Reklama

Z pierwszym mężem się rozwiodła, drugi zmarł. Trzeci związek - nieformalny - zakończył się rozstaniem. Ze zranionym sercem, niechętna nowym znajomościom, zapomniała, że Anioły nigdy się nie mylą. Miłość przyszła szybciej, niż przypuszczała. Czysta jak kryształ, wspaniała, tak jak wspaniały okazał się mężczyzna, który pewnego dnia stanął w drzwiach jej mieszkania. Szukał miejsca, gdzie grupa przyjaciół mogłaby się spotykać na medytacje. Ponieważ Małgorzata mieszkała wówczas sama w świetnym punkcie Warszawy, wspólna znajoma zapytała: "Może u ciebie" Umówię was, zastanów się..."
Kiedy go ujrzała, od razu wiedziała, że to On. A ponieważ zna się na ludzkiej psychice i na energiach, wiedziała też, że przeznaczenia nie można poganiać; są sprawy, którym należy pozwolić, by działy się same.
Po tym pierwszym spotkaniu długo nie mieli szans na następne. Małgorzata prowadziła coś w rodzaju dziennika uczuć - zaczęła to robić, kiedy szukała porozumienia z młodszym synem. Jego ojciec, drugi mąż Małgorzaty, zmarł nagle na zawał serca, kiedy chłopiec miał 12 lat. Zaskoczenie, cierpienie, ból, a syn był bardzo wrażliwy. - Czułam jego ciepienie - wspomina Małgorzata. - Wiedziałam, co przeżywa, jak się męczy i byłam zupełnie bezradna. Tak jak wtedy, gdy zmarła moja matka, a ja miałam 17 lat. Tak naprawdę nie pogodziłam się z jej śmiercią, więc nie potrafiłam właściwie reagować i pomóc synowi. Zaczęły się kłopoty syna w szkole i nie tylko... Gdy skończył 18 lat, wyprowadził się z domu, rozpoczął życie na własny rachunek (dziś studiuje, jego życie wróciło do normy).
Zamiast prawić kazania, robić awantury, Małgorzata intensywnie pracowała nad swoimi emocjami. Jedną ze skutecznych metod okazało się pisanie m.in. listów do syna. Rok temu dołączyła do nich kronikę ostatniej miłości i tak powstał "Dotyk serca - droga do poznania siebie". Książka-wiwisekcja duszy, zapis docierania do prawdy o sobie, lekcja budowania związku z mężczyzną. Piękna i prawdziwa, choć te dwie wartości trudno się łączą.

Reklama

Wiedzę o ludzkiej psychice i duszy zdobywała na różnych kursach, warsztatach - gdzie się dało. Sama też wielokrotnie poddawała się terapiom, energetycznemu oczyszczaniu, medytowała. Mając 35 lat, wróciła do Boga, z którym rozstała się w dzieciństwie. Jako córka matki, silnej indywidualistki i ateistki, ochrzczona została dopiero w wieku dwóch lat. Pewnie dlatego, że dostała skrętu kiszek i w szpitalu ledwie ją odratowali. Do Pierwszej Komunii Świętej też przystąpiła inaczej niż wszyscy. W miasteczku był zwyczaj, że sakrament przyjmowało się trójkami: dziecko, tata i mama. Jej niewierzący rodzice nie zamierzali iść do komunii, więc stanęli dalej od ołtarza. Ksiądz dobrze znał sytuację rodziny, mimo to głośno zapytał: "A ty, dziecko, nie masz rodziców?" Wylękniona dziewczynka odparła "nie mam" i to była trauma, która na wiele lat oddzieliła ją od wiary.
Do kościoła zaczęła zaglądać za sprawą drugiego męża. Wspaniały człowiek, mądrze wierzący, prosił od czasu do czasu, aby wybrała się z nim na mszę. Któregoś lata pojechała jako wychowawczyni na obóz. W południe wpadła na chwilę do swego domku, by coś zabrać. Nagle - można to tak określić - modlitwa spłynęła na nią jak strumień łaski. Przez godzinę nie mogła ruszyć się z miejsca, modliła się tak gorąco jak nigdy przedtem. Od tamtego doznania zaczął się jej rozwój duchowy.

Reklama

Aby być skutecznym, terapeuta musi najpierw uporządkować siebie, przejść własną terapię. Jako jedną z pierwszych prawd o sobie Małgorzata odkryła tę, że wciąż jest uzależniona od nieżyjącej dawno matki. Na powierzchnię świadomości wypłynęła taka scena: nastoletnia Małgosia pyta: "Mamo, za koleżankami biegają chłopcy, a za mną nie. Czy ja jestem brzydka?" Mama przyjrzała się jej uważnie i powiedziała: "Nie, córeczko, nie jesteś brzydka, jesteś przeciętna".
- Długo nie byłam świadoma, jak to stwierdzenie wpływało na moje życie - wyznaje Małgorzata. - A więc łażenie z chłopakami po drzewach, zawód "klawisza", różne szalone decyzje, na przykład wyjście za mąż po trzech dniach znajomości, to było udowadnianie sobie czy komuś, jak bardzo jestem wyjątkowa i nieprzeciętna. Jaka to była ulga, gdy rozstałam się z tym wzorcem działania, gdy zaczęłam o sobie decydować naprawdę sama!

Kolejnym milowym krokiem w wewnętrznym rozwoju była odpowiedź na pytanie, dlaczego mimo wielu zalet, wykształcenia, urody tak niefortunnie układały się jej związki z mężczyznami. Otrzymała ją, gdy pracowała metodą konstelacji rodzinnych Berta Hellingera. Obcy ludzie, "wsłuchując się" w energię pola wiedzy, które Małgorzata wykreowała podczas terapii, stwierdzili, że jej ojciec nie był jej ojcem? Zszokowana, pojechała do rodzinnej miejscowości. Ktoś z żyjących jeszcze starszych krewnych potwierdził: Małgosia jest owocem miłości swojej mamy do pewnego mężczyzny, którego zresztą jako dziecko nieraz widywała w ich domu. Wreszcie zrozumiała, gdzie miało początek poczucie odrzucenia, które towarzyszyło jej w kolejnych związkach. Bo choć ten ojciec, który ją wychował, bardzo ją kochał, wspierał, akceptował, energetyczny ślad odrzucenia przez biologicznego ojca zaowocował poczuciem bycia odrzucaną przez wszystkich kolejnych mężczyzn.
Podświadomy umysł pamięta każde zdarzenie, emocję, przeżycie, więc im wcześniej dowiemy się całej prawdy o swoim życiu (także płodowym), tym lepiej. Każdy wzorzec można przecież uzdrowić i uwolnić się od niego. Małgorzata jest tego najlepszym przykładem: gdy uzdrowiła przeszłość, pojawił się w jej życiu mężczyzna, z którym tworzy harmonijny, szczęśliwy związek.
- Wcześniej było to niemożliwe, bo nie mogłam w pełni otworzyć się na miłość. Jeśli kobieta ma nieuporządkowaną relację z ojcem, nie może mieć dobrych relacji z innymi mężczyznami - mówi i po chwili dodaje: - Ale cena, jaką zapłaciłam, warta jest nagrody, jaką dostałam.

Reklama
Reklama
Reklama