucie humoru i każdy dzień zajęć kończy stwierdzeniem: "I koniecznie dobrze się bawcie, bo nie ma żadnego dowodu na to, że życie jest poważne".
To, w co ucieka Ofiara Colin Sisson nazywa ucieczkowymi zachowaniami uzależnieniowymi. Opowiada o sobie sprzed wielu lat, z czasów, kiedy nie miał pojęcia, że w przyszłości będzie na całym świecie uczył świadomego życia i świadomego oddychania. - W młodości, w chwilach, kiedy czułem się sfrustrowany, miałem w zwyczaju sięgać po piwo, ale to mi nie pomagało. Wcześniej czy później znów czułem się ofiarą, bezsilną i bezradną wobec świata, żony, szefa... Potem odkryłem New Age, medytacje, jogę i zdrowe odżywianie, lecz mimo to psychicznie czułem się wciąż tak samo źle.
W końcu zrozumiałem, że jeden zestaw uzależnień zamieniłem na inny. Praktyki duchowe też mogą mieć charakter ucieczkowy! Na kolejne warsztaty czy na jogę też można biegać tylko po to, aby uniknąć konfrontacji z prawdą. Według Integracji Oddechem prawdziwe uzdrawianie zaczyna się od przyznania się przed samym sobą: jestem uciekającą ofiarą. I od zrozumienia, że wcale nie muszę cierpieć, bo mam wybór.

Reklama

MIĘDZY DUCHEM A CIAŁEM

Nowe świadome życie zaczyna się od odpowiedzi na jedno pytanie: czy chcę tkwić dalej w przeszłości, skupiając się tylko na zewnętrznych wydarzeniach, frustrować się i bez końca narzekać, czy też wolę skierować się ku swemu wnętrzu, naprawdę, do głębi, pobyć ze swoimi emocjami, dać sobie pozwolenie na ich przeżycie do końca (uwaga - pozwolenie sobie na uczucie to nie to samo co jego wyrażenie!), uwolnić się od nich i zacząć żyć odpowiedzialnie? Jeśli chcesz wybrać drugą drogę, głosi teoria Integracji Oddechem, po prostu zacznij oddychać. Oczywiście nie byle jak, lecz świadomie, według specjalnych zasad. Znają je już doskonale polscy wychowankowie Colina Sissona, kilku z nich jest świetnymi trenerami.
Na początek należy odbyć pod kierunkiem któregoś z nich co najmniej dziesięć sesji, a dalej można zgłębiać wiedzę pod okiem samego twórcy metody, który od czasu do czasu prowadzi w Polsce warsztaty. Dlaczego świadomy oddech leczy duszę, a czasem także ciało? Dlaczego nieświadomy osłabia je i niszczy? Oddech ma olbrzymi wpływ na nasze życie, jest łącznikiem między światem ducha a fizycznością. Jak oddychasz, tak myślisz, a jak myślisz, tak żyjesz. Oddech ma ścisły związek z emocjami, szczególnie z lękiem. W chwili lęku spłycamy oddech, brak nam powietrza, przerażeni mówimy, że "zaparło nam dech w piersiach". Aby doznawać negatywnych emocji, nie musimy dziś uczestniczyć w żadnych konkretnych zdarzeniach.
Całe życie we współczesnym świecie to przecież życie w lęku. Nawet, gdy pijając kawę siedzimy w swoim bezpiecznym domku przed telewizorem, programy informacyjne bombardują nas wiadomościami o wojnach, klęskach, katastrofach. Nieświadomie nasiąkamy lękiem i innymi negatywnymi emocjami, których nie rozładowujemy, bo albo nie wiemy jak, albo w ogóle nie wiemy, że w nas tkwią. Stłumione emocje wywołują cały łańcuch reakcji psychofizycznych, które sprawiają, że uczucia "grzęzną" w ciele. Najczęściej "osiadają" w mięśniach. Przypomnij sobie, co się dzieje, gdy się boisz albo złościsz? Jednych ludzi boli kark, innych łydki, brzuch, głowa, niektórzy czują ucisk w gardle. Colin Sisson idzie w swych obserwacjach dalej. - Blokady energetyczne - twierdzi - powodują nie tylko dolegliwości fizyczne, lecz także zawężają świadomość, nasz kontakt z samym sobą. A ponieważ samoświadomość to jest to samo, co siła życiowa, wycofanie świadomości z jakiegoś obszaru istnienia jest równoznaczne z wycofywaniem siły życiowej z części naszego jestestwa. -Najbardziej chorzy ludzie to ci, którzy mają w sobie wiele napięć, ale nic nie czują? - pisze Colin Sisson w swojej książce "Wewnętrzne przebudzenie" i nazywa ten proces procesem tłumienia.
Jego odwrotnością jest właśnie proces integracji oddechem. - To, co się dzieje w procesie Integracji Oddechem, porównuję do czajnika z wrzątkiem - mówi Mariusz Świetlik, jeden z pierwszych polskich uczniów Sissona. - Wrzącą wodę możesz albo na kogoś wylać i wtedy wybucha awantura, możesz ją schłodzić, czyli udawać, że nic się nie stało i wpaść tym samym w rolę ofiary. A Integracja Oddechem proponuje: patrz, jak woda się wygotowuje, nie przeszkadzaj jej w tym, obserwuj, jak emocja całkiem znika...
Samoobserwacja jest istotą tej metody. Kluczem do powodzenia terapii jest pozwolenie sobie na bycie z tym, co dzieje się w nas w danej chwili - z emocjami lub doznaniami fizycznymi - i otwarcie się na lęk, który się za nimi kryje. Oddech jest tylko narzędziem, które pomaga połączyć się z tym wszystkim, co wyparliśmy kiedyś do podświadomości. Zwrócenie uwagi na to, co dzieje się w trakcie tej sytuacji we wnętrzu zamiast na bolesną sytuację zewnętrzną, sprawia, że człowiek spotyka się z tym, czego unikał, że następuje transformacja lęku w miłość, w wolność wewnętrzną, w autentyczną kochającą moc.

Reklama
Reklama
Reklama